Kamilek umierał wiele dni. Ojciec dziecka: nikt nie chciał mnie słuchać
Grób jest biały. Z figurą skrzydlatego aniołka i zdjęciem chłopca, kilkuletniego uśmiechniętego blondynka. - Gdy zamykam oczy, widzę, jak on leży, bez sił, cały w ranach i błaga o pomoc - mówi Wirtualnej Polsce pan Artur, ojciec Kamilka z Częstochowy. Chłopiec zmarł rok temu. Za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem odpowie jego ojczym. Czeka na proces.
- Lekarze mówili mi, że nie widzieli dziecka w tak złym stanie - wspomina pan Artur, biologiczny ojciec Kamilka z Częstochowy. Przez 35 dni specjaliści z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach walczyli o życie chłopca. Obrażeń było zbyt wiele, a jego organizm zbyt wyniszczony. Kamil zmarł 8 maja 2023 roku. Miał osiem lat.
Został pochowany na cmentarzu w Częstochowie. Grób jest biały, z figurą skrzydlatego aniołka i zdjęciem chłopca, kilkuletniego uśmiechniętego blondynka. Ktoś ustawił dla niego samochodziki. Ktoś przyniósł pluszową przytulankę.
- Więcej miśków jest w grobie. Jak chowaliśmy Kamilka, było mnóstwo ludzi, wrzucali kwiaty, maskotki. Ale on misiami się nie bawił, bardziej autka, wyścigówki - wspomina. - Nie ma go, ale kochamy go - na czerwoną kurtkę mężczyzny znów spadają łzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Jak ich zabieraliśmy byli tak wygłodzeni, że jedli za dwóch"
Przed śmiercią Kamil wiele wycierpiał. Gdy trafił do szpitala, był odwodniony, wychudzony i brudny. Miał nieleczone złamania rąk i nóg. Spalone włosy na głowie, ślady po przypaleniach papierosem i poparzenia po tym, jak polewano go wrzątkiem i sadzano na piecu węglowym.
- Gdy zamykam oczy widzę, jak on leży na tym łóżku przy piecu, bez sił, cały w ranach, poparzony i błaga o pomoc. Załatwiał się pod siebie. Nie myli go, leżał tak kilka dni - mówi pan Artur. To on zadzwonił pod "112", gdy zastał syna w takim stanie. Dziecko mieszkało z matką i ojczymem.
- Zadzwoniła, żebym go zabrał. Pewnie chciała zrzucić winę. Chciałem go postawić na nóżki, ale leciał na twarz, nie mógł ustać, nie miał siły - wspomina mężczyzna. Mówi, że wcześniej chłopcy - Kamil i jego młodszy brat Fabian - byli już pod opieką jego i jego partnerki Ewy.
- Jak ich zabieraliśmy, byli tak wygłodzeni, że jedli za dwóch. Zawsze dokładkę zupy Kamilek chciał, talerz kanapek potrafił zjeść - przypomina sobie pani Ewa. - Ich matka pisała do mnie, że na Wielkanoc pójdzie do nas tylko Fabian, bo Kamil nie może. A potem przestała się odzywać. Jak z Kamilkiem było źle, to zadzwoniła, żeby go zabrać - dodaje.
"Uderzał pięścią w dłoń, tak pokazywał, że ojczym go bił"
3 kwietnia 2023 roku chłopca zabrał helikopter lotniczego pogotowia. Lądował na terenie szkoły, niedaleko kamienicy, gdzie chłopiec umierał od wielu dni. Nikt nic nie widział, choć oprócz Kamila i Fabiana w dwupokojowym mieszkaniu było jeszcze 10 osób, w tym matka chłopców, wujek i ciotka.
Lokal znajduje się na parterze zrujnowanej kamienicy w częstochowskiej dzielnicy Stradom. Wejście do budynku znajduje się od strony podwórza. Na placu przed kamienicą niewiele pozostało już śladów po zabawkach, rowerach i piaskownicy, którą chętnie fotografowano po tragedii.
- Nie chcieli wracać do domu, płakali, że nie chcą tam być. Kamil uderzał pięścią w dłoń, tak pokazywał, że ten Dawid go bił. Zgłaszałem, że miał ślady po biciu i przypalaniu papierosem, ale nikt nie chciał mnie słuchać. A potem lekarze mówili mi, że gdyby Kamilek trafił do szpitala 24 godziny wcześniej, to by żył - przekonuje pan Artur.
Zarzuty znęcania się i zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem
Już na pierwszej rozprawie aresztowej w częstochowskim sądzie do znęcania się nad dzieckiem przyznał się jego 27-letni ojczym Dawid B., a 35-letnia matka Magdalena B. potwierdziła, że o wszystkim wiedziała, ale ze strachu przed mężem i konsekwencjami nie reagowała.
- Zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad Kamilem, oraz drugim pasierbem Fabianem przedstawiono ojczymowi chłopca - przekazała WP prok. Marzena Muklewicz z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, która przejęła sprawę.
- Zarzuty dotyczące ułatwiania dokonania tego zabójstwa, a także ułatwiania znęcania się ze szczególnym okrucieństwem przedstawiono matce - dodała. Trzy inne osoby, mieszkające wspólnie z rodziną Kamila, usłyszały zarzuty związane z nieudzieleniem pomocy maltretowanym dzieciom. Proces w tej sprawie nadal jednak nie ruszył.
"Walczę, żeby Fabianek był z nami"
Drugie dziecko pana Artura z małżeństwa z Magdaleną B. przebywa obecnie w pieczy zastępczej. Mężczyzna stara się o opiekę nad synem. - Fabianek do Ewy zwraca się "mama Ewa", dobrze mu z nami. Odwiedzamy go, zabieramy na wycieczki, byliśmy w Alpakarnii, na zamku w Olsztynie. Walczę, żeby był z nami, chociaż w weekendy - mówi.
- Fabian nie za dobrze mówi, ale jest coraz lepiej. Ciągle powtarza: "tata, brat?", bo chciałby, żeby z nim był. Ale rozumie, co się stało. Razem odwiedzamy Kamilka na cmentarzu. Dotyka zdjęcia na grobie, całuje i mówi "brat mój" - dodaje pan Artur.
W rocznicę śmierci Kamila odbędzie się marsz w Częstochowie. Jego uczestnicy spotkają się przy białym grobie o godzinie 13 i przejdą do kaplicy na Jasnej Górze, po drodze mijając miejscowy sąd i MOPS.
Paweł Pawlik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Pawel.Pawlik@grupawp.pl