Jurek Owsiak: ludzkość nie jest nami znudzona
Chyba staliśmy się w naszej działce fachowcami, a mając cały czas w sobie ducha rock and rolla, działamy na najwyższych obrotach - powiedział Jurek Owsiak, szef Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w rozmowie z "Gazetą Poznańską".
07.01.2006 | aktual.: 07.01.2006 10:42
Jutro kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie jest pan już trochę wypalony?
- Nie, wręcz przeciwnie! Przygotowania, sam finał i w ogóle cały rok dają taką adrenalinę, świadomość robienia czegoś bardzo pożytecznego, że potrafi to pogonić każde zmęczenie czy zniechęcenie. Gdyby ludzkość dała nam odczuć, że to ona jest znudzona, wtedy może byśmy musieli się wyciszyć, ale na szczęście tak nie jest.
Wie pan, ile istnień ludzkich udało się uratować dzięki działalności Orkiestry?
- To najczęściej zadawane pytanie, do którego podchodzimy z ogromną pokorą, to znaczy staramy się machać ludziom przed oczami triumfalną statystyką. Ale na przykład w ciągu tych 13 lat kupiliśmy ponad 700 inkubatorów. W takim inkubatorze w ciągu roku leży trójka–piątka dzieci. Wystarczy to pomnożyć i już się robi liczba, która pokazuje ogromny sens tej roboty. Nie, nie liczymy; ale zdajemy sobie sprawę, że codziennie wspomagamy polską medycynę. No i dostajemy wzruszające listy i maile od rodziców.
Już po raz trzeci WOŚP będzie zbierać pieniądze dla dzieci poszkodowanych w wypadkach drogowych. Bo potrzeby ciągle są tak duże?
- Ratowanie życia to najnowocześniejsza medycyna, a ta zawsze dużo kosztuje. Kupowaliśmy sprzęt dla oddziałów chirurgii urazowej, ale kilka lat intensywnej pracy to także zużycie się urządzeń. Więc ponownie taki sprzęt chcemy kupić dla kilkudziesięciu najlepszych ośrodków: aparaty do znieczulenia, rentgeny śródoperacyjne, USG, stoły operacyjne. Ale dokładnie o tym sprzęcie mówić będziemy po finale, kiedy nasi eksperci będą oceniali wszystkie zebrane informacje, potrzeby, prośby. Będziemy też uczyć, jak udzielać pierwszej pomocy. W tej dziedzinie, niestety, Polacy są kompletnie w ogonie. My chcemy zacząć naukę od najmłodszych klas podstawówki.
Czy trudno jest podjąć decyzję o tym, komu pomóc?
- Nie. Współpracuje z nami cała ekipa lekarzy specjalistów, na których opiniach polegamy. Co pewien czas wysyłamy ankiety do wszystkich oddziałów dziecięcych. Dzięki Programowi Powszechnych Przesiewowych Badań Słuchu u Noworodków nasz kontakt z ponad 500 oddziałami noworodkowymi jest dosłownie codzienny. W ciągu roku Fundacja zajmuje się innymi programami medycznymi, tymi od wzroku, słuchu, bezdechu czy cukrzycy u dzieci. Chyba staliśmy się w naszej działce fachowcami, a mając cały czas w sobie ducha rock and rolla, działamy na najwyższych obrotach.
Na co będą zbierane pieniądze w przyszłych finałach?
- Tego nigdy nie wiemy na początku roku. Na pewno będzie to nowoczesna medycyna. Kiedy zaczynaliśmy grać 14 lat temu, rodziło się w Polsce ponad 700 tysięcy dzieci rocznie. Teraz ta liczba drastycznie spadła i narodzin jest o połowę mniej. To także ma wpływ. Ale podkreślam – każdy w Polsce szpital, pisząc do nas prośbę, przedstawia nam tym samym pewien pomysł na przyszłe granie. Więc proszę, piszcie!
Czy nie irytuje pana, że to pan musi zapewniać służbie zdrowia sprzęt medyczny?
- Jak kupujemy najnowocześniejsze urządzenia dla ratowania bezdechu u noworodków, to takich samych urządzeń nie ma w nadmiarze w szpitalach brytyjskich czy niemieckich. Od zawsze staraliśmy się dorzucać coś z najwyższej półki. Braliśmy zresztą przykład z wielkich fundacji na Zachodzie. Tam także wspierają szpitale zakupem nowoczesnych urządzeń. Zawsze jest ten niedostatek, czy to w krajach bogatych, czy to w krajach biednych, który takie organizacje jak nasza próbują uzupełnić. Więc nie irytuję się, bo naszymi zakupami nie łatamy dziur. Zresztą w tej "złej", polskiej służbie zdrowia można znaleźć mnóstwo przykładów doskonale prowadzonego leczenia czy nieprawdopodobnych operacji. Choćby nasz polski program badań słuchu u noworodków: jest najlepszy na świecie! Zna pan ministra Religę?
Poznałem go na koncercie rockowym 13 lat temu, kiedy objeżdżaliśmy całą Polskę po pierwszym finale z naszą muzyką i dziękowaliśmy tym, którzy nam pomagali. Właśnie w Zabrzu naszym gościem honorowym był profesor Religa. Zamachał na scenie marynarką. Cała ekipa zaproszonych lekarzy świetnie się bawiła i później miałem okazje spędzić z nim jakiś czas rozmawiając o kardiochirurgii, on o dorosłej, a ja o dziecięcej. Później kilkakrotnie spotykałem się z prof. Religą. O jego sukcesach medycznych wiemy wszyscy i jest to powód do dumy. O działalności politycznej boję się coś mówić, bo niestety, polska scena polityczna wciąga, wykręca, wyżyma i potem widzimy w polityku człowieka zmęczonego, starganego, zajętego różnościami, które są daleko od spraw istotnych. Oby się tak nie stało z profesorem Religą.
A co powinien zrobić jako minister?
Najwięcej do zrobienia ma w ratownictwie medycznym, czym my też zajmować się będziemy w 2006 roku. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie bardzo kontaktowa.
A co z klimatem politycznym dla pana działalności po zmianie władzy?
Gramy już czternasty rok, przez ten czas w Polsce zmieniały się opcje polityczne o 180 stopni. Zawsze robiliśmy swoje, uczciwie, bez ściemniania. Jak czas pokazuje, możemy unosić się spokojnie ponad wszelką politykę i otaczające nas kolory.
Czy trudno panu chronić własną prywatność?
Moja prywatność hula własnymi drogami. Żyję wśród ludzi, pracuję z nimi, spotykam się z ogromną życzliwością. Nieprzychylność jest anonimowa albo gdzieś zapisana w nieprzyjemnej relacji. Ale nie wywraca życia do góry nogami.
Z Jurkiem Owsiakiem rozmawiała Katarzyna Borowska (APP).