Kacprzak o filmie Vegi: "Prezes i opozycja mają się czego bać" [OPINIA]
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Zapowiedz, że robisz film, który ma pokazać politykę taką, jaka jest, a do odpowiedzi poczuje się wezwany PiS.
17.06.2019 | aktual.: 17.06.2019 10:16
Zanim Patryk Vega ujawnił cokolwiek ze swojej nowej produkcji, to już z wyprzedzającym atakiem ruszyła najpierw Krystyna Pawłowicz, a zaraz potem prezes Jarosław Kaczyński. Choć on, być może, zdążył zobaczyć już filmową scenę ze swoją posłanką w roli głównej. Zadziwiające jest to, że póki co, filmu nie boi się, ani nie atakuje reżysera nikt, kto byłby związany z inną partią niż partia rządząca.
Byli już w historii tacy, którzy uważali, że kino, a właściwie film, jest najważniejszą ze sztuk. Widać w PiS są ciągle tacy, którzy mają przeświadczenie, jak wielki wpływ na ludzkie postawy i kształtowanie opinii może mieć ruchomy obraz. Stąd zapewne film, który w swoim założeniu ma być raczej rozrywką i karykaturą, już jest przedstawiany suwerenowi jako "przygotowanie do wielkiego hejtu". Wzmożenie po stronie PiS jest takie, jakby samo wcielenie się aktora w rolę polityka i pokazanie tego, jak się zachowuje, co i w jaki sposób mówi, mogło zbyt mocno zapaść w pamięć albo tę pamięć komuś odświeżyć.
Pokazanie takiego zachowania budzi obawy, a nawet strach. Może się okazać, że film nie weźmie w obronę zachowania, którego bronić się nie powinno, mimo, że władza dla takich zachowań usprawiedliwień ma pod dostatkiem. Film niezależnego reżysera nie jest w końcu programem informacyjnym w rękach zaufanych ludzi, którzy nawet najpodlejsze zachowanie wezmą w obronę i wytłumaczą, że może i podłe to było, ale mocno uzasadnione, usprawiedliwione, a wręcz - mimo swojej podłości - szlachetne.
Zobacz także
Nic zatem dziwnego, że prezes Kaczyński przestrzega, iż w takim filmie, który pokazuje polityków bez pudrowania ich intencji, w filmie, który kieruje oko kamery na ich prawdziwe zachowanie, wszystko dzieje się na zasadzie: "nie liczą się żadne fakty, a w każdym razie fakty są wykorzystywane w sposób instrumentalny do uogólnień, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością".
I ja się temu strachowi i atakom wyprzedzającym nie dziwię. Bo skoro nawet prezes wie, że członkowie jego ugrupowania czasami zachowują się w sposób naganny i bez problemów można ich pokazać jako "ludzi złych, zdemoralizowanych, ludzi którzy nie służą Polsce, ludzi, którzy w gruncie rzeczy dopuszczają się różnego rodzaju bezeceństw" (to cytat z samego prezesa), to oznacza, że z tą łagodnością, szlachetnością i inną jakością w polityce jest raczej na bakier.
Prezes i cała jego drużyna mają się czego bać. Skoro kilka nagrań z restauracji, gdzie padło trochę niecenzuralnych słów przy okazji szczerych wyznań o tym, co się myśli o państwie, pomogło pogrążyć Platformę i wygrać PiSowi, to podobna narracja wzmocniona obrazem też może mocno podziałać na wyobraźnię, a niektorym nad urną wyborczą może zadrżeć ręka.
Nie dziwię się, że opozycja milczy. Już dwa razy była przekonana, że jakiś film odwróci sympatie polityczne, przez co odwróci ich losy. Najpierw "Kler", a potem "Tylko nie mów nikomu" miał - według pobożnych życzeń przeciwników politycznych PiS - pogrzebać partię rządzącą. Opozycja, która zjednoczyła się w Koalicji, była o tym przekonana do tego stopnia, że zapomniała o potrzebie prowadzenia jakiejś kampanii i zaproponowaniu jakiegoś alternatywnego programu.
Będąc na miejscu opozycji milczałbym jeszcze z jednego powodu. W swoich szeregach mają równie wielu potencjalnych bohaterów filmu Vegi. Takich, którzy nie grzeszą ani łagodnością, ani kulturą wypowiedzi. A także takich, którzy politykę wykorzystują jedynie do swoich prywatnych celów. Jest się czego obawiać. Zwłaszcza tuż przed wyborami. Suweren ma krótką pamięć, ale lubi, jak mu się ją odświeża.
Postaci krystalicznych w polskiej polityce jest jak na lekarstwo. Vega ma materiał nie tylko na jeden film, ale na wyjątkowo długi tasiemiec. Choć nie sądzę, by chciał konkurować z transmisjami z sejmowych posiedzeń.