Jej mąż skazany na bezwzględne więzienie. Karolina Piasecka: nie chodziło o zemstę
Jedenaście lat bicia, upokorzeń i nękania - to już za nią. Karolina Piasecka znalazła spokój i wreszcie sprawiedliwość. Jej, były już mąż, został skazany na dwa lata bezwzględnego więzienia. A ona? - Ochłonęłam, poszłam spać - mówi w rozmowie z WP.
- Czuję ulgę. Cieszę się z wyroku i z zakazu zbliżania, i że to jest kara bezwzględnego więzienia. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę zmuszona do kontaktu z nim i zapomnę o swojej przeszłości - mówiła Karolina Piasecka w rozmowie z WP, bezpośrednio po ogłoszeniu wyroku.
We wtorek jej były mąż, były radny PiS, został skazany za znęcanie się nad żoną. Usłyszał karę dwóch lat bezwzględnego więzienia. Ma zakaz zbliżania się do kobiety przez pięć lat. Musi też zapłacić jej 75 tys. zł nawiązki.
Kiedy szum medialny wokół tej głośnej sprawy nieco opadł, jeszcze raz porozmawialiśmy z Karoliną Piasecką.
Świętowała pani?
Wracałam do Warszawy, było spokojnie. Korespondowałam z osobami, które mi pomagały. Gratulowały mi, a ja im dziękowałam. Ochłonęłam, poszłam spać. Kolejny dzień mija normalnie. Dziś nie byłam w pracy, mam urlop. Spędziłam zwyczajny dzień w domu.
Podpisze się pani pod tym, że zemsta jest słodka?
Nigdy nie chodziło mi o zemstę, ale o spokój, o którym marzyłam przez wiele lat. A później o sprawiedliwość.
Pojawił się pomysł, by karą dla pani męża były prace społeczne. Czekając na sali sądowej na wyrok, bała się pani, że sąd na to przystanie?
Kiedy usłyszałam propozycję o pracach społecznych, nie chciałam dopuścić tego do świadomości. Poczułam straszny zawód, żal i totalne niezrozumienie. Szybko jednak uświadomiłam sobie, że to nie jest wyrok, że to do sędziego należy ostatnie zdanie. Głęboko wierzyłam, że, mając wszystkie dowody, które dostarczyłam, po przesłuchaniu świadków, sędzia ogłosi sprawiedliwy wyrok, adekwatny do tego, co przeszłam. Nie spodziewałam się sześciu lat więzienia, o które wnioskowałam, ale myślałam o trzech.
Proces rozpoczął się w czerwcu 2018 roku. Trwał za długo?
Nie wiedziałam, że to będzie tak długo trwało. Zanim cała sprawa ruszyła, to też minął rok, prawie półtora. Na początku byłam kompletnie zrezygnowana. Mówiłam sobie: "no nie, nic się nie wydarzy". Jak opowiadałam w mediach, że martwię się, że sprawa nie idzie do przodu, to wtedy nagle zaczynało się coś dziać. Proces był długi i mozolny. Z każdą rozprawą była nadzieja, że się skończy. W końcu tak się stało.
Czy pani zdaniem to, że mąż był radnym PiS, miało wpływ na sprawę?
Myślę, że tak. Długość procesu, pierwotna propozycja kary - myślę, że na to miała wpływ przeszłość zawodowa mojego męża. A to, że pokazałam wszystkim, jak wyglądało moje życie, spowodowało, że media zainteresowały się sprawą i ona ruszyła.
Jak zachowywali się bliscy męża w stosunku do pani?
Nie miałam z nimi w ogóle kontaktu. Ani z rodziną, ani ze współpracownikami.
Pani były mąż nie przyznał się do winy. Czy myśli pani, że może jednak żałować tego, co zrobił, ale ukrywa to, bo nie chce się przyznać przed opinią publiczną do winy?
Myślę, że on nie żałuje. Cały czas nie zrozumiał tego, jak bardzo złych zachowań się dopuścił. Nie wiem, z czym to jest związane. Czy - jak ocenili sądowi psychiatrzy - brakiem uczuć wyższych czy ze spłyceniem emocjonalnym. On był przekonany, że tylko on ma rację we wszystkim. Nie słuchał ludzi wokół.
Wyszła pani za niego. Miała go pani za innego człowieka? Jak można się tak zmienić?
Był całkowicie innym człowiekiem. Jak go poznałam, był głęboko wierzącą osobą, miał dobro na twarzy, dobro w oczach. Widziałam jego dobre czyny. Może to było moje zaślepienie. Z czasem zmienił się niesamowicie. Mam wrażenie, że najbardziej zmieniła go polityka, kiedy zaczął bardzo mocno się w nią angażować. Wtedy totalnie go nie poznawałam.
Kto najbardziej pani pomagał? Bliscy czy obcy ludzie?
Staram się radzić sobie samodzielnie. Bliscy byli nieocenioną pomocą. Mama poświęciła całe dwa lata od mojej ucieczki mnie i moim córeczkom. Mieszkała z nami. Poza tym moja przełożona zorganizowała mi możliwość zmiany miejsca pracy w innej miejscowości. Ona również zaaranżowała spotkanie z prawnikiem, z panem Filipem Dopierałą. Po pierwszej rozmowie z nim poczułam, że jest jakieś światło w tunelu. Miałam też wsparcie psychologa, chodziłam bardzo długo na terapię. Media również mnie wspierały, kiedy przekazywały moje słowo. Obce osoby też. To była niezliczona liczba osób. Ogrom.
Jak się zachowywać wobec osoby, która nie chce mówić o swojej krzywdzie? Wziąć sprawy w swoje ręce, czy pozwolić jej podejmować własne - niekiedy złe - decyzje?
Moja siostra bardzo się przejmowała, chciała coś zrobić, wielokrotnie rozmawiała z moim mężem. Ale nigdy nie miało to dobrego wpływu na moje relacje z nim. Ja bardzo długo walczyłam, żeby naprawić te relacje. To, żeby mieć pełną rodzinę, było dla mnie najważniejsze.
Pierwszy krok zrobiłam w 2013 roku, kiedy założyłam Niebieską Kartę, kiedy wyprowadziłam się z córeczkami na dwa tygodnie do rodziców. W ten sposób chciałam mu pokazać, że nie akceptuję takiego życia, że chcę zmiany, terapii, poprawy komunikacji. Pokazać, że bardzo mi na tym zależy.
Osoba, która jest w takiej sytuacji, musi mieć przyjaciół, którzy akceptują każdą jej decyzję. Jak ona zdecyduje się na naprawę związku, powinni ją wspierać. "Chcę ci pomóc, a ty moją pomoc odrzucasz, widocznie tak lubisz" - takie rzeczy też słyszałam. Kilka razy się wycofywałam. Długo mi zajęło, by zrozumieć, że separacja jest jedyną drogą do zakończenia przemocy.
Po pierwszym spotkaniu z prawnikiem też zrezygnowałam. Mimo że poczułam siłę, dałam jeszcze jedną szansę. Były dobre dni, a po nich następowały te złe. Dopiero kiedy zobaczyłam, że przemoc przelewa się też na dziewczynki, że będą dorastały w patologicznej rodzinie, która przekazuje złe wzorce, zrozumiałam, że muszę to skończyć.
Martwi się pani o córki? Że przeszłość się będzie za nimi ciągnęła, że znowu zostaną skrzywdzone?
Martwię się, czy dobrze je wychowam. Czy czegoś nie przegapię. Robię wszystko, co w mojej mocy, by się rozwijały. Są ustalone widzenia dzieci z ojcem - w co drugą sobotę miesiąca. Mój były mąż nie korzysta jednak z tych spotkań. Ostatni raz widział je w grudniu zeszłego roku. Teraz regularnie odmawia każdego spotkania.
Co będzie po pięciu latach, kiedy zakaz zbliżania się wygaśnie?
Zaczęłam o tym myśleć. Czas szybko mija. Ludzie uspokajają mnie, że on raczej sobie odpuści. Ale ja nie wiem.
Zmieniła pani wygląd. Ma to związek ze sprawą, o której rozmawiamy?
Zmieniłam się wewnętrznie. Wiem, że sama decyduję o sobie. Muszę być odważna, zdecydowana i silna. Chciałam zmienić wygląd.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl