Jest nowy włoski rząd. Dla Unii to będzie jazda bez trzymanki.
Włoska polityka znów przypomina przypomina farsę. Jednak tym razem stawka jest zbyt wysoka, by można było jej nie traktować poważnie. Nowy populistyczno-nacjonalistyczny rząd może zniszczyć Unię. Ale podobnie jak Brexit, może też Europie wyjść na dobre.
01.06.2018 16:06
Powiedzieć, że nowy włoski rząd powstawał w bólach, to nic nie powiedzieć. W ciagu ostatnich dwóch tygodni, dwa razy deklarowano, że odbędą się nowe wybory; dwa razy, że powstanie nowy rząd. W końcu stanęło na tym drugim.
W kluczowym momencie jedną z największych gospodarkę Unii poprowadzi nieznany prawnik, który znacząco upiększał swoje CV (jeden przykład: po wizycie w Cambridge u swojej dziewczyny wpisał, że studiował na tamtejszym uniwersytecie). Jednym z jego ministrów jest ekonomista, który opracował tajny plan nagłego wyjścia ze strefy euro (tak tajny, że można go znaleźć w internecie). Rząd ten tworzą partie: nacjonalistyczna Liga i populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd, które wielokrotnie opowiadały się za wyjściem nie tylko z euro, ale z całej Unii, są wielkimi fanami Władimira Putina i chcą radykalnie - i jednocześnie - obniżyć podatki oraz zwiększyć wydatki socjalne. I to w sytuacji, kiedy mają największy dług w Europie.
Jak widać, w tej historii można by znaleźć sporo wątków humorystycznych - w końcu twórcą Ruchu Pięciu Gwiazd jest były komik Beppe Grillo. Ale nie powinny one przesłaniać znacznie bardziej poważnego faktu: przed Unią Europejską być może największe wyzwanie w swojej historii. Większe niż Grecja, większe niż Brexit, większe niż Polska. Włochy to państwo-założyciel Unii, czwarta gospodarka Europy i ósma na świecie. To europejskie mocarstwo przechodzące pod kontrolę sił, których pozycja jest zbudowana na całkowitym zaprzeczeniu status quo w niemal każdym aspekcie. Dość powiedzieć, że ministrem ds. europejskich (choć nie, jak planowano, ministrem finansów) zostanie Paolo Savona, który z poparciem obydwu partii obmyślił plan potajemnego wyjścia ze strefy euro, według którego państwa UE - a także sami Włosi - dopiero w ostatniej chwili dowiedzieliby się o tej decyzji.
Nadzieja w imposybilizmie
Rzecz jasna, nie musi to oznaczać katastrofy. W końcu obydwie partie teraz odżegnują się od głoszonych ledwie kilka miesięcy temu planów pozbycia się euro i wyjścia z UE. Problem w tym, że jeśli nawet nie zrobią tego celowo, może im to wyjść przez przypadek. Weźmy na przykład obietnice gospodarcze. Konikiem Ruchu Pięciu Gwiazd jest tzw. dochód obywatelski - 700 euro miesięcznie dla każdego Włocha. Konikiem Ligi - podatek liniowy. Według szacunków ekonomistów, łącznie mogłoby to kosztować ponad 120 miliardów euro, czyli nawet 7 procent całego PKB. To niemal gwarancja kolejnego kryzysu zadłużeniowego, który przyćmi kłopoty z Grecją.
A to przecież tylko jedno pole, na którym nowy włoski rząd może narozrabiać. Nowy minister spraw wewnętrznych i lider Ligi Matteo Salvini na tyle podziwia Rosję Putina, że pozował na Placu Czerwonym w koszulce z podobizną rosyjskiego prezydenta. Ale oprócz zniesienia rosyjskich sankcji chce też całkowicie zreformować Unię na swoją modłę, a do tego deportować pół miliona migrantów. W tych dwóch ostatnich kwestiach znajdzie zapewne wspólny język z polskim rządem, ale można mieć wątpliwośći, czy wyjdzie to nam i Europie na dobre. Bardziej prawdopodobne jest, że wynikiem tego wszystkiego będzie wszechogarniający chaos.
Będzie jak z Brexitem?
Oczywiście, ze wszystkimi tymi obietnicami jest pewien problem. Są niemal niemożliwe do spełnienia. Jeśli nie powstrzymają ich technokraci, którzy zostali dokooptowani w skład rządu, to zrobi to po prostu twarda, zimna rzeczywistość, niedająca się kształtować wedle widzimisię rządzących. I w tym cała nadzieja, że cały eksperyment może koniec końców przynieść więcej dobrego niż złego dla Włoch i Europy.
Może się jeszcze okazać, że z Włochami będzie jak z Brexitem, który obnażył kłamstwa, nieodpowiedzialność i nieprawdopodobną kompetencję stojących za nim polityków. Przede wszystkim jednak zniechęcił do podobnych ruchów ludzi w całej Europie. Dość powiedzieć, że w pozostałych krajach poparcie dla Unii prawie dwa lata po brytyjskim referendum jest dziś rekordowo wysokie. Być może kiedy i włoski eksperyment zakończy się podobnie, Europejczycy wyciągną wnioski i nie będą już tak skorzy powierzać swojej przyszłości ludziom oferującym łatwe rozwiązania trudnych spraw.