Kaczyński czy Tusk - kto jest bardziej brutalny?
Kto jest bardziej brutalny? Jarosław Kaczyński czy Donald Tusk? Kiedy większość mediów ekscytuje się wydarzeniami wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, równie brutalna rozgrywka odbywa się w Platformie Obywatelskiej. W mediach trudno znaleźć wiele na temat tego, co dzieje się w rządzie i największej polskiej partii. Premier zajęty jest podobno pisaniem expose. Tak bardzo jest zajęty, że nie może nawet ustalić składu nowego rządu.
Donald Tusk potrzebuje czasu, ale nie na prace nad programem nowego rządu, ale – jak to się ładnie mówi w przypadku Platformy – „by uporządkować sytuację w partii”. W PiS nazywa się to „brutalnym pozbywaniem się wewnętrznych konkurentów”.
W jednym i drugim przypadku gra się toczy dokładnie o to samo. O hegemonię władcy. W obu partiach władca jest jeden i bezwzględnie usuwa każdego, kto może zagrozić jego pozycji. Grzegorz Schetyna wyrósł na takiego konkurenta, co Donald Tusk nawet już publicznie przyznał. Ale Schetyna okazuje się w swojej partii silniejszy niż Ziobro w swojej.
Wydawało się, że Jarosław Kaczyński nie zdobędzie się na usunięcie Ziobry, bo ten jest zbyt mocno osadzony w strukturach partyjnych, w których ma wielu zwolenników. Ziobro długo pracował na to, by umocnić się w terenie, by ludzie z nim związani zajmowali odpowiednie stanowiska i by byli wpływowi. Ale okazał się, ze ta siła nie jest aż tak wielka.
Schetyna jest jednak bardziej skutecznym graczem. Premier, gdyby tylko mógł prawdopodobnie pozbyłby się go już z partii. Tak samo jak uczynił to z Maciejem Płażyńskim, Andrzejem Olechowskim, Zytą Gilowską, Pawłem Piskorskim, czy Janem Rokitą. Tak samo jak z dnia na dzień mógł pozbyć się - właściwie bez poważnego powodu - ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, czy połowy Rady Ministrów po wybuchu afery hazardowej. Wszystko tylko po to, by jego pozycja nie została naruszona, by jego wizerunek nie ucierpiał. Nie miejmy więc złudzeń, że gdyby dziś wiedział, iż może bezboleśnie wysłać Schetynę na aut, zrobiłby by to bez wahania.
Ale Schetyna okazał się nie tylko dużo bardziej twardym, ale i dużo bardziej skutecznym graczem niż Płażyński, Olechowski, Piskorski, Gilowska czy Rokita. Zdobył taką siłę w partii, że wyrzucenie go mogłoby oznaczać znaczące osłabienie całego ugrupowania i poważne zmniejszenie klubu parlamentarnego. Dlatego Tusk pozwalał rosnąć nieformalnej strukturze wewnątrzpartyjnej, którą misternie budował Cezary Grabarczyk. Strukturze, która była budowana kompletnie wbrew statutowym zapisom dotyczącym kształtu partii. To struktura całkowicie niedemokratyczna. Powstawała tylko po to, by utrzymać wpływy jednej grupy osób niezależnie od tego, jaki jest jej realny, demokratyczny mandat. To nie była struktura pochodząca z wyboru. Niemniej Donald Tusk godził się na jej funkcjonowanie, bo chciał by w partii była opozycja wobec nieformalnej grupy, którą budował Grzegorz Schetyna.
Teraz wszystko się trochę skomplikowało. Grabarczyk dostał bardzo słaby wynik w wyborach, jego pozycja więc słabnie. Tusk nie chce wcale likwidować tej struktury, ale szuka innego jej lidera. Bo gdyby spółdzielnia padła, wpływy Schetyny mogłyby gwałtownie wzrosnąć.
Tymczasem trwa mocna przepychanka i siłowanie się różnych grup w Platformie. Czy Grzegorz Schetyna zostanie pokonany, przekonamy się wkrótce. Problem Tuska polega jednak nie na tym, aby nie dać wrocławskiemu politykowi żadnego stanowiska. Chodzi przede wszystkim o to, by osłabić jego zaplecze. I wtedy dać mu trudny resort, z którego przy pierwszej okazji będzie mógł go wyrzucić za nieudolność.
Takie to problemy ma dziś premier polskiego rządu. I na tym polega dziś uprawianie polityki.
Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski