Jedni ich wyzywają, inni są wdzięczni. Na pasach widzieli wszystko
Na przejściu potrafi stać kilka minut. Po tym, jak potrącił ją samochód, został strach i bolące biodro. Niby osiedlowa uliczka, ale co chwilę jest o krok, dosłownie o krok od tragedii. Przed najgorszym strzegą oni, stopki. Taka praca.
Leszek siedzi obok swojego przejścia, tak o nim mówi. Ma tam krzesełko, na którym spędza kilka godzin dziennie. Nieważne czy śnieg, czy deszcz, czy mróz. Podrywa się, gdy obok jezdni stają dzieci.
- Ale czasami strach tak wyjść - wzdycha.
Wydawałoby się, że jego przejście jest bezpieczne. Spokojna, osiedlowa uliczka. Po obu stronach progi zwalniające, ograniczenie prędkości, do tego specjalne, jaskrawe oznakowanie. Na górze lampa doświetlająca pasy, tuż obok przystanki autobusowe.
- Progi zwalniające? - macha ręką. - Omijają je. Ograniczenie? - uśmiecha się. - Nawet nie hamują.
Raz na przejście weszła kobieta. Zrobiła parę kroków, przez pierwszą jezdnię, stanęła na wysepce. Wtedy na przejście wjechał rozpędzony autobus. Nawet nie zwolnił. Nie widział pieszej? Tak mu się spieszyło? Nie wiadomo. Kobieta prawie zrobiła krok dalej. To byłby koniec.
- Dobrze, że tego kroku nie zrobiła - wspomina.
Innym razem przeprowadzał grupkę dzieci, gdy za sobą usłyszał pisk opon. Po drugiej stronie chłopiec wjechał na przejście. Powinien zejść z hulajnogi, nie zrobił tego. Ale też kierowca powinien wyhamować, nie udało mu się.
- Na szczęście nic się nie stało - mówi.
Zdarzało się, że on nie zdążył zejść z przejścia, ale samochód już ruszał. Jeszcze lusterkiem go trącał. Jakby ta sekunda miała dla kierowcy znaczenie. Albo przyspieszali, gdy dopiero podchodził do przejścia. Tak, żeby nie zdążył na nie wejść.
Wiele razy było właśnie tak. O krok. O krok od wypadku. O krok od tragedii.
Stopek? Śmieszne takie
Dorota pracuje po drugiej stronie miasta. Widać, że skrzyżowanie ma bardziej ruchliwe. Samochody wyjeżdżają z każdej strony, jezdnia jest szeroka, nie ma żadnych progów zwalniających. Kawałek dalej stoi szkoła, po pasach chodzą dzieci.
Był więc potrzebny ktoś taki, jak ona. Potocznie mówi się stopek, bardziej fachowo to kontroler ruchu. Szkoła nie miała jednak łatwo, żeby kogoś na tę posadę znaleźć. Chętnych brakowało, właściwie to ich nie było.
- Może odpowiedzialność odstrasza? Może przebranie?- zastanawia się Dorota. - Na początku też miałam z nim problem, myślałam, że jak marionetka wyglądam.
Doszło do tego, że burmistrz osobiście prosił ją, aby wzięła tę pracę. Nikt inny nie chciał. Ona sama, zanim się zatrudniła, pytała innych. Znała pewnego młodego chłopaka, który szukał zajęcia. Chciał sobie dorobić.
- Może taką pracę byś wziął? - Zapytała go.
Spojrzał nią. Musiał wyglądać, jakby nie dowierzał. Zaczął się śmiać.
- Dlaczego się śmiejesz? - Dopytywała.
- Bo to śmieszne - wyjaśnił krótko. - Ja? Tak na ulicy bym stał?
Nikogo nie znalazła, więc sama się zatrudniła. Wciąż pamięta tremę, jaką miała na początku. Pierwszy dzień był najgorszy. Niektórzy mówili, że wygląda zabawnie. Cała pomarańczowa, odblaskowa, ze znakiem drogowym na brzuchu.
- Jakie przepisy, taki ubiór - wzrusza ramionami Dorota. - Policja ma swoje ubiory, straż swoje, a stopek swoje.
Teraz czasem żartują w pracy, że dobrze jej w tym stroju. Dorota dziękuje, odpowiada, że dumna jest z niego. Ale to przyjacielskie docinki, nic wielkiego. Właściwie najmniejszy problem.
- Obawiałam się odpowiedzialności - przyznaje. - Nigdy nie miałam styczności z takim stanowiskiem. Oczy trzeba mieć wszędzie, z tyłu, z przodu i na bokach.
Oczami z każdej strony musi widzieć, przede wszystkim, idące do szkoły dzieci. Poza tym matki z wózkami, ale też wszystkich innych, którzy na przejściu mogą potrzebować pomocy. Tych nie brakuje.
Staruszek, który przejścia się boi
Czasem widzi staruszków. Stoją przed pasami, przepuszczają kolejne samochody. Bywa, że któreś auto zwalnia. Ale oni i tak pokazują, żeby jechał dalej. Stoją, czekają. Tak jak wczoraj staruszka, w jednej ręce laska, w drugiej wózek z zakupami.
Dorota wyszła na przejście. Zatrzymała jadące samochody.
- Ale... - mówiła staruszka. - Ja wolno idę.
- Nie szkodzi. Oni poczekają - odparła Dorota. - Ja też mam czas.
Kierowcy czekali. Dorota przeprowadziła staruszkę przez pierwszą jezdnię, wysepkę, kolejną jezdnię. Zanim staruszka poszła dalej, nie mogła przestać dziękować. I nie ona jedna była tak wdzięczna.
- Nie chcę ich zatrzymywać - mówiła raz inna staruszka. - Oni się spieszą.
- Przecież pani też musi iść do domu, do lekarza, na zakupy - odpowiedziała Dorota. - Ile będzie pani tak stała?
Innego dnia padał deszcz. Na przejściu znów stanęła staruszka. Widać było, że boi się przejść. Stała, czekała, przepuszczała samochody. Nawet, jak któryś zwalniał, to ona nie szła.
- Proszę iść - zawołała Dorota.
Ale staruszka ani drgnęła. Wciąż stała. Tak, że nawet kierowca wyszedł z samochodu.
- Niech się pani nie boi - powiedział - Ja mogę poczekać.
Dopiero wtedy przeszły razem przez jezdnię. Na końcu staruszka opowiedziała, jak niedawno miała wypadek. Weszła na przejście, jeden samochód się zatrzymał, ale ten za nim już nie. Uderzył ją. Trafiła do szpitala, operowali jej biodro.
Od tamtej pory czeka, aż na przejściu będzie zupełnie pusto. Tyle że rzadko kiedy tak jest.
Szacunek mam
Nieważne czy leje deszcz, czy pada śnieg, czy trzaska siarczysty mróz. Czy spod kół samochodów leci chlapa, czy bryzga woda z kałuż, czy jest upał nie do zniesienia. Muszą wyjść na ulicę.
- Szacunek mam - oznajmia Dorota.
Nawet dzisiaj podeszła do niej jedna z matek. Zapytała, czy będzie jutro. Dorota odparła, że jak zwykle tak. Matka się ucieszyła, bo może puścić dziecko samemu i nie bać się o bezpieczeństwo. Jak idzie po pracy do sklepu, to dzieci do niej machają.
- Ciepło się na sercu robi - mówi.
Dorota stara się, żeby dać od siebie coś więcej. Nie tylko to, że oprócz dzieci przeprowadzi też matki z wózkami czy starsze osoby. Raz zatrzymała jednego kierowcę, tak po prostu. Widziała, że jechał znacznie za szybko.
- Po co mnie pani zatrzymuje, jak nikt nie idzie?! - wściekał się. - Mi się do pracy spieszy.
- Żeby pan zwolnił - wyjaśniła. - Znaków pan nie widzi? Pasów?
Bo poza wdzięcznością jest też wściekłość. Zwykle to wściekłość kierowców.
Panie, ruch pan blokujesz
Każdego ranka wszystkim się spieszy. Jeden zaspał, za kwadrans musi być w pracy. Drugi jeszcze dzieci musi odwieźć. Do trzeciego szef już wydzwania. I jeszcze na przejście wchodzi on. Człowiek w pomarańczowej kamizelce. I jeszcze ruch zatrzymuje.
- Potrafią powiedzieć - kręci głową Leszek. - Ale szkoda powtarzać, co. Jednym uchem to wpuszczam, a drugim wypuszczam.
Widział, jak pokazywali mu środkowe palce. Uchylali okna, żeby rzucić kilka przekleństw. Raz kierowca wyszedł z samochodu. Miał pretensje, bo jego zdaniem Leszek blokował ruch. Wychodził za często.
- Mówił, że powinienem zejść, żeby on mógł przejechać - dziwi się. - Pełno dzieci wtedy było.
Innym razem zdarzyło się, że zdenerwowany kierowca nasłał na niego policję. Ale jest i życzliwość, widzi, jak pozdrawiają ci, którzy jeżdżą tędy codziennie. Pamięta nawet twarze kierowców miejskich autobusów.
- Jak to mówią, nie same kołki się trafiają - uśmiecha się. - Nie raz podziękowania słyszałem.
Dziękują rodzice, dziękują dzieci. Zimą nawet trafił się kierowca, który gdzieś na pobliskiej stacji musiał kupić gorącą herbatę. Zatrzymał się na przejściu. I podał Leszkowi kubek.
- Więcej osób na tych pasach poznałem, niż u siebie w bloku - stwierdza Leszek.
Piesi giną codziennie
- Piesi czy kierowcy? - Pytam.
- Pół na pół - oznajmia Leszek.
Widzi głupotę kierowców, którzy pieszym przejeżdżają tuż przed nosem. Jeszcze przyspieszają, żeby zdążyć. Ale widzi też dzieci, które wchodzą na jezdnię ze wzrokiem wlepionym w smartfona. Klapki na oczach, idą przed siebie.
- Trzeba czasami krzyknąć, żeby odłożył - mówi.
Zatrważające są dane, które pokazują, ile osób ginie na przejściach dla pieszych. Niemal codziennie życie traci jedna osoba. W 2018 roku na przejściach doszło do 3978 wypadków. Zginęło w nich 285 osób. Rannych zostało 3899.
Ogółem liczba wypadków z udziałem pieszych jest jeszcze wyższa. W 2018 roku takich wypadków było 7548. Najczęściej giną w nich osoby starsze, powyżej 60 roku życia. Łącznie życie straciło 415 starszych osób, rannych zostało 2867.
Leszek myli się w jednym. Niemal 70 procent wypadków z udziałem pieszych powodują kierowcy. Zwykle to oni nie ustępują pierwszeństwa.