Kaczyński nie rozmawiał z Pawłowicz o jej "odejściu" z polityki
W weekend polską sceną polityczną "wstrząsnęły" dwie informacje: że Krystyna Pawłowicz odchodzi z życia publicznego i że decyzję o jej odejściu z polityki podjął sam prezes Jarosław Kaczyński. Obie te "wiadomości" są jak potwór z Loch Ness: wszyscy o tym mówią, ale nikt tego nie widział.
Krystyna Pawłowicz nieoczekiwanie poinformowała w sobotę wieczorem na Twitterze, że odchodzi z polityki. "Mój czas dobiegł końca. Teraz młodzi. Czas pomyśleć o życiu poza polityką. Zobaczyć miejsca rodzinne, pokurować zdrowie, posprzątać po sobie. Mam już prawie 70 lat i trzeba wszystkie swoje sprawy pozałatwiać" - napisała posłanka PiS.
Wpisy parlamentarzystki wszyscy zaczęli łączyć z tym, że Jarosław Kaczyński na zamkniętym posiedzeniu klubu parlamentarnego PiS zaapelował o "rozważne korzystanie z mediów społecznościowych" i "dyscyplinę" w publicznych wystąpieniach w mediach.
I to jest prawda, takie apele faktycznie padły na zebraniu klubu. Tyle że prezes - jak słyszymy od uczestnika spotkania - nie wymienił nikogo z nazwiska. Mitem jest - jak twierdzi nasz rozmówca z władz PiS - że Jarosław Kaczyński, jak głosi obiegowa opinia, "zmusił" Krystynę Pawłowicz do odejścia z polityki.
- To jest wierutna bzdura, nie było żadnej rozmowy na "dywaniku". A to, co wypisują w tej sprawie dziennikarze, powołujący się rzekomo na nasze źródła, dopisują po prostu swoje fantazje - twierdzi rozmówca z WP.
Może odejdzie, może nie
Pawłowicz - i to jest faktem - owszem, dostała (ale nie ona jedyna) "ogólną" i sugestywną opinię "z góry" o "nadgorliwości" w publikowaniu przysparzających PiS kłopotów wizerunkowych w mediach społecznościowych wpisów.
Ale - jak słyszymy w kierownictwie partii - nie było żadnego bezpośredniego nakazu w tej sprawie wobec konkretnych osób.
Nasi rozmówcy w partii rządzącej wspominają sytuację, kiedy media informowały o konieczności "wygumkowania" z mediów kontrowersyjnego posła PiS Dominika Tarczyńskiego, który miał rzekomo szkodzić PiS swoimi wpisami i tezami głoszonymi w mediach.
- Czy Dominik zniknął? Nie. Prezes raz się na niego wk...ł w Sejmie, jak przyatakował ostatnio Protasiewicza, ale tego wymagała wtedy sytuacja. A prawda jest taka, że Jarosław sobie go ceni i potrzebuje takich pistoletów. Informacje o wycięciu Tarczyńskiego z mediów były mrzonką, a plotkę rozpuszczały nasze "gołębie" - twierdzi nasz rozmówca.
- Krystyna zawsze funkcjonowała jako nasz "delegat" dla twardych. Każda partia musi mieć takie osoby - przekonuje rozmówca z PiS. Jednocześnie zgadza się z tym, że w roku wyborczym akcenty w medialnym przekazie stawiane będą zupełnie inaczej, niż do tej pory, ale "poza wytycznymi prezesa nie miały iść za tym żadne konkretne nakazy i zakazy".
Czy zapowiedzi Pawłowicz oznaczają definitywny rozbrat z polityką?
- Może odejdzie, a może nie. Miejsce na listach zawsze będzie miała pewne. Wpisy o odejściu z polityki podjęła sama, a my sami dowiedzieliśmy się o tym z Twittera - zapewnia rozmówca WP zorientowany w sytuacji w partii.
W 2015 r. Pawłowicz po raz pierwszy ogłosiła odejście z życia publicznego. Obietnicy nie dotrzymała. Ale gdyby faktycznie tak się stało, nikt z partii płakać za nią będzie. Posłanka PiS - jak mówią w partii - w polityce od dawna nie ma już przyjaciół.
PS. Próbowaliśmy dodzwonić się do pani poseł. Odrzucała nasze połączenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl