Już widać, że ujawnią frekwencję
SLD, PO, PiS, PSL oraz UP opowiadają się za propozycją, by po pierwszym dniu referendum unijnego można było informować o frekwencji w głosowaniu, uznając, że obywatele powinni mieć prawo dostępu do
takich informacji. Taką propozycję popiera też Samoobrona. Tymczasem Liga Polskich Rodzin jest przeciw nowelizacji ustawy o referendum.
08.05.2003 | aktual.: 01.03.2022 13:11
W Sejmie trwa w czwartek debata nad projektem zmian w ustawie o referendum, który umożliwi informowanie o frekwencji po zamknięciu lokali wyborczych w pierwszym dniu głosowania.
Krystian Łuczak oświadczył w imieniu * Sojuszu Lewicy Demokratycznej*, że Sojusz popiera propozycję, by informacje o frekwencji mogły pochodzić wyłącznie od organów referendalnych, czyli komisji obwodowych.
"Ta nowelizacja wypełnia konstytucyjne prawo obywateli do informacji, do wiarygodnych informacji, a sama nowelizacja nie jest przykładem działania prawa wstecz, bo dotyczy prawa na 7-8 czerwca tego roku. Klub parlamentarny SLD podziela zawarte w projekcie ustawy zmiany dotyczące wyraźnego określenia zakresu danych podlegających upublicznieniu i źródło ich pochodzenia" - powiedział Łuczak.
Cezary Grabarczyk podkreślił, że * Platforma Obywatelska* "opowiada się po stronie obywateli" i dlatego złożyła w Sejmie projekt zmian w ustawie umożliwiający informowanie o frekwencji. Dodał, że w pracach nad ustawą o referendum "nigdy nie pojawiły się argumenty za tym, by odebrać obywatelom prawo do informacji o frekwencji, dopiero interpretacja PKW stworzyła odmienną ocenę prawną".
"Naszym zdaniem jest to interpretacja, która zawęża i ogranicza prawo obywateli w dostępie do istotnych informacji publicznych. Jednocześnie, gdyby przyjąć tę interpretację i nie podjąć inicjatywy ustawodawczej otwierającej obywatelom dostęp do tych informacji, naruszalibyśmy Konstytucję"- uważa poseł PO.
"Jawność frekwencji wyborczej jest to postulat dość oczywisty. Nie ma powodu, dla którego liczba osób biorących udział w referendum mogłaby być przedmiotem utajnienia" - powiedział podczas debaty Kazimierz Michał Ujazdowski z klubu Prawo i Sprawiedliwość.
Według niego, decyzja o utajnieniu frekwencji byłaby nierozsądna, bezsensowna i nie do wykonania. "Klub PiS nie będzie oponował przeciw temu, by naprawiono w ustawie referendalnej błąd, który stał się podstawą interpretacji dokonanej przez Państwową Komisję Wyborczą idącą w kierunku niepodawania informacji o frekwencji" - dodał poseł PiS.
Józef Zych powiedział, że klub Polskiego Stronnictwa Ludowego nie ma nic przeciw temu, żeby była wysoka frekwencja w referendum ani przeciw temu, żeby do wiadomości publicznej podawane były dane o frekwencji.
Jednak - jak dodał - regulacja komisyjna, która mówi, że "najpierw trzeba podać liczbę kart wydanych, niewykorzystanych, liczbę osób uprawnionych, zachęca do tego, żeby każdy kupił sobie urządzenie do liczenia, podszedł pod salę i zaczął sumować".
"Myślę, że to nie jest regulacja godna ustawy i powiedzmy wprost, że Państwowa Komisja Wyborcza ma obowiązek podawać do wiadomości dane po wyborach w pierwszym dniu. Nie szukajmy sposobów kamuflowania czy uproszczeń" - powiedział Zych.
Według niego, wiara w to, że dwudniowy termin referendum i podawanie frekwencji wpłynie na zwiększenie udziału obywateli w głosowaniu, jest w pewnym sensie mylna. W jego opinii, od początku trzeba było przekonywać do referendum, ale działaniami polegającymi np. na zapewnieniu najlepszych warunków akcesji.
Wanda Łyżwińska z Samoobrony, opowiadając się za nowelizacją, zaapelowała jednocześnie o głosowanie w drugim dniu referendum, "aby uniknąć wszelkich możliwych manipulacji". Jak uzasadniła, nie ma bowiem pewności, że w trakcie nocnej przerwy w głosowaniu wyniki nie zostaną sfałszowane.
Ryszard Pojda powiedział, że w ocenie Unii Pracy pierwotny projekt noweli ustawy referendalnej zgłoszony przez PO był "nieprecyzyjny, kontrowersyjny". Zmiany wprowadzone do niego w środę przez Komisję Ustawodawczą, zasugerowane przez Państwową Komisję Wyborczą, UP uznaje za uzasadnione - dodał.
Tymczasem Liga Polskich Rodzin jest przeciw nowelizacji ustawy o referendum, która umożliwi podawanie frekwencji po pierwszym dniu głosowania. Nie zmienia się reguł gry podczas gry - argumentował lider LPR Roman Giertych.
"Jeszcze w Polsce nie zmieniano prawa wyborczego w trakcie wyborów. Być może pod rządami obecnej koalicji SLD-Platforma Obywatelska będziemy mieli do czynienia z takimi faktami" - oświadczył Giertych podczas czwartkowej sejmowej debaty nad projektem nowelizacji.
Do projektu zgłosił poprawkę, zgodnie z którą za fałszowanie wyników referendum będzie groziło od roku do 10 lat więzienia. "Mamy nadzieję, że nikt tych oszustw nie chce dokonywać i w związku z tym wysoka izba jednogłośnie tę poprawkę przyjmie" - zaznaczył Giertych.(an)