PolskaKacprzak: "Kocioł z przystawkami - tak rozstawia koalicjantów Jarosław Kaczyński" [OPINIA]

Kacprzak: "Kocioł z przystawkami - tak rozstawia koalicjantów Jarosław Kaczyński" [OPINIA]

Gdy jest się przystawką, trudno nagle awansować do roli głównego dania. Żadna szarża, radykalizacja poglądów, tupanie nogą i stawianie na swoim tego nie zmieni. Jarosław Kaczyński dobrze to wie - i tak układa od lat polityczne koalicyjne danie, żeby tego porządku nic mu nie zakłóciło.

Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro w Sejmie.
Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro w Sejmie.
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński, PAP
Marek Kacprzak

08.09.2020 10:02

Ostatni, opublikowany w poniedziałek sondaż parlamentarny dla WP (PiS 38,5 proc., Porozumienie Gowina 1,7 proc., Solidarna Polska Ziobry 1,4 proc.) tylko potwierdza, że Jarosław Kaczyński gotuje swoje koalicyjne danie z przystawkami bardzo skutecznie. Porozumienie i Solidarna Polska bez PiS znaczą niewiele, żeby nie powiedzieć, że na politycznej mapie Polski nie znaczą nic. Zaś ich liderzy nie mają nawet co liczyć na samodzielność, a już tym bardziej na samodzielne przekroczenie progu wyborczego.

Bez względu na to, jak często i górnolotnie koalicjanci PiS będą zapewniali o swojej ważnej roli, wspaniałej współpracy, podmiotowości, równości czy czymkolwiek innym, nie zmieni to faktu, że są politycznymi zakładnikami PiS i mogą sobie pozwolić tylko na tyle, na ile pozwoli im kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości.

Zarówno partia Zbigniewa Ziobry, jak i Jarosława Gowina, już dawno wpadły w sidła uzależnienia, z którego nie będzie się im łatwo wyplątać. Dla nich obu bliska współpraca z Jarosławem Kaczyńskim oznacza właściwie być albo nie być w polityce. Dlatego grają takie role, jakie wyznacza im Kaczyński, który oczywiście doskonale wie jak budować na ich obecności i zaangażowaniu niemalejące poparcie - tyle, że wcale nie dla żadnej koalicji zwanej Zjednoczoną Prawicą, a dla PiS-u właśnie.

Zbigniew Ziobro i jego ekipa wzięli na siebie robienie reformy sądownictwa, dając temu twarz i skupiając na sobie cały gniew wszystkich zaciekłych przeciwników zarówno samej reformy, jak i sposobu jej przeprowadzenia. Jarosław Gowin razem z Jadwigą Emilewicz mieli przekonywać do ekipy rządzącej konserwatywnych Polaków z liberalnym podejściem gospodarczym. Można się tylko zastanawiać czy sami jeszcze wierzą w to, że jakakolwiek wolność i deregulacja dla polskiej przedsiębiorczości przy tej ekipie istnieje i jest możliwa.

Lista tego, do czego obaj koalicjanci PiS zostali wykorzystani, jest długa. Lista spraw, które przeforsowali jako własne, jest wyjątkowo krótka i na tyle mało spektakularna, że o jej istnieniu oprócz należących do Porozumienia i Solidarnej Polski może mało kto wiedzieć.

W efekcie zarówno ugrupowania Jarosława Gowina, jak i Zbigniewa Ziobry, biorą na siebie wszystkie "grzechy" PiS-u, gniew elektoratu antyrządowego czy delikatnie mówiąc niechęć do prezesa Kaczyńskiego, co skutecznie blokuje elektoratowi niePiS-owskiemu zbliżenie się do tych dwóch ugrupowań. Tym bardziej, że Jarosław Kaczyński na tyle ciągle sprawnie zarządza swoimi zasobami, że każdy sukces koalicji zapada wyborcom jako sukces PiS, a nie żadnej Zjednoczonej Prawicy.

Zasada jest prosta, ale skuteczna. Jeśli któryś z pomysłów koalicjanta zdoła się przedrzeć i być przegłosowany, jest ogłaszany i celebrowany jako sukces "ekipy rządzącej". Gdy pomysł koalicjanta trafia do kosza, ten jest wskazywany jako awanturnik lub ten, który sypie piach w dobrze nasmarowaną machinę większości parlamentarnej. To jeszcze bardziej ogranicza szanse na to, by wybić się na niepodległość.

W skrócie: sukces zawsze należy do "ekipy rządzącej" - w domyśle PiS - a każda szarża i próba buntu ma nazwę: to albo Solidarna Polska, albo Porozumienie.

Pojęcie "zjednoczona prawica” pojawia się zresztą wyjątkowo rzadko. Co jest z całą pewnością przemyślaną i konsekwentnie realizowaną strategią. Chodzi o to, żeby właśnie w pamięć nie zapadał fakt, że brak koalicjantów oznacza dla PiS kłopoty. Efekty są takie, że osób, które doskonale potrafią powiedzieć, co się pod tą nazwą kryje, jest niewiele - nawet wśród tych, którzy na poszczególne partie koalicji rządzącej oddają swój głos.

I tak marzenie Ziobry i Gowina o tym, by swoją polityką i postawą szachować Jarosława Kaczyńskiego, jest w efekcie polityką straceńczą. Zbigniew Ziobro zdolności koalicyjnej poza PiS nie ma żadnej. Jarosław Gowin nawet jeśli miał, to po tym, jak wystawił opozycję podczas próby przeciwstawienia się PiS w sprawie wyborów 10 maja, raczej na długo zamknął sobie możliwości rozmów "na poważnie" z innymi, niż "swoi".

Można się zatem w polskiej polityce spodziewać dalszego tupania, stroszenia piórek i nawet czasem mocnych słów. Jarosław Kaczyński dobrze jednak wie, że rola przystawki zawsze jest taka sama i dopóki on miesza w tym najważniejszym politycznym kotle, tylko on zdecyduje czy przystawki zostaną wzmocnione, czy zjedzone.

Zobacz także
Komentarze (12)