Jarosław Wałęsa: albo się wierzy mojemu ojcu, albo Kiszczakowi
• Jarosław Wałęsa, syn b. prezydenta, był gościem programu "Piaskiem po oczach" w TVN24
• - Albo się wierzy ojcu, albo Kiszczakowi - mówił
• O podpisanym w 1970 r. zobowiązaniu: - Nie uważam, by ojciec został złamany
• "Ojcu przydałoby się kilka tygodni spokoju"
26.02.2016 | aktual.: 02.03.2016 10:37
Uważam, że to, co mówi mój ojciec, można albo przyjąć, albo odrzucić. Albo się wierzy mojemu ojcu, albo się wierzy Kiszczakowi - mówił w programie "Piaskiem po oczach" w TVN24 syn b. prezydenta Jarosław Wałęsa.
- Czy możemy na podstawie fałszywek oceniać mojego ojca? Dokumenty na mojego ojca były podrabiane. Nie przez jakichś podrzędnych cinkciarzy, ale przez zawodowców - mówił. - Nawet jeśli grafolog stwierdzi, że 95 procent dokumentów jest fałszywych, a 5 prawdziwych, to już nic nie zmieni. Ci ludzie, którzy negatywnie oceniają mojego ojca, nie zmienią zdania.
Jarosław Wałęsa przywoływał rok 1970, tłumacząc motywy, którymi mógł kierować się Lech Wałęsa, podpisując dokumenty. - Mamy 1970 rok, 27-letniego robotnika, który zostawia obrączkę, zostawia żonę z dzieckiem i mówi: "jak mnie zabiorą, to będziesz miała na chleb". Zabierają go i trzymają w areszcie. Tam coś podpisuje. Teraz jest pytanie, czy na podstawie tego jednego potknięcia budować legendę, że on się stał "Bolkiem"? - pytał.
W odpowiedzi na to, jak mogła wyglądać "współpraca" Lecha Wałęsy z SB od 1970 do 1976 roku, Jarosław zaprzeczył, by mogło to trwać aż do 1976 roku. - Wydaje mi się, że początkowo przychodził na wezwania, ale potem nie reagował. To była gra - mówił. - Moim zdaniem trwała w 1970 roku może przez kilka miesięcy. Na pewno nie do 1976 roku.
- Możemy się cofnąć do czasów, gdy mój ojciec był internowany w Arłamowie. Wtedy był moment, gdy władza próbowała stworzyć "Solidarność-bis", na której czele miał stanąć mój ojciec. On nie chciał się na to zgodzić. Dlaczego wtedy nie wyciągnięto tej teczki? Dlatego, że te materiały były wtedy w trakcie przygotowywania - powiedział.
- Nie uważam, że mój ojciec został złamany. Podpisanie jakiegoś świstka w 1970 roku o niczym nie świadczy. "Podpisz to i wychodzisz". To nie świadczy o jakiejś współpracy, to świadczy o tym, że chciał wyjść i spotkać się z rodziną - tłumaczył Jarosław Wałęsa. - Jestem święcie przekonany, że mój ojciec nikogo nie skrzywdził, że nie doniósł na kogoś w ten sposób, że ten znalazł się na przykład w więzieniu.
Pytany o to, dlaczego teczka TW "Bolka" wypłynęły teraz, odrzekł: - Zadziwiające jest, że próbujemy o tym myśleć jak o przypadku. To była zaplanowana akcja. Kiedy mój ojciec nie zgodził się na warunki debaty zaproponowane przez IPN, to nagle pojawiają się nowe kwity. Za długo jestem w polityce, by wierzyć w takie zbiegi okoliczności - mówił syn Lecha Wałęsy.
W odpowiedzi na pytanie o reakcje międzynarodowe, Jarosław Wałęsa, który jest europosłem, powiedział, że wiele razy podchodzili do niego posłowie z innych krajów. - Pytali: co ta prawica robi, nagle dochodzi do władzy i twój ojciec "staje się agentem"! Nie mogli tego zrozumieć - mówił.
Pytany o reakcję ojca na sprawę dokumentów znalezionych w domu Czesława Kiszczaka, Jarosław Wałęsa odrzekł, że ojcu "przydałoby się kilka tygodni spokoju". - Tych, których dotąd nie przekonał, już nie przekona. A ci, którzy uważają go za bohatera, wciąż będą tak uważali - mówił. Dodał jednak, że jego ojcem nie da się sterować, reaguje bardzo emocjonalnie. - Cokolwiek by teraz nie zrobił, nie jest w stanie nic zmienić.
W odpowiedzi na pytanie Konrada Piaseckiego o pojawiające się głosy, że Wałęsa powinien oddać Nagrodę Nobla, Jarosław przypomniał, że ona "jest na Jasnej Górze". - Pieniądze z tej nagrody poszły na cele charytatywne, nie ma co oddawać. A lotnisko? Jest taki człowiek na Pomorzu, który nie rozumie, że symboli nie można niszczyć - powiedział Jarosław Wałęsa.