Kaczyński o aferze z Czarneckim. Zdecydowane słowa
- Na razie wyroków nie ma, jest rysunek w "Gazecie Wyborczej". Jak będą wyroki, to się do nich odniesiemy - powiedział Jarosław Kaczyński. Prezes PiS pytany był o sprawę fikcyjnych podróży i nadużyć byłego europosła Ryszarda Czarneckiego i o to, czy grozi mu wyrzucenie z partii.
- W sprawie Ryszarda Czarneckiego, jak zapadną odpowiednie wyroki, będziemy musieli wyciągać wnioski, jak zawsze robimy - zapowiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński odniósł się do artykułu "Gazety Wyborczej", która w poniedziałek ujawniła nieznane szczegóły fikcyjnych podróży europosła Ryszarda Czarneckiego. Podczas konferencji dziennikarze pytali, czy Czarneckiemu grozi wyrzucenie z partii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyjątkowe odkrycie w Grecji. Susza odsłoniła dawne wspomnienia
Afera wokół Czarneckiego. Kaczyński zabrał głos
- Na razie jest rysunek w "Gazecie Wyborczej". Mogę powiedzieć, że od prawie 35 lat, odkąd wychodzi gazeta, wielokrotnie widziałem w niej różne rysunki. (...) Doświadczenie każe mi z coraz bardziej posuniętym sceptycyzmem do tego podchodzić - dodał Kaczyński.
Zaznaczył, że sprawę europosła PiS należy rozwiązać, bo "co do tego nie mamy wątpliwości".
Fałszywe rachunki Czarneckiego i podróże, których nie było
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", europoseł, który zarabia przynajmniej 30 tys. złotych miesięcznie, przedstawiał w Brukseli fałszywe rachunki na benzynę. Podawał też nieprawdziwe adresy, by "wydłużyć kilometrówkę", wymyślał numery rejestracyjne pojazdów i ich przebiegi, a także miasta, do których miał podróżować. Sfałszowane wnioski o zwrot kosztów podróży dotyczą aż 18 pojazdów.
Fałszywe rachunki wytropił Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). W 2019 r. OLAF przekazał polskiej prokuraturze informacje o nieprawidłowościach w rozliczeniach. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Zamościu, która prowadzi to postępowanie, Czarnecki miał wyłudzić ponad 854 tys. zł.
Naprawdę Czarnecki docierał do miejsca pracy samolotem, bo parlamentarzyści PE mają darmowe bilety. Jeździł też samochodem jednego z kolegów, który również rozliczał zwrot kosztów.
Gdy nadużycia wyszły na jaw, zrzucił winę na swoich asystentów. Polityk twierdził, że nie wypełniał samodzielnie wniosków o zwrot kosztów podróży.
Źródło: GW/WP