Joanna Mucha wycofuje się ze słów o "pobiciu"
Joanna Mucha, pytana o kroki prawne, które podjęła po "pobiciu" przez straż marszałkowską w grudniu 2016 roku, odrzekła, że nie jest osobą, która "robi jakieś wielkie zamieszanie wokół swojej osoby". Dodała, że nie mówiła o "pobiciu", ale że została "potargana".
16 grudnia po wykluczeniu z obrad posła Michała Szczerby, posłowie PO i Nowoczesnej zdecydowali się nie schodzić z mównicy. Doszło do kryzysu parlamentarnego - głosowanie nad ustawą budżetową zostało przez marszałka Marka Kuchcińskiego przeniesione do Sali Kolumnowej, a posłowie opozycji przez wiele dni okupowali salę plenarną. Posłanka Joanna Mucha była wśród osób, które do godziny 3:00 w nocy czekały na wyjście posłów PiS. Próbowała wtedy zadać im pytania i w tym momencie miała pobić ją straż marszałkowska.
Opowiadała o tym na odbywającej się następnego dnia demonstracji Komitetu Obrony Demokracji.- Byłam w tym miejscu i również zostałam poturbowana, pobita przez straż marszałkowską. W polskim parlamencie bije się posłów! - mówiła ze sceny.
W rozmowie z Justyną Dobrosz-Oracz z "Gazety Wyborczej" przedstawiła sprawę inaczej. Pytana o to, co dalej z tą sprawą, czy pojawił się jakiś akt oskarżenia, posłanka odrzekła, że nie wniosła oskarżenia. - Nie jestem taką osobą, która by robiła jakieś wielkie zamieszanie wokół własnej osoby - odrzekła. - Może "pobita" to za dużo powiedziane. Nie mówiłam, że zostałam "pobita", mówiłam, że zostałyśmy "potargane", bo tak rzeczywiście było.
Na pytanie o słowa, wypowiedziane podczas manifestacji KOD, Joanna Mucha odpowiedziała: - Mówiłam o tym, że została naruszona nasza nietykalność osobista, moja i poseł Doroty Niedzieli.
Wypowiedź ta nie uszła uwadze internautów. "Kłamczuszek" - skomentował użytkownik Twittera @pikus_pol.