ŚwiatJuż prawie prawybrali

Już prawie prawybrali

Amerykanie znów pokazali figę ekspertom. Prawybory w 24 stanach miały wyłonić faworyta po stronie Demokratów. Nie wyłoniły. Ale republikanie już wiedzą, że ich kandydatem będzie John McCain.

18.02.2008 09:31

Superwtorek, wagon nowojorskiego metra:

– Słyszałam, że jak Obama zostanie prezydentem, to będzie na niego zamach – mówi 10letnia dziewczynka do swojej koleżanki.

– Obama nie ma szans! – włącza się poirytowany staruszek. – Mój tata mówi, że ma!

– Powiedz tacie, że jeśli najadą na nas islamiści, to będzie jego wina!

Ameryka zwariowała na punkcie polityki. W 24 stanach trwają głosowania prawyborcze, a w biurach, na ulicach, w barach, na zajęciach jogi i kursach gotowania, wszędzie, w całym kraju, w każdym domu ludzie rozmawiają tylko o wyborach.

Hillary Clinton. Simply the best

Kilka dni wcześniej. Jestem gościem w wielkim, luksusowym mieszkaniu na Manhattanie. W pokoju dziennym można by grać w kosza. Lśniące parkiety, wysokie sufity, z okien widok na rzekę Hudson. Ściany zabudowane regałami, setki książek, dzieła sztuki. I zdjęcia – dwóch chasydów pochyla się nad niemowlakiem w kołysce; Alfred Hitchcock trzyma w dłoniach hebrajską gazetę i sprzedaje fotografowi swój piekielnie inteligentny uśmiech.

Ricki Lieberman, rówieśnica Hillary Clinton, zaprosiła sąsiadów i przyjaciół na wspólne oglądanie 17. z kolei debaty kandydatów do nominacji Demokratów. Jest 20 osób. Głównie nowojorska wyższa klasa średnia żydowskiego pochodzenia. Wszyscy głosują na Clinton. Niektórzy, jak Susan, emerytowany lekarz pediatra, po prostu dlatego, że jest kobietą: – Czarny czy biały, Obama to ciągle facet!

Jednak Ricki (biega boso po wielkiej kuchni, przygotowując przekąski dla gości) ma na ten temat dużo więcej do powiedzenia: – Obama nie jest zły, Edwards nie był zły, ale jak śpiewała Tina Turner: She’s simply the best, better than all the rest!

W jej oczach Clinton jest zrównoważona, doświadczona i ma takie portfolio, że śmiało może zostać prezydentem.

– Hasłem Obamy jest zmiana – analizuje Ricki – lecz żeby dokonać zmiany, trzeba mieć umiejętności i doświadczenie. A ten chłopak, owszem, uroczy, ale ma tylko tupet.

Ricki marzy się, żeby: Ameryka dawała przykład światu, jak się dba o środowisko, każde dziecko w kraju miało szansę na dobrą edukację, Amerykanie byli przyjmowani za granicą z szacunkiem, a nie pogardą.

– Dlatego głosuję na Hillary. Poza tym ona rozumie, że Izrael jest najważniejszym sojusznikiem USA, i będzie stanowcza w walce z islamskim terroryzmem.

W Los Angeles, w tym samym amfiteatrze, gdzie co roku rozdawane są Oscary, na scenę przy owacji na stojąco (na widowni śmietanka Hollywood) wychodzą gwiazdy: Barack i Hillary. Flesze, okrzyki, amerykański show. Debata jest jednak rzeczowa, pełna wnikliwych pytań i szczegółowych odpowiedzi.

Przyjaciele Ricki nie mają wątpliwości – Hillary jest lepsza. Euforię wzbudza styl, w jakim odpowiada na zarzut internauty, że jeśli wygra, to przedłuży 20letnie panowanie w Białym Domu dwóch rodzin – Bushów i Clintonów: – Potrzebny był Clinton, żeby posprzątać po pierwszym Bushu, potrzebna jest następna Clinton, żeby posprzątać po drugim Bushu!

Barack Obama. Zmiana

East Rutherford, New Jersey. Pada mokry śnieg. W oddali widzę kominy fabryk i beton autostrad, a wokół mnie jeżdżą koparki i kołyszą się dźwigi. Tuż obok hali sportowej koszykarzy NJ Nets futbolowa drużyna nowojorskich „Gigantów” buduje swój nowy stadion. Wczoraj „Giganci” niespodziewanie pokonali w finale ligi (Super Bowl) faworyzowanych „Patriotów” z Bostonu.

– Dali dowód, że nawet murowanych faworytów można rozbić! – tak Barack Obama wita zgromadzonych w hali Nets. Według sondaży senator z Illinois nie jest faworytem we wtorkowej batalii z Clinton.

W ciągu ostatnich 10 dni kampanii Obama odwiedził 15 stanów. W niektórych miastach porywał przemowami ponad 20tysięczne widownie. W Rutherford tłum też jest olbrzymi. I różnorodny: widzę Murzyna w pończosze na głowie, elegancką parę białych emerytów, studentkę we francuskim berecie i robotnika w koszulce „Gigantów” z synkiem na ramionach. Obok mnie Kyrra Moten, 30latka, pracownik opieki społecznej w Harlemie.

Kyrra czuje wstyd przed światem (za to, czym się staliśmy: jesteśmy narodem, który wykoleił się ze swojej ścieżki, ojcowie założyciele przewracają się w grobach). Kyrra czuje złość (na rząd oderwany od ludzi, który nie reprezentuje żadnego z nas, tylko swój interes). Kyrra czuje strach (o to, że Ameryka stoi na skraju kompletnego moralnego bankructwa). Dlatego Kyrra zagłosuje za radykalną zmianą, którą obiecuje Barack.

Wyjście gwiazdora zapowiada Robert De Niro. Ludzie są na granicy histerii, gdy amerykański aktor wyznaje, że Obama jest pierwszym liderem od dziesięcioleci, który go zainspirował i dał mu nadzieję, że Stany Zjednoczone mogą się zmienić.
– Obama wyzwala w nas to, co najlepsze! – krzyczy De Niro.

A potem przez godzinę na scenie króluje człowiek, który może zostać pierwszym czarnoskórym prezydentem USA. Mówi o wojnie, kulejącej gospodarce, niedofinansowanej edukacji, o biedzie i frustracji. Występ jest pełen emocjonalnych obrazków („weteran bez ręki płaczący na moim ramieniu”), osobistych melodii („ojciec zostawił nas, gdy miałem dwa lata”), pełen dialogu z ludźmi, którzy absolutnie oniemiali stoją u jego stóp („rok temu postawiłem na was i dziś wspólnie odbieramy wygraną!”).

– Jakbym słuchała jego serca – wzrusza się Kyrra.
Obama jest mocny, jest autentyczny, ma charyzmę. Obama jest jak JFK. – Czy jesteście gotowi na zmianę?!
Ekstaza. Zaglądam ludziom w oczy. Widzę euforię, nadzieję i moc.

Mitt Romney. Milioner

– Największym dramatem tego kraju są ci wszyscy idioci, którzy go zamieszkują – pieni się Hektor Rodriguez. Ma 43 lata, twardą twarz macho i bulgoczący nowojorski akcent.

– Tutaj każdy chce mieć wszystko. Dom za milion dolców i najnowszego lexusa. Tylko że jak ci Bozia nie dała odpowiedniego narzędzia, to nie zadowolisz najwspanialszej dziwki w mieście! Racja? – Racja – zgadzam się, nie do końca pewien, do czego pije.

– A każdy Amerykanin, niezależnie od rozmiaru, chce mieć tę najlepszą dziwkę. Pięć kart kredytowych, na każdej kilka tysięcy w plecy, kredyt na dom, kredyt na samochód, na plazmę. Tyle że nagle nie ma z czego spłacać. Najpierw zaczyna płakać kredytobiorca, potem kredytodawca, a na końcu cała zasrana gospodarka!

Siedzimy w portowym barze na Staten Island, dokąd tankowiec Hektora zawinął wczoraj z Mombasy. Hektor pływa od 20 lat. Trzy tygodnie na morzu, trzy tygodnie w domu. Jest zadowolony. Ma skromne wymagania: – Ja chcę mieć spokój w sercu, gdy oglądam Super Bowl. Gdy patrzę, jak „Giganci” rozpracowują „Patriotów”, nie chcę się martwić, że naszym urywa nogi gdzieś, kurwa, w Iraku albo że mój armator pójdzie z torbami.

Dlatego Hektor głosuje na Mitta Romneya, byłego gubernatora Massachusetts, przedsiębiorcę, mormona. Nie wie, że jego faworyt za dwa dni wycofa się z wyborów.

– Ten koleś rozumie, że tu nie chodzi o wojnę, o to, czy pedały będą mogły się żenić, a 15latki ze slumsów usuwać ciążę. Chodzi o kapitalizm, o to, żeby umieć robić kasę.

Mitt Romney umie. Już jako 30latek był prezesem korporacji konsultingowej, a sześć lat później zakładał Bain Capital, firmę inwestycyjną, która przyniosła mu fortunę. W 1999 roku przejął bankrutujący komitet organizacyjny olimpiady w Salt Lake City i zakończył igrzyska ze stoma milionami dolarów na plusie. Dziś Romney w dużym stopniu sam finansuje swoją kampanię – recytuje Hektor.

Próbuję go podpuścić: – Przecież to skrajny konserwatysta, religijny dogmatyk, popiera wojnę w Iraku.

– Nic z tych rzeczy – uspokaja mnie. – Żeby zostać prezydentem, trzeba mieć ideologiczne zaplecze, mówić ludziom, co chcą usłyszeć. Ale ten koleś nigdy nie wydałby 80 miliardów na jakąś zasraną wojnę. Jemu się marzy, żeby każdy idiota w tym kraju robił pieniądze jak on. Dopiero wtedy będziemy światowym liderem i najwspanialszym narodem na ziemi.

John McCain. Pogromca zła

Superwtorek, siódma rano. Monstrualnych rozmiarów gwiaździsty sztandar zasłania fasadę jednego z drapaczy chmur na Rockefeller Plaza do wysokości piątego piętra. „Go, Johnny, Go” Presleya odbija się z całą mocą od ścian wieżowców, a na scenę wychodzi John McCain, 71letni senator z Arizony, faworyt w wyścigu o republikańską nominację. Te tysiąc osób, które zerwały się o świcie, żeby posłuchać, co senator ma do powiedzenia, nie będą rozczarowane: – Żyjemy w czasach licznych wojen! – zaczyna. – Żyjemy w czasach walki ze złem. Z islamskim złem! Żyjemy w czasach, kiedy nasi wrogowie oklejają bombami psychicznie chore kobiety i wysyłają je na ulice, by zadały śmierć niewinnym ludziom!

Przez 20 minut przemówienia McCain porzuca wojenną retorykę tylko na chwilę, żeby zapewnić, że zagadnienia gospodarcze nie są mu obce i ma w zanadrzu plan stymulacji. Jednak zaraz wraca do tego, co jego zwolennicy lubią najbardziej:

– Nie spocznę, dopóki AlKaida nie zostanie pokonana!
– Yeah! – ryczy w odpowiedzi 37letni Dustin Andruszkiewicz i podnosi w górę swój transparent: „Odwaga. Honor. Ojczyzna. John McCain”.

Żeby zamanifestować poparcie dla swojego kandydata, Dustin wziął wolne w szkole podstawowej na Brooklynie, gdzie uczy historii. I tak mi wyjaśnia, dlaczego będzie głosował na McCaina: – To jest człowiek, który naprawdę reprezentuje amerykańskie wartości. No i na drugie nie ma Hussein – dodaje półżartem (Hussein to drugie imię Baracka Obamy). Dustin nie ma wątpliwości, że największym problemem USA jest islamski radykalizm. Ale nie czuje strachu.

– Damy im radę. Musimy tylko wybrać przywódcę mającego doświadczenie i odwagę.

John McCain ma. Jako oficer amerykańskiej marynarki wojennej był ranny i więziony w Wietnamie przez sześć lat. Zasłynął honorową odmową zwolnienia, kiedy zażądał, aby Wietnamczycy wypuścili wszystkich więźniów wojennych, którzy zostali schwytani przed nim. McCain to zwolennik zwiększenia liczby wojsk USA w Iraku.

– Zabierzcie dziś na głosowanie wasze siostry, braci, kuzynów i kolegów! – nawołuje. – Wybierzcie mnie, a znów poczujecie się bezpiecznie!

Nareszcie wszystko jasne: wciąż nic nie wiadomo

Takich politycznych emocji nie było tu od dziesięcioleci. Superwtorek okazał się super. Prawie dla wszystkich.

Clinton (wygrana w 8 stanach) dziękowała wyborcom w Nowym Jorku: – Jesteśmy gotowi!

Obama (14 stanów) mówił w Chicago: – Nasz czas nadszedł!

McCain (7 stanów) ogłosił się liderem wyścigu po stronie Republikanów.

Jednak najtrafniej sytuację ocenił Romney (5 stanów): – Dziś jasne jest tylko to, że kampania nadal trwa.

I wycofał się z wyborów.

Maciej Jarkowiec, Nowy Jork

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)