Józef Oleksy: to był wielki schizofreniczny spektakl
(RadioZet)
01.06.2004 | aktual.: 01.06.2004 10:19
Gościem Radia Zet jest marszałek Józef Oleksy. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Panie Marszałku, kto jest winien kompromitacji Sojuszu Lewicy Demokratycznej w czarny piątek? Nie ma tu kompromitacji i nie ma winy. Przyjęto pewną taktykę, która na finale okazała się nieskuteczna. To nie jest kompromitacja, że członkowie SLD głosowali za raportem Jana Łącznego z Samoobrony? Była w nim mowa, żeby Millera, Kwaśniewskiego i Kurczuka postawić przed Trybunał. Sam Leszek Miller tak głosował, Marek Dyduch, pani Jakubowska... Takie były przyjęte ustalenia klubu. Mieściły się w pewnej taktyce uniemożliwienia przeprowadzenia sprawozdania posła Ziobry. Nie uczestniczyłem w tych ustaleniach, więc trudno mi powiedzieć, dlaczego tak przyjęto. Dziś wszyscy mówią, że głosowali jednolicie, cały czas na jedno sprawozdanie, na przykład Tomasza Nałęcza. Po faktach wszyscy mają inny obraz. No właśnie. Pamiętam jak pytałam Pana parę dni temu o to, to Pan powiedział, że SLD ma swój rozum. Jak się okazuje, chyba nie
ma. To, że nie wychodzi jakiś wariant taktyki, to nie znaczy, że jest bezrozumny. W tym wypadku akurat jest przegrany, ale tam była jakaś logika. W ramach tej taktyki mieści się coś takiego, żeby głosować za raportem Jana Łącznego? Przecież taktyka była wszechobecna. To nie była tylko taktyka SLD. Ale mówię o SLD. To był jeden wielki schizofreniczny spektakl, nad którym niesłychanie ubolewam i uważam, że rodzi bardzo złe skutki dla polskiego parlamentaryzmu na długą przyszłość, dlatego że w tych wszystkich działaniach i głosowaniach było dużo wiarołomstwa, nie dotrzymywania słowa, nie trzymania się ustaleń, niechęci do uregulowania wcześniejszego regulaminu. Co tu mówić o taktyce i jak kto trafił... Ale Panie Marszałku, czy Pan nie widzi kompromitacji swojego ugrupowania i siebie samego? Konstytucjonaliści mówią, że Pan w ogóle nie powinien dopuścić do głosowania wniosku mniejszości. A czy Pani nie widzi kompromitacji opozycji, która doskonale znając ekspertyzy tychże profesorów lekceważyła je tak, jak
kiedyś książki lekceważono? Pan się zgodził na to, Panie Marszałku. Nie miałem wyjścia, bo większość opozycyjna stanęła murem. Musiałem poddać wniosek formalny pod głosowanie. Głęboko wierzyłem, że on nie może przejść. Dlaczego nie może przejść? Bo godzinę wcześniej wszyscy poważni politycy w konwencie ustalili jednogłośnie jaka będzie procedura. Ale Pan odpowiada za literę prawa. Tego ludzie nie wiedzą w Polsce. Prof. Winczorek mówi, że nie było prawa. ...i nieustannie forsują jedną wersję korzystną dla opozycji. Wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad faktami, nad wiarołomstwem polityków opozycji, którzy co innego ustalili na konwencie, co innego zrobili na sali. Co może marszałek wobec nawałnicy jednolitego krzyku opozycji zrobić?! Myślę, że marszałek Borowski powiedziałby „nie”. Nie będzie takiego głosowania. Co by powiedział „nie”? Zwołałby konwent. Prawda? Tak jak ja zwołałem. Na konwencie dowiedziałby się z szokiem, że jest inne zdanie, niż godzinę temu. Musiałby poddać, żeby izba rozstrzygnęła.
Był Pan zagubiony Panie Marszałku. Musi Pan przyznać sam. Nie byłem zagubiony! Nie kształtujcie takiej wizji, bo to jest ucieczka od rzeczywistej, żałosnej wersji tego wydarzenia! Czy nie jest żałosne, że były premier Leszek Miller mówi do Andrzeja Leppera: „Andrzej, pomóż.”, a politycy SLD mówią – czytam dzisiaj w „Gazecie Wyborczej” – „Leszku, nie żebrz.”? To sprawa Leszka Millera i Leppera i nic więcej. Cóż tu uogólniać? Głosując za raportem Tomasza Nałęcza uważa Pan, że jest grupa trzymająca władzę? Czy głosował Pan w ramach taktyki...? Nie wypowiadam się na temat żadnej z wersji, bo nie zmieniłem zdania, że żadna nie powinna być głosowana. To jak marszałek może się nie wypowiadać i głosować? Przecież głosował Pan. Bo byłem zmuszony i cała sala była zmuszona przez opozycję do głosowań. Proszę przyjąć do wiadomości... Jak można marszałka Sejmu zmusić do czegoś? Proszę wybaczyć, ale nie zna Pani regulaminu Sejmu. Może Pani beletrystycznie dywagować. Nie wiedziałam, ze w regulaminie jest mowa o zmuszaniu i
nie zmuszaniu. No, Panie Marszałku... Regulamin to są dyrektywy i nakazy, a więc zmuszenie do jakiegoś postępowania. Nie, ponieważ paru posłów z SLD potrafiło nie zagłosować za raportem Jana Łącznego. Co innego jest nie głosowanie za czymś, a co innego jest regulamin, który musi być stosowany i nie był stosowany. Był złamany. Ale zagłosował Pan i stąd moje pytanie. Pani Redaktor, to jest chaotyczna dyskusja, dlatego że Pani ma inne spojrzenie jako dziennikarz obserwujący z zewnątrz te sprawy, a ja jestem marszałkiem Sejmu odpowiedzialnym za jego funkcjonowanie. Jestem obywatelem, który oglądał telewizję w piątek. ...i ja zostałem postawiony przez opozycję, wiarołomną, wobec sytuacji, w której musiałem głosować wniosek formalny. To, że on przeszedł to jest zasługa, w cudzysłowie, właśnie opozycji. Klub kazał Panu głosować, a nie opozycja. Nie, nie, nie. Wniosek postawił pan Giertych, dlaczego Pani mówi o klubie? Ale mówię, że głosował Pan za raportem Tomasza Nałęcza. Tak, bo uważałem, że on jest najbliższy
jakiejś spokojnej, ustabilizowanej wersji. Czyli uważa Pan, że była GTW? Nie. Nie wypowiadam się na ten temat. Głosowanie jak zostało zarządzone, to już miało swoje warianty. Czy według Pana można raport zaskarżyć do Trybunału, tak jak chce tego były premier Leszek Miller? Badam to właśnie, podobnie jak badam prawomocność wniosku quasi mniejszości pana Ziobro triumfalnie przegłosowanego. Są zarzuty do istoty tego wniosku, tak samo jak badam całość zakończenia tej sprawy, w której opozycja nie dopuściła mnie do zakończenia tego punktu wychodząc z sali, więc to wszystko jest taką pogmatwaną sytuacją, że lepiej powściągnąć emocje. Nim Pan zbada, dodam, że w „Rzeczpospolitej” prof. Zoll i prof. Winczorek mówią, że raport nie może być zaskarżony do Trybunału. Mógłby być kwestionowany wyłącznie z tego powodu, o którym mówiła pani Błochowiak, mianowicie z powodu uzupełnienia jego treści po zamknięciu pracy komisji śledczej. A co Pan powie o pani Błochowiak, która powiedziała, że zgodziła się na to, żeby dopisać
wnioski mniejszości, bo myślała, że to nie będą przegłosowane? Tak. Miała prawo tak myśleć, ponieważ dyskusja o sposobie zakończenia prac komisji już wówczas, kiedy ona to podpisywała, przechylała się wyraźnie w stronę jedyną słuszną, że wnioski, quasi wnioski mniejszości, czyli alternatywne sprawozdania nie mogą być głosowane. Skoro postępował Pan słusznie, to dlaczego SLD ma do Pana pretensje? Nie wiem. Nie było po tym posiedzenia. Wszyscy się rozjechali. Ale słyszałam głosy i Marka Dyducha i... Sojusz ma po części, zwłaszcza w wykonaniu Marka Dyducha, jakieś emocjonalne pretensje o to, że nie odrzuciłem wszystkiego natychmiast. To jest rozumowanie jednostronne. Marszałek nie jest reprezentantem jednego ugrupowania, tylko odpowiada za całość funkcjonowania Sejmu. A nie myśli Pan, że po tym, co się stało w piątek, maleją Pana szanse, żeby był Pan kandydatem Sojuszu w wyborach prezydenckich? Nie myślę o tym w taki spekulatywny sposób. Martwi mnie głównie to co się stało w piątek, nie z powodu takiego czy
innego sprawozdania, martwi mnie dlatego, że zostały złamane honorowe zasady konwentu. Trzeba było zrobić to, o czym powiedział Aleksander Kwaśniewski. Prezydent mówił od początku, że raport pani Błochowiak jest zły i Sojusz nie powinien za nim głosować. Ale ustalenie było, że musi się procedurą głosowania skończyć. Wiarołomstwo polegało na tym i na tym miała prawo opierać się pani Błochowiak, że było ustalone, że jest debata i jest jedno głosowanie nad sprawozdaniem. Nie sądzi Pan, że skompromitowaliście się na całą Polskę? Tak uważa Tomasz Nałęcz. Nie. Tomasz Nałęcz jest przeciwnikiem SLD, od niedawna zresztą, więc może tak mówić. Nie ujmuje tego w kategoriach przeciwnika wojny, walki, starć, potyczek, bo tak robią to inni. Patrzę na to od strony przepisów, które były nagminnie naruszane, a na dodatek konwent się nie zgodził i prezydium na to, by odłożyć sprawę na miesiąc i najpierw uregulować niejasności w ustawie i regulaminie. Był brak logiki, brak odpowiedzialności w postępowaniu i triumfalizm w
ogłaszaniu wyników za marszałka. Pan Marszałek sam ogłosił wynik. Sam Pan mówił, że raport będzie raportem ostatecznym. Wszyscy to słyszeli. Oglądałam telewizje. Mam Pani odczytać stenogram? Nie, bo musimy już kończyć. Proszę nie brać wyrywkowo stwierdzeń. Powiedziałem, że ostateczny będzie raport w ostatnim głosowaniu po preselekcji, jeśli uzyska większość, wtedy nie ma mowy o sprawozdaniu, bo to będzie ostateczny...Opozycja ogłosiła wynik po wstępnym głosowaniu, które było eliminacją wniosków mniejszości. Kto zadecyduje o tym czy będzie dalsze głosowanie? Konwent. W konwencie dominuje większość opozycyjna i pewnie zadecyduje tak jak zechce, bo tu prawo ma niewiele do stanowienia. Tu jest triumf grupy, która ustaliła jednolite swoje zachowanie i to będzie taka decyzja. Nie widzi Pan nic złego w Sojuszu, tylko opozycja jest winna? Bo opozycja zgodziła się na rozwiązanie inne, które potem złamała. Boże, jaki Pan jest bezradny, Panie Marszałku! Niech się Pani nie martwi, nie jestem bezradny. Dla mnie
głosowanie nie jest zakończone. Na koniec: czy skazani powinni oddać swoje mandaty? Tak uważam. Ten, kto zostaje skazany prawomocnym wyrokiem sądu nie powinien pełnić mandatu żadnego. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był marszałek Sejmu, Józef Oleksy.