Joachim Brudziński zabrał głos ws. europarlamentu. Padła obietnica
Nazwisko szefa MSWiA otwierające zachodniopomorską listę PiS do europarlamentu wzbudziło zaskoczenie. I sprowokowało komentarze, do których odniósł się sam zainteresowany. Joachim Brudziński rozwiał wątpliwości, czy w razie wygranej obejmie mandat.
We wtorek komitet polityczny PiS zatwierdził nazwiska otwierające listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wśród 26 nazwisk znalazło się kilka osób znanych z rządu - m.in. urzędujący minister spraw wewnętrznych i administracji.
Joachim Brudziński jako zachodniopomorska "jedynka" PiS wzbudził nie lada zaskoczenie. To nie tylko obecny szef resortu, ale także polityk uważany za "prawą rękę" Jarosława Kaczyńskiego, niezbędny na "odcinku krajowym". Pojawiły się pogłoski o tym, że Brudziński kandyduje w wyborach, by później zrzec się mandatu na rzecz kogoś, kto nie miałby szansy go uzyskać.
"Niezły ubaw"
Polityk odniósł się do tych komentarzy na Twitterze. Jak zapewnia, miał "niezły ubaw" czytając wpisy sugerujące, że nie podejmie mandatu europosła, lub że opuszcza "tonący okręt".
Luźna sugestia to jedno, a słowo dane wyborcom - co innego. Do jednoznacznej deklaracji skłoniła Brudzińskiego dziennikarka Dominika Wielowieyska. "Czy może Pan zapewnić, że nie zrezygnuje Pan z mandatu europejskiego i dotrwa do końca kadencji PE?" - zapytała. "Kiedy zdobędę mandat, odpowiedź będzie twierdząca" - odparł minister.
Masz news, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl