Kaczyński uległ, PiS zmienia zdanie. Hodowcy norek przy wsparciu o. Rydzyka ratują swoją branżę

Hodowcy zwierząt futerkowych, wspierani przez o. Tadeusza Rydzyka, osiągnęli swój cel. PiS kładzie uszy po sobie i z projektu ustawy o ochronie zwierząt wycofuje m.in. zapis o zakazie hodowli zwierząt futerkowych. Do zmian nakłaniał Jarosława Kaczyńskiego minister rolnictwa. Prezes PiS musiał ulec.

Kaczyński uległ, PiS zmienia zdanie. Hodowcy norek przy wsparciu o. Rydzyka ratują swoją branżę
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Michał Wróblewski

07.01.2019 | aktual.: 08.01.2019 09:42

Przeciwnikiem wprowadzenia całkowitego zakazu hodowli zwierząt futerkowych od zawsze był szef resortu rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Lobby hodowców norek czuło w nim wsparcie.

Następca Krzysztofa Jurgiela miał kilkukrotnie w ostatnich miesiącach namawiać Jarosława Kaczyńskiego - wielkiego miłośnika zwierząt - do wycofania się z uderzających w potężną branżę futerkową zmian. Ba, Kaczyński miał nawet "upominać" ministra, by dał sobie spokój. Bo i tak go nie przekona.

To przecież pod auspicjami prezesa PiS - jak pisaliśmy w WP - grupa jego posłów w 2017 r. złożyła w Sejmie projekt ustawy mający zakazać hodowli norek.

Nawet szef klubu PiS Ryszard Terlecki przyznawał kilka miesięcy temu publicznie: - Myślę, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych będzie przyjęty. Jestem za tym, by ten przemysł został w Polsce zlikwidowany.

Ale Ardanowski i futrzarze dopięli swego: posłowie PiS złożyli właśnie kilkudziesięciostronicową autopoprawkę do swojego projektu ustawy o ochronie zwierząt, która ów projekt zmienia w sposób kluczowy, a właściwie - zasadniczy.

Branża futerkowa - a w hodowli norek Polska jest jednym ze światowych potentantów, gdzie uśmierca się 8 mln zwierząt futerkowych - nie zostanie zlikwidowana. Gdyby zaś ustawa we wcześniejszym kształcie weszła w życie - bez autopoprawki - pracę w branży straciłoby dziesiątki tysięcy osób. Podkreślmy: Polska branża futerkowa - mimo że ma wielu przeciwiników - jest druga w Europie, a trzecia na świecie.

Gdyby PiS przeforsowało pierwotny projekt, polscy hodowcy norek po prostu by z Polski zniknęli. A swoje wielomiliardowe biznesy rozwijali za granicą.

Kaczyński się ugiął

Projekt ustawy, której celem jest wzmocnienie ochrony zwierząt, posłowie PiS wnieśli do Sejmu w listopadzie 2017 roku. Podpisał się pod nim m.in. prezes Jarosław Kaczyński. Niektóre zapisy projektu stały się przedmiotem gorącej debaty publicznej; ostatecznie prace nad ustawą zostały zawieszone.

I to jest właśnie najciekawsze - że do zasadniczych zmian w projekcie, na korzyść futrzarzy, przychylił się sam prezes PiS. Zwykle mało "labilny", gdy chodzi o kwestie z pogranicza ideologii i gospodarki, w które wierzy. Kaczyński przecież był zdecydowanym przeciwnikiem - z osobistego przekonania - wszelkich działań, które prowadzą do masowego zabijania zwierząt. A jednak się ugiął.

Przypomnijmy: Kaczyński w 2017 r. wystąpił w spocie prozwierzęcej i proekologicznej organizacji Viva, a także - wraz z europosłami PiS - patronował w Parlamencie Europejskim głośnej wystawie zorganizowanej przez Stowarzyszenie „Otwarte klatki”. Przedsięwzięcia te gorąco wspierał poseł PiS Krzysztof Czabański, który - jak podkreślały media podzielające obawy hodowców norek - "wszelkie swoje wysiłki wkładał w realizację postulatów ekologów".

Ataki ojca Rydzyka

Czabański - jak pisaliśmy w WP - był za to atakowany przez media związane z ojcem Rydzykiem. Najbardziej wpływowy redemptorysta w Polsce nie odpuszczał w tej sprawie rządowi.

Przykład? Na antenie telewizji Trwam w maju 2018 r. wyemitowano film wyprodukowany i sfinansowany przez zwalczanych wówczas przez PiS ludzi z branży hodowców zwierząt futerkowych. Jan Szyszko - wtedy już były minister rolnictwa - straszył w nim ekologów... służbami specjalnymi.

Lektor w filmie (można go obejrzeć tutaj) dowodził, iż ekolodzy chcą zniszczyć branżę hodowli zwierząt futerkowych i że tak naprawdę stoją za nimi wielkie i niebezpieczne dla Polski interesy niemieckich firm utylizacyjnych.

Ujęcia w filmie pokazywały ekologów naradzających się z Krzysztofem Czabańskim. Poseł jest w nim "łącznikiem" między ekologami a... prezesem PiS.

"Są osoby, które nie chciałyby, by pieniądze [z hodowli zwierząt futerkowych] trafiały do polskich kieszeni. Robią wszystko, by miliardy dolarów, które zarabia dziś Polska, znalazły się na ich kontach" - mówił w filmie lektor, a w tle... Krzysztof Czabański.

Łagodzenie tonu

Wszystko wskazuje dziś jednak na to, że po tamtych toruńsko-futrzarsko-pisowskich wojenkach nie ma już śladu. Sam Czabański oficjalnie także złagodził stanowisko w tej sprawie. - Minister rolnictwa został zobowiązany do podniesienia wymagań wobec ferm zwierząt hodowanych na futra. Tu głównie chodzi o norki. Zobaczymy, czy podniesienie tych standardów przyniesie korzystne skutki. Jeżeli nie przyniesie, wówczas do sprawy norek będziemy wracać - mówi dziś poseł PiS i szef Rady Mediów Narodowych.

Politycy partii Kaczyńskiego podkreślają, że zmieniony projekt został poszerzony o zapis dotyczący zakazu prowadzenia schronisk dla zwierząt oraz miejsc przetrzymywania bezdomnych psów i kotów przez podmioty komercyjne. Modyfikacji uległy także przepisy dotyczące identyfikacji zwierząt. Zakazano także pseudohodowli, w których rozmnażanie zwierząt odbywa się poza jakąkolwiek kontrolą czy zmieniono zapisy dotyczące trzymania psów na uwięzi.

- Zatem priorytetem koniec końców i tak jest ochrona zwierząt, ale w bardziej cywilizowanej wersji - mówią politycy PiS zajmujący się tematem.

Nieoficjalny "przywódca norkarzy", Szczepan Wójcik, w rozmowie z WP kilka miesięcy temu zdradził kulisy walki z pomysłem ustawowego zamknięcia hodowli. - Kiedy ustawa trafiła pod obrady, razem z innymi hodowcami i rolnikami odwiedziliśmy ponad połowę posłów. Nie z walizką pieniędzy. Przekonywaliśmy ich rzeczowymi argumentami, pokazując kulisy naszego biznesu, jak traktujemy zwierzęta i jakie profity gospodarka czerpie z tej działalności. Kilku posłów odwiedziło moją hodowlę - opowiadał wtedy prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia.

Dziś przekonuje: - Zakazu nie będzie. Ale wojna nadal trwa. Ataki na branżę futerkową będą jeszcze przeogromne.

O co chodzi? Hodowcy zwracają uwagę, że w autopoprawce autorstwa PiS zostały rozszerzone kompetencje organizacji prozwierzęcych: - Będą mieli większe uprawnienia niż policja. O tym mówi proponowana zmiana w postaci ustępu 3a. Zapisano w niej, że na żądanie uprawnionego przedstawiciela organizacji społecznej, policja lub straż gminna zapewnia asystę przy odbiorze zwierzęcia osobie prywatnej. Policji, straży gminnej w obecności przedstawiciela organizacji społecznej przysługuje prawo na teren wejścia posesji prywatnej bez zgody właściciela lub pomimo jego sprzeciwu. Oznacza to, że np. grupa dwudziestokilkulatków z organizacji ekologicznej wybierze się na wieś i będzie kontrolowała gospodarstwa rolne, nie mając odpowiedniego wykształcenia ani żadnych kompetencji. Przy czym prawo zezwala na wchodzenie na teren prywatny bez zgody właściciela - powiedział Szczepan Wójcik w rozmowie z portalem wPolityce.

Jak przekonuje hodowca, "organizacje ekologiczne będą teraz same decydowały o tym, kto źle traktuje zwierzęta, nie mając do tego żadnych kompetencji".

A jeśli chodzi o fermy - minister rolnictwa zapowiedział ścisłe kontrole i międzynarodowe audyty.

Wójcik przyklaskuje temu rozwiązaniu. - Jedynie fermy spełniające określone wymogi będą mogły funkcjonować. I to jest bardzo dobre. I ja, i branża jesteśmy zwolennikami wyczyszczenia rynku z nieuczciwych pseudohodowców - deklaruje biznesmen.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (355)