Kaczyński skieruje PiS do politycznych "okopów"? Działacze niepokoją się o przyszłość partii

Politycy PiS po wyborach mówili: "Jesteśmy stworzeni do bycia opozycją, to nasze DNA, które nas wzmacnia i prowadzi do zwycięstw". Dziś działacze tej partii powoli godzą się z myślą, że z Jarosławem Kaczyńskim na czele mogą nie mieć szans na powrót do władzy. Dawali temu wyraz zwłaszcza 11 grudnia - gdy rządowe stery oddawał Mateusz Morawiecki.

Posiedzenie Sejmu 11 grudnia, liderzy PiS przed wystąpieniem Morawieckiego
Posiedzenie Sejmu 11 grudnia, liderzy PiS przed wystąpieniem Morawieckiego
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Dominski/REPORTER
Michał Wróblewski

12.12.2023 | aktual.: 13.12.2023 08:17

We wtorek 12 grudnia - jak dowiedziała się Wirtualna Polska - na posiedzeniu klubu parlamentarnego PiS padły zapewnienia: "nie będziemy opozycją happeningową ani totalną", "musimy być opozycją skrupulatną, energiczną i dobrze przygotowaną". Jarosław Kaczyński wezwał parlamentarzystów swojej partii do aktywności i punktowania Donalda Tuska po jego exposé.

Ale sami politycy PiS nie są przekonani co do słuszności drogi, jaką obrał w nowym Sejmie ich lider.

Którą drogą pójdzie PiS?

- Jezu… - zareagowała z konsternacją na twarzy osoba z kręgów PiS. To było tuż po wyjściu na mównicę sejmową Jarosława Kaczyńskiego, który nowego premiera Donalda Tuska zwyzywał od "niemieckiego agenta".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Wróciliśmy do punktu wyjścia - mówił po tym z goryczą człowiek życzliwy prawicy. Stwierdził, że jeśli PiS będzie zachowywało się tak, jak w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, to "mentalnie będzie to podróż do lat 2007-2011".

To były chude lata dla PiS; czas, gdy formacja Jarosława Kaczyńskiego nie umiała znaleźć recepty na Platformę Obywatelską i zamiast otwierać się na nowych wyborców, radykalizowała się i zmniejszała swoje szanse na władzę.

Jarosław Kaczyński swoim krótkim wystąpieniem w Sejmie 11 grudnia pokazał, że znów szykuje się na długie lata w opozycji. "Totalnej" - oderwanej dziś od nastrojów ponad 11 milionów Polaków, którzy sprzeciwili się 15 października rządom jego formacji.

Co ciekawe, publicznie i oficjalnie wtórowali mu kolejni przyboczni z PiS, którzy - jak Marek Suski - porównywali Donalda Tuska do Hitlera i mówili o nowych rządzących jako o "Targowicy". Sam Kaczyński w jednej z wypowiedzi korytarzowych uznał, że nową większość sejmową wspierają obywatele nie tak zdolni umysłowo, jak zwolennicy PiS.

Część polityków młodszego pokolenia z PiS - jak Piotr Mueller czy Paweł Jabłoński - nie tylko nie próbowało dystansować się od słów prezesa o tym, że Donald Tusk jest "niemieckim agentem", ale wręcz je żyrowało. Twierdzili, że Kaczyński miał prawo tak mówić.

- Ja tego przekazu dziś nie kupuję, to bez sensu - dziwi się jedna z wpływowych osób z kręgów odchodzącej władzy. - Rozumiem, że Tuska można punktować od świtu do nocy, ale wyzywanie od Niemców to nie jest raczej sposób na powrót na ścieżkę wygrywania. Zwłaszcza że Morawiecki pokazał, że chce iść inną drogą, bardziej centrową - wskazuje rozmówca WP.

Morawiecki swoje, prezes swoje

Wystąpienie Morawieckiego w Sejmie - które trwało godzinę - zostało przykryte kilkuminutowym wystąpieniem Kaczyńskiego, a na koniec jego wtargnięciem na mównicę sejmową.

Kaczyński de facto podważył wszystko to, o czym mówił były premier - z czego otoczenie Morawieckiego miało nie być zadowolone.

A Morawiecki mówił tak: - Musimy zakończyć wojnę polsko-polską. Wzywam do tego nas wszystkich, także siebie, jak i was posłanki i posłowie. Skończmy z tą wojną, wybierzmy dialog. Szukajmy tego, co nas łączy. Tylko odrzucając tak skrajny konflikt, możemy przetrzeć nowe ścieżki rozwoju.

Prezes PiS pokazał w Sejmie, że nic sobie z tego przesłania nie robi. A to źle wróży jego ugrupowaniu.

Rozmówcy Wirtualnej Polski, którzy sprzyjają PiS - a także niektórzy działacze tej partii - są zaniepokojeni kiepską formą lidera, widzą, że Jarosław Kaczyński jest cieniem dawnego siebie sprzed lat, ma za sobą przegraną kampanię, w której wielokrotnie zaliczał wpadki i nie pomagał sięgać po nowych wyborców.

Coraz częściej w obozie odchodzącej władzy można usłyszeć coraz śmielsze głosy, że czas prezesa w polityce się kończy, a on sam nie wygra już żadnych wyborów. - Najgorsze jest to, że nie ma dziś na prawicy alternatywy, planu B. Nie wiemy, w którym kierunku to pójdzie - martwi się jeden z działaczy.

Politycy PiS - zwłaszcza ci bardziej umiarkowani - snują rozważania, czy nie warto przeprowadzić "rebrandingu" partii, czy nie postawić na nowy przekaz, skupiający wokół PiS inne grupy wyborców niż dotychczas.

Na razie Kaczyński jednak nie chce się na to zgodzić. A nastrój rezygnacji udziela się innym.

Jeden z naszych rozmówców zauważył: - Ludzie Morawieckiego "legendowali" go, że jego wystąpienie w Sejmie będzie jakimś "kamieniem węgielnym" pod działania PiS w kolejnych miesiącach i przyszłe zwycięstwa. Tymczasem to było przemówienie zrezygnowanego człowieka.

Poseł PiS: - Znacznie lepiej wypadł Mariusz [Błaszczak - red.]. Niby taki budyniowaty, a dynamit z niego wyszedł.

Były minister w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, dziś parlamentarzysta PiS Paweł Szrot napisał na Twitterze: "z wystąpienia na wystąpienie Pan Przewodniczący staje się jednym z najważniejszych polityków Sejmu tej kadencji".

Miał na myśli właśnie Błaszczaka.

Mateusz Morawiecki - jeśli nie chce oddawać pola innym - będzie musiał się wziąć w garść i zaplanować działanie swojego "zespołu pracy państwowej", który ma rozliczać rząd Donalda Tuska z realizacji obietnic. O powołaniu tego zespołu Wirtualna Polska pisała już kilka tygodni temu.

W sejmowych kuluarach przebąkiwano co prawda, że Morawiecki - rzekomo - ma chrapkę na stanowisko szefa klubu parlamentarnego PiS (od kilku tygodni funkcję tę pełni Mariusz Błaszczak), ale według naszych informacji nie dostanie tej funkcji. - On sam jej nie chce, to plotki rozsiewane przez "ziobrystów", którzy już go zaczynają szturchać - ucina poseł PiS.

Stracone wybory

Od ludzi związanych z obozem władzy słyszymy, że tak mają wyglądać rozpisane role we władzach PiS: Morawiecki ma być tym "merytorycznym", który rozlicza i pokazuje alternatywę, Błaszczak (przy wsparciu takich polityków, jak Przemysław Czarnek) ma wzmacniać przekaz PiS z sejmowej mównicy i na konferencjach prasowych, a Kaczyński ma być tym "polaryzującym", który "cementuje elektorat" przeciwko Tuskowi.

Czy ta taktyka się powiedzie? Długofalowo - być może. PiS-u bynajmniej nie można skreślać, bo wielu już to robiło, a Kaczyński mimo to trwa. I dzierży rząd dusz na prawicy od dawna, co kilka lat wracając do władzy i mając niepodzielny na nią wpływ.

Ale najbliższa perspektywa nie jest dla PiS optymistyczna. - Wybory samorządowe i europejskie spisujemy na straty - przyznaje jeden z działaczy. Inny dodaje: - Nie możemy znów postawić sobie szklanego sufitu na poziomie 25 procent, bo tak wyborów się nie wygra.

Obie elekcje odbędą się już w pierwszej połowie 2024 roku. W zupełnie nowych warunkach: po przejęciu mediów publicznych przez nową władzę i przy przesłuchiwaniach liderów PiS przez komisje śledcze.

Warunki te nie będą sprzyjały Jarosławowi Kaczyńskiemu w politycznym odradzaniu się. Prezes PiS prawdopodobnie zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego nawet jego najwierniejsi druhowie coraz częściej dostrzegają w nim frustrację.

Poseł PiS: - Trudno dziś wykrzesać z siebie nadzieję. Ale nie można się poddawać. Prawie 8 milionów wyborców by nam tego nie wybaczyło. Oni nie chcą Tuska u władzy, nie wolno o tym zapominać.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl

Zobacz także
Komentarze (1142)