PublicystykaJoschka Fischer: Zachód na krawędzi

Joschka Fischer: Zachód na krawędzi

Jeżeli Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zwrócą się ku neoizolacjonizmowi i jeżeli Francja porzuci Europę na rzecz nacjonalizmu, świat Zachodni odmieniłby się nie do poznania. Nie będzie już więcej twierdzą stabilności, a Europa pogrąży się w chaosie bez końca. W tym scenariuszu wielu zwracałoby się ku Niemcom, największej gospodarce Europy. Wszyscy znamy zniszczenie i katastrofę jakie potrafi to przynieść dla całego kontynentu - pisze Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych Niemiec. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.

Joschka Fischer: Zachód na krawędzi
Źródło zdjęć: © PAP | Maciej Kulczyński
Joschka Fischer

07.10.2016 17:04

W bieżącym i przyszłym roku wyborcy czołowych zachodnich demokracji podejmą decyzje, które mogą kompletnie odmienić Zachód i świat, jaki znaliśmy przez dziesięciolecia. W rzeczywistości niektóre z tych decyzji już zostały podjęte, czego najlepszym przykładem jest czerwcowy głos Brytyjczyków za wyjściem z Unii Europejskiej.

W międzyczasie Donald Trump w USA i Marine Le Pen we Francji mają spore szanse zwyciężyć w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jeszcze rok temu podobne prognozy uznane zostałyby za absurdalne. Dziś jednak musimy przyjąć możliwość nawet tych scenariuszy.

Płyty tektoniczne zachodniego świata zaczęły się przesuwać, lecz niewielu uświadomiło sobie już możliwe konsekwencje wydarzeń. Po brytyjskim referendum o Brexicie mamy już lepszy ogląd spraw.

Brytyjska decyzja podjęta została faktycznie przeciwko europejskiemu ładowi pokojowemu, który wyrasta z integracji, współpracy oraz wspólnoty rynku i jurysdykcji. Została podjęta w okresie rosnących, wewnętrznych i zewnętrznych nacisków na ten ład. Wewnątrz, niemal we wszystkich krajach członkowskich UE, rośnie w siłę nacjonalizm. Na zewnątrz Rosja rozgrywa politykę wielkomocarstwową i promuję "Unię Euroazjatycką" jako alternatywę wobec Unii Europejskiej; eufemizm kryjący w sobie chęć ponownej dominacji Rosji nad Europą Wschodnią.

Obie te siły zagrażają unijnej strukturze pokoju. Sama wspólnota będzie osłabiona bez Wielkiej Brytanii, jej tradycyjnego gwaranta stabilności. UE jest spoiwem integracji europejsko-zachodniej. Zatem jej osłabienie spowoduje europejską reorientację na Wschód.

Taki rezultat będzie jeszcze bardzie prawdopodobny, jeżeli Amerykanie wybiorą Trumpa, który otwarcie podziwia prezydenta Rosji Władimira Putina i chętnie zaspokoiłby rosyjską politykę wielkomocarstwową kosztem relacji europejskich i transatlantyckich. Taki moment "Jałty 2.0" napędziłby antyamerykanizm w Europie i spotęgowałby geopolityczne szkody doznawane przez Zachód.

Podobnie wiosenne zwycięstwo skrajnie prawicowej nacjonalistki Le Pen sygnalizowałoby odrzucenie Europy przez Francję. Zważywszy na rolę Francji jako głównego założyciela UE (obok Niemiec), wybór Le Pen oznaczałby najprawdopodobniej koniec samej Unii Europejskiej.

Jeżeli Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zwrócą się ku neoizolacjonizmowi i jeżeli Francja porzuci Europę na rzecz nacjonalizmu, świat Zachodni odmieniłby się nie do poznania. Nie będzie już więcej twierdzą stabilności, a Europa pogrąży się w chaosie bez końca. W tym scenariuszu wielu zwracałoby się ku Niemcom, największej gospodarce Europy. Jednak choć Niemcy zapłaciłyby największą polityczną i gospodarczą cenę w wypadku załamania się UE - ich interes jest za bardzo powiązany z unijnym - nikt nie powinien spodziewać się niemieckiej renacjonalizacji. Wszyscy znamy zniszczenie i katastrofę jakie potrafi to przynieść dla całego kontynentu.

Geopolitycznie Niemcy zostałyby wpisane w rolę człowieka pośrodku. Podczas gdy Francja jest krajem zachodnim, atlantyckim i śródziemnomorskim, Niemcy historycznie oscylowały między Wschodem a Zachodem. W istocie ta dynamika była przez długi czas elementem konstytutywnym Niemieckiej Rzeszy. Odpowiedź na pytanie "Wschód czy Zachód?" została udzielona dopiero wraz z kompletną porażką Niemiec w roku 1945. Po utworzeniu Republiki Federalnej w roku 1949, kanclerz Niemiec Konrad Adenauer wybrał Zachód.

Adenauer doświadczył pełnego wymiaru niemieckiej tragedii - dwóch wojen światowych i upadku Republiki Weimarskiej - i uznał, że związanie młodej Republiki Federalnej z Zachodem jest ważniejsze niż ponowne zjednoczenie Niemiec. Zgodnie z jego planem, Niemcy miały porzucić rolę człowieka pośrodku, a zatem swoją izolację, przez nieodwracalną integrację z zachodnimi instytucjami gospodarczymi i bezpieczeństwa.

Powojenne zbliżenie francusko-niemieckie oraz europejska integracja pod unijną egidą były nieodłącznymi składowymi niemieckiej orientacji na Zachód. Bez nich Niemcy stałyby się ponownie strategiczną ziemią niczyją, która zagrażałaby Europie, budziła niezdrowe iluzje w Rosji, a same Niemcy zmuszała do radzenia sobie z wyzwaniami na skalę całego kontynentu, nad którymi nie sposób zapanować w pojedynkę.

Geopolityczne ukierunkowanie Niemiec będzie centralnym tematem przyszłorocznych wyborów powszechnych. Jeżeli Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU)
odsunie od władzy swoją kanclerz Angelę Merkel za jej politykę wobec uchodźców, to najpewniej przesunie się bardziej na prawo, usiłując odzyskać wyborców straconych na rzecz antyimigranckiej, populistycznej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD)
.

Ale każdy ruch CDU ku współpracy lub uznaniu argumentów AfD oznaczałby kłopoty. AfD reprezentuje niemieckich prawicowych nacjonalistów (i gorzej), którzy chcieliby wrócić do dawnej roli człowieka pośrodku i bliskich relacji z Rosją. Współpraca CDU z AfD byłaby więc zdradą dziedzictwa Adenauera i oznaczałaby kres Republiki z Bonn (stolicy Niemiec przed zjednoczeniem - przyp. red.).

Równocześnie podobne zagrożenie czyha z lewego skrzydła, ponieważ jakakolwiek koalicja CDU-AfD musiałaby polegać na Die Linke (partii Lewica), której wielu liderów chce właściwie tego samego, co AfD: bliższych relacji z Rosją i mniejszej lub żadnej integracji z Zachodem.

Należy mieć tylko nadzieję, że taka tragiczna przyszłość zostanie nam oszczędzona, a Merkel zachowa władzę dłużej niż do roku 2017. Od tego mogą zależeć przyszłość Niemiec, Europy i całego Zachodu.

Joschka Fischer - był niemieckim ministrem spraw zagranicznych i wicekanclerzem w latach 1998-2005, w okresie mocnego poparcia Niemiec dla interwencji NATO w Kosowie (w roku 1999) oraz sprzeciwu dla wojny w Iraku. Fischer zaangażował się w działalność polityczną po udziale w protestach antysystemowych w latach 60. i 70., grając ważną rolę w tworzeniu niemieckiej Partii Zielonych, której przewodził przez niemal dwa dziesięciolecia.

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)