Języki władzy
Ma go prezydent Słupska, ma dyrektor Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, ma prezes Miejski Zakład Komunikacji, a od kilku tygodni także szef Wodociągów i Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. W miejskich spółkach ostatnio przybywa rzeczników. Czy zatrudnianie osoby od kontaktu z mediami to konieczność, wymóg czasu, moda, czy dowód na wygodnictwo i rozrzutność samorządu?
02.07.2005 | aktual.: 02.07.2005 08:33
Sprawą zainteresowaliśmy się po tym, jak dwaj szefowie miejskich spółek - PGM i Wodociągów Słupsk zatrudnili, na pół etatu, osobę do kontaktów z mediami - byłego dziennikarza Przemysława Lipskiego (mgr historii, wcześniej zastepca redaktora naczelnego „Głosu Koszalińskiego/Słupskiego”). W Wodociągach jest on specjalistą od Public Relations, czyli m.in. od kształtowania wizerunku firmy i kontaktu z mediami. Natomiast w PGM pełni funkcję rzecznika prasowego (nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że otrzymuje łącznie 2 tys. zł netto). Casus Lipskiego (rzecznik i piarowiec, będzie też szefował gazecie, której właścicielem jest Andrzej Obecny, wiceprezydent Słupska), skupia jak w soczewce ciekawe zjawisko: nasi politycy, prezesi, dyrektorzy, coraz chętniej słono płacą wynajętym ludziom za to, żeby mówili za nich (oficjalnie: w ich imieniu). Sprawdziliśmy, jakie miejskie spółki zatrudniają rzeczników, ile zarabiają, jakie pełnią obowiązki? I co? Okazuje się, że Słupsk jest miastem rzeczników. Tymczasem jest przecież
rzecznik prezydenta (prezydent firmuje i odpowiada za wszystkie miejskie placówki i firmy). Czy ten jeden rzecznik nie wystarczy? Dla przykładu: niemieckie samorządy nie zatrudniają tabunów pośredników między władzą a mediami, a przecież sobie radzą (z mediami rozmawiają kompetentni urzędnicy, którym pracodawca powierza dodatkowo te obowiązki). - Jedna osoba nie byłaby w stanie ogarnąć tego wszystkiego - tłumaczy Mariusz Smoliński, rzecznik prezydenta Słupska. - To są spółki prawa handlowego i miasto nie ma wpływu na ich politykę kadrową. Czy rzeczywiście?
Co spółka, to rzecznik
Marcin Grzybiński, Małgorzata Koziorowicz, Mariusz Smoliński, Przemysław Lipski - to nazwiska znane wszystkim dziennikarzom. Za naszym pośrednictwem znają je też słupszczanie. To oni informują o tym, co dzieje się w ratuszu i podległych mu spółkach. Kim są, jakie mają wykształcenie?
MZK: niby-rzecznik W Miejskim Zakładzie Komunikacji funkcje rzecznika pełni Marcin Grzybiński (mgr geografii społeczno-ekonomicznej, ukończył też podyplomowe studia z transportu i logistyki). - Nie pobieram za to pieniędzy - twierdzi Grzybiński. - To mój dodatkowy obowiązek. Na co dzień jestem kierownikiem działu marketingu i spedycji. Grzybiński m.in. opracowuje informacje dla mediów i klientów MZK.
PGK: Przede wszystkim marketing W Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej zajmuje się tym Anna Koziorowicz, była rzecznik, byłego prezydenta Słupska Jerzego Mazurka (mgr inż. elektronik oraz skończone 3 kierunki podyplomowe). Za kontakty z mediami nie dostaje wynagrodzenia. Podkreśla, że pełni tę funkcję dodatkowo. Przede wszystkim jednak jest specjalistą ds. zarządzania.
Swojego rzecznika ma także prezydent Maciej Kobyliński. Mariusz Smoliński (mgr socjologii), zastąpił poprzedniego rzecznika Marka Sosnowskiego.
Jeden za wszystkich W Ustce żadna ze spółek miejskich nie ma swojego rzecznika prasowego. Jedyną osobą w mieście odpowiedzialną za kontakty z mediami jest Hubert Bierndgarski, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego i jednocześnie pracownik Wydziału Promocji. Ukończył Wyższą Szkołę Morską w Szczecinie, specjalność nawigacja morska, ale nie przystąpił do egzaminów końcowych. Jego miesięczne zarobki wynoszą 1760 zł netto. Rzecznik do swojej dyspozycji ma telefon komórkowy, opłacany przez ratusz oraz laptop.
To prezes decyduje Co na temat zatrudniania rzeczników w spółkach podlegających miastu myśli wiceprezydent Słupska Andrzej Obecny? - Rzecznicy są jak najbardziej potrzebni - mówi wiceprezydent. - Spółkami rządzą prezesi i to oni decydują o tym, kogo zatrudnią. Broni także niedawnej decyzji o zatrudnienia Przemysława Lipskiego w Wodociągach i Przedsiębiorstwie Gospodarki Mieszkaniowej. - Do tej pory tylko te dwa podmioty nie miały rzeczników - mówi. - Myślę, że ich praca usprawni kontakt z mediami.
Polski zwyczaj Innego zdania jest Julia Pitera, szefowa Transparency International (organizacja walcząca z korupcją oraz dążącą do tego, aby władza była przejrzysta). Według niej, zatrudnienie na stanowisku rzecznika w dwóch spółkach miejskich tej samej osoby to... - Lipa od początku do końca - stwierdza Pitera. - Podziwiam tego renesansowego omnibusa. Liczba zajęć wykonywanych przez niego jest szokująca. W pozostałych krajach Europy oraz w USA nie ma pojęcia: rzecznik prasowy. Tam jest ważny bezpośredni kontakt z człowiekiem. To pozwala na budowanie wiarygodności publicznej. Jeśli urząd zasłania się rzecznikiem, to jest traktowany jak krętacz. Rzecznicy to ludzie, którzy pozwalają uniknąć kłopotliwych informacji i sytuacji. Po prostu kłamią. Od udzielania informacji w spółkach miejskich są prezesi, a w urzędzie dyrektorzy wydziałów. Pojawia się tu pytanie, kto płaci za tego rzecznika? Wychodzi na to, że podatnicy.
Tak, ale Czy miejskie spółki powinny mieć swoich rzeczników prasowych - zapytaliśmy Adama Łapińskiego, dyrektora zarządzającego domu mediowego Star Media, współwłaściciela agencji 2PR z Warszawy - Uważam, że to dobrze, jeśli w spółce jest taka osoba. To bardzo ułatwia pracę firmie i dziennikarzom, ale już tworzenie specjalnego etatu dla takiej osoby w niewielkich spółkach miejskich wygląda śmiesznie. Sytuacje kryzysowe w spółkach miejskich nie zdarzają się często, a przynajmniej nie powinny i pogodzenie pracy rzecznika z innymi zadaniami jest dosyć proste. Jeżeli więc jakakolwiek spółka tworzy specjalne stanowisko rzecznika, to albo ma zbyt wiele pieniędzy, albo jest przekonana o tym, że za chwilę taka osoba będzie miała dużo pracy. Wiele spółek miejskich nie ma rzecznika, po prostu nie ma takiej potrzeby. Zazwyczaj odpowiedni pracownicy (dyrektorzy wydziałów, inspektorzy - dop. redakcji) są w stanie udzielić dziennikarzom odpowiedzi. Niektóre spółki asygnują własnych pracowników na stanowisko rzecznika
(lub kogoś na kształt rzecznika). Dobrze, jeżeli jest to ktoś ze spółki, kto zna jej sytuację i potrafi szybko ustalić odpowiedzialne osoby i udzieli sensownej odpowiedzi.
Lustrzane odbicie Przemysław Lipski, pracujący na pół etatu w Wodociagach i PGM może w przyszłości znaleźć się w niezręcznej sytuacji - może bowiem reprezentować odmienne interesy dwóch firm: PGM ma długi wobec Wodociągów - według rzecznika około 1,2 mln zł). Czy w takim razie na łamach prasy będzie polemizował sam ze sobą? Czy jako rzecznik PGM odpowie inaczej, a jako reprezentant Wodociągów jeszcze inaczej? Nowy rzecznik jest przekonany, że uda mu się bez problemu pogodzić obie funkcje. - Teoretycznie tak można tę sprawę przedstawić - wyjaśnia Lipski. Ale to kabaretowe jej postawienie - mówi. - Oczywiście, mogą powstać jakieś rozbieżności, np. co do zadłużenia, ale wydaje mi się, że moja osoba jest tu elementem łączącym. Wpływa na udrożnienie pewnych kanałów do porozumienia. Jeśli jednak prezesi stwierdziliby, że może dojść tu do konfliktu interesów, to oni podejmą odpowiednie decyzje.
Dziennik Bałtycki
Marcin Kamiński