Już tydzień okupują Rosję. "Takich akcji będzie więcej"
Rosja nie radzi sobie z najazdem na obwód biełgorodzki oddziałów Legionu "Wolność Rosji" oraz Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego - uważają wojskowi eksperci, z którymi rozmawiała WP. Właśnie doszło do kolejnego upokorzenia rosyjskich władz. Część obywateli rosyjskich wybrała ewakuację na ukraińską stronę granicy.
- Rosyjski Korpus Ochotniczy zorganizował korytarze humanitarne dla tych, którzy chcieli wyjechać do Ukrainy. Ludzie są bardzo przerażeni i zszokowani, że armia rosyjska w ogóle ich nie broni. Dlatego dość duża liczba osób chciała wyjechać. We przygranicznych wsiach po obu stronach często zamieszkują krewni - powiedział przedstawiciel korpusu o pseudonimie Aleksander "Fortuna". W nagraniu opublikowanym na Telegramie przedstawił się jako członek sztabu korpusu , udzielił wywiadu rosyjskiemu serwisowi "Możemy wyjaśnić".
Dodał, że Rosja nie podejmuje wielkich starań, aby odzyskać zajęte terytorium w obwodzie biełgorodzkim. W środę oddziały rosyjskie walczące po stronie Ukrainy nadal miały kontrolować kilka miejscowości. Pośrednio potwierdzały to doniesienia gubernatora obwodu biełgorodzkiego Wiaczesława Gładkowa, który przekazał, że rosyjskie siły są obecne w mieście Szebiekino, a do innych rejonów "nie można jeszcze wchodzić". Wspomniał, że w okolicy działa 105-osobowy oddział wroga.
Tymczasem Legion "Wolność Rosji" opublikował nagranie jakoby ich czołgi (widoczne są dwa pojazdy), jechały do miejscowości Nowa Tawołżanka pod miastem Szebiekino. Oznaczałoby to, że partyzanci, którzy "wyzwolili kawałek Rosji" i nie zamierzają się szybko wycofać. Mija już tydzień, odkąd okupują Rosję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orlen jak "rycerz na białym koniu". Uratuje Grupę Azoty od katastrofy?
Wyzwolili kawałek Rosji i nie zamierzają odpuścić.
- Takie nagrania mają wzbudzić panikę i chaos wśród rosyjskich decydentów, bo skoro są czołgi, to siły bezpieczeństwa jak m.in. Rossgwardia i Federalna Służba Bezpieczeństwa nie dadzą sobie rady. Trzeba ściągnąć jednostki zajęte dotąd robotą na froncie. To z kolei jest jeden z ważnych celów Ukrainy, bo w innych częściach frontu zaczyna się ich ofensywa - komentuje dla WP ppłk rez. Maciej Korowaj, analityka wydarzeń na wojnie w Ukrainie i ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej.
Wyjaśnijmy, że publiczne oświadczenia rosyjskich partyzantów, jak i rosyjskich władz, gubernatora mogą podlegać manipulacji i być częścią toczącej się wojny informacyjnej.
- Biorąc to pod uwagę i tak operacja, którą obserwujemy to mistrzowska robota z pogranicza operacji sił specjalnych i działań propagandowych. Doniesienia z obwodu biełgorodzkiego, te gorszące wręcz niepowodzenia, pokazują Rosjanom nieudolność ich władz. To uderza w ich bardzo wrażliwy punkt, jakim jest dotychczasowa wiara w siłę armii i sprawność państwa - dodaje ppłk Korowaj.
Z komunikatów gubernatora wynika, że do Biełgorodu przybyły już tysiące uchodźców. Zatłoczone są centra pomocy kierujące ich do tymczasowych kwater. Z kolei mieszkańcy innych miast Rosji przysyłają dary np. koce, garnki, patelnie oraz żywność. To zaś oznacza, że część rosyjskiego społeczeństwa zdaje sobie sprawę z porażki.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rosja ma 500 km dziurawej granicy. "Trzeba wjechać dalej"
Według Korowaja akcja wojskowa w obwodzie biełgorodzkim przyniosła już pierwsze rezultaty. Według jego analizy Rosjanie najprawdopodobniej ściągnęli w ten rejon już część rezerw, które mogli użyć do zatrzymania ukraińskiej ofensywy.
- Sądzę, że takich działań ze strony tych wolnych Rosjan będzie więcej. Granica rosyjsko-ukraińska to około 550 km, aby nasycić ją wojskiem trzeba wielu jednostek. Rosjanie walczący po stronie Ukrainy mogą także zaatakować w kierunku Briańska czy Kurska - dodał rozmówca WP.
W podobnym tonie wypowiedział się gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych. - Nie spodziewałem się takiej bezradności Rosji. Siły bezpieczeństwa nie mają spójnego dowództwa, reagują powolnie, nie potrafią poradzić sobie z oddziałami dywersyjnymi wdzierającymi się przez granicę. Skoro tak łatwo to idzie, trzeba to kontynuować i wjechać dalej - powiedział WP gen. Skrzypczak, komentując ostatnie doniesienia z obwodu biełgorodzkiego. Dodał, że spodziewa się, iż "akcji rajdowych" na terytorium Rosji będzie więcej.
Legion "Wolność Rosji" twierdzi, że to wyzwolenie
Oddziały Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego oraz Legionu "Wolność Rosji" po raz drugi wkroczyły na teren Rosji przed tygodniem. Żołnierze ci noszą żółte opaski (znaki sił Ukraińskich), ale są Rosjanami i ogłaszają, że wyzwalają Rosję spod władzy Władimira Putina. 6 czerwca w walkach pod miastem Szebiekino mieli zabić pułkownika Sił Powietrznodesantowych Federacji Rosyjskiej Andrieja Stiesiewa.
Pokazali też nagrania z wziętymi do niewoli rosyjskimi żołnierzami (jeden z nich został zidentyfikowany przez rodzinę). Nadal kontrolują kilka przygranicznych miejscowości.
"To jest już wyzwolone terytorium Wolnej Rosji, a MY jesteśmy Rosjanami, teraz zrobimy tu porządek. Co najważniejsze, pokażemy, jaki powinien być prawdziwy stan Rosji" - czytamy w komunikacie Legionu "Wolność Rosji". "Robimy co w naszej mocy, aby zakończyć ten koszmar. Jesteście naszymi Rosjanami. Nie życzymy wam krzywdy. Już wkrótce będziecie mogli wrócić do swoich domów, a te, które zostały zniszczone podczas tej akcji wyzwoleńczej, zostaną odbudowane!" - zwrócili się do rosyjskich cywilów.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski