Kanclerz albo dopnie swego, albo odejdzie
Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder
powiedział w wywiadzie dla tygodnika "Der Spiegel", że raczej
odejdzie niż "rozwodni" swój program reform gospodarczych, mimo że
jest to program bardzo niepopularny.
Nie przyłożę się do żadnej zmiany kursu - podkreślił kanclerz. - Jeśli konieczna będzie zmiana polityki, to trzeba będzie zmienić także przywódcę.
Gazeta "Bild" obliczyła, że w ciągu sześciu lat na urzędzie kanclerskim Schroeder już co najmniej osiem razy groził odejściem, kiedy stawał w obliczu rebelii lewego skrzydła socjaldemokratów. I tym razem w SPD, która poniosła druzgocącą porażkę w niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego i w wyborach lokalnych, pojawiają się żądania, by kanclerz złagodził program reform, co pomogłoby mu w odzyskaniu poparcia wyborców.
Socjaldemokraci zdobyli w wyborach do Parlamentu Europejskiego tylko 21,5% głosów, co jest najgorszym wynikiem SPD w ogólnokrajowych wyborach w historii RFN. W wyborach w Turyngii SPD przegrała natomiast nie tylko z CDU, lecz także z postkomunistyczną PDS. Na socjaldemokratów głosowało tylko 14,5% wyborców. Partie chadeckie - CDU i CSU - odnotowały co prawda straty głosów w porównaniu z rokiem 1999, uzyskały jednak ponad dwukrotnie większe poparcie niż SPD - 44,5%.
Wdrażany od ubiegłego roku rządowy program reform - "Agenda 2010" - spotkał się z ostrą krytyką społeczeństwa. "Agenda 2010" przewiduje m.in. obniżenie świadczeń dla bezrobotnych, zwiększenie udziału obywateli w kosztach leczenia, ograniczenie przepisów chroniących pracowników przed zwolnieniami.
Deklarowanym celem rządu jest ograniczenie wydatków państwa oraz pobudzenie wzrostu gospodarczego.