Jarosław Kaczyński: to są opary absurdu, coś między chorobą a burleską
- Cokolwiek byśmy zrobili, poza oddaniem władzy, byłoby złe - powiedział Jarosław Kaczyński w "Salonie politycznym Trójki", komentując zapowiedziany na wtorkowe popołudnie marsz opozycji w rocznicę stanu wojennego. - To są opary absurdu, coś między chorobą a burleską - dodał lider PiS, przekonując, że przeciwnikom rządu zależy na wytworzeniu wrażenia "w Polsce dzieją się jakieś straszne rzeczy, chociaż nic takiego się nie dzieje". - Czyli pan prezes nie przygotowuje na razie stanu wojennego - zażartował prowadzący rozmowę. - Nie przygotowuję stanu wojennego - odpowiedział Kaczyński.
13.12.2016 | aktual.: 13.12.2016 12:40
W radiowej "Trójce" Jarosław Kaczyński był pytany o to, że w 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego opozycja organizuje w Warszawie marsz spod dawnej siedziby KC PZPR pod siedzibę PiS, a "lider KOD twierdzi, że chce pokazać symboliczną jedność między tamtymi rządami a obecnymi".
To jest wzywanie do popełnienia przestępstwa
- No cóż, to są opary absurdu, coś co jest między chorobą, wiadomo jaką, a jakąś burleską. Inaczej tego określić się nie da - powiedział prezes PiS. - Natomiast ta retoryka oczywiście czemuś służy. Służy stworzeniu czegoś, co już raz zostało stworzone, no z pewnym sukcesem, to znaczy wrażaniu, że w Polsce dzieją się jakieś straszne rzeczy, chociaż nic się nie dzieje - dodał Kaczyński.
Jak powiedział prezes PiS, rok 2006 "był najspokojniejszym rokiem po 1989, a jednocześnie bardzo wielu Polaków było święcie przekonanych, że dzieje się wiele rzeczy bardzo, bardzo niedobrych, i że jest to rok bardzo niespokojny".
- Dzisiaj przeciętny obywatel widzi rzeczywistość poprzez telewizję, dzisiaj też w poważnej mierze także przez internet i to trochę zmienia sytuację, w 2006 roku jeszcze tego nie było. I w ten sposób można było stworzyć sytuację, która nie miała nic wspólnego z faktami, zupełnie odrzucić sferę faktów i przekonać, no wielu obywateli, bo dalece nie wszystkich, że Polska jest krajem, w którym nadużywa się władzy, w którym łamie się prawa obywateli - powiedział Kaczyński.
Prezes PiS został też zapytany o to, że do udziału we wtorkowym marszu wzywają nie tylko działacze KOD, ale także przywódcy PO i Nowoczesnej, którzy "mówią, że PiS ogranicza swobody demokratyczne".
- Oni poszli jeszcze dużo dalej. Oni stwierdzili, że wojsko, policja, wymiar sprawiedliwości, czyli państwo, to twarde państwo, to tradycyjne państwo, tradycyjny aparat państwowy, powinno się wobec władzy zbuntować, powinno być nieposłuszne, czyli w istocie powinno dojść do buntu. No to jest wezwanie o charakterze antypaństwowym i w gruncie rzeczy mamy tutaj do czynienia z przestępstwem. To jest wzywanie do popełnienia przestępstwa. Skąd ta panika, skąd ta determinacja? - pytał Kaczyński. Według prezesa PiS, przyczyną jest "obawa przed odpowiedzialnością za to, co działo się w ciągu ostatnich ośmiu lat".
"Wszystko się kończy"
- Ważna jest obawa przed tym co powoli, chociaż według mnie zbyt wolno, następuje, to znaczy przed likwidacją tego mechanizmu podziału dóbr, mechanizmu, w którym pewna grupa była ogromnie uprzywilejowana - powiedział Kaczyński. - I jedni w ramach tych przywilejów brali ogromne sumy, idące w setki milionów złotych, a nawet w miliardy - dodał prezes PiS.
- Sądzę, że będzie można pokazać tego rodzaju przykłady, na przykład udzielania zupełnie nieuzasadnionych kredytów i takie wielkie operacje finansowe zmierzające do tego, żeby po prostu pewna grupa ludzi już bardzo, bardzo bogatych, jeszcze dodatkowo zarobiła - stwierdził Kaczyński.
- Inni natomiast brali mniejsze sumy, różne fundacje, które tu dostawały 6 milionów, tu 4, tu 600 tysięcy, tu znów 3 miliony, jak to rocznie podsumować, to była całkiem spora suma. No i byli jeszcze tacy, którzy brali dajmy na to półtora miliona na teatr. I przykładów było bardzo, bardzo wiele. Tutaj jest bardzo istotna sfera odnosząca się do mediów. Media w niemałej mierze też w ten sposób były utrzymywane, czy podtrzymywane. No to wszystko się kończy. (...) I to jest po prostu dzisiaj wściekle bronione - powiedział w radiowej "Trójce" prezes PiS.
Zdaniem Kaczyńskiego, jest też pewna grupa, która broni "pewnego interesu ideologicznego". Jak mówił prezes PiS, zatrzymany został "proces dewastowania, niszczenia tradycyjnej kultury i tradycyjnych instytucji".
Na pytanie, co by odpowiedział tym przedstawicielom opozycji, którzy uważają, że znakiem ograniczenia swobód obywatelskich są przygotowane przez PiS zmiany w Prawie o zgromadzeniach, Kaczyński odpowiedział, że "ograniczanie wolności obywatelskich to jest to, co jest podejmowane właśnie przez przedstawicieli tej opozycji".
- Bo jeżeli jedni chcą uniemożliwić korzystanie z praw obywatelskich drugim, to te prawa obywatelskie stają się w jakiejś mierze fikcyjne, a w każdym razie ograniczone. My chcemy to po prostu uporządkować tak, by wszyscy mogli korzystać z praw obywatelskich. Jeżeli ktoś ma demonstrować, to powinien demonstrować w ten sposób, by to przebiegało spokojnie - powiedział prezes PiS.
"100 metrów dalej"
Kaczyński dodał, że jeżeli wprowadzone jest 100 metrów odległości pomiędzy zgromadzeniami, "to nie jest w imię ograniczenia wolności, tylko zapewnienia tego, by to były wolności realne". - Ale, jeśli ktoś twierdzi, że to, iż może demonstrować swoje poglądy, przeciwne innej demonstracji, 100 metrów dalej i to jest coś, co go jakoś ogranicza, to znaczy, że w gruncie rzeczy chodzi mu o awantury i agresję - dodał Kaczyński.
- Bo co to jest 100 metrów? To jest odległość nieco większa niż taki bardzo daleki rzut kamieniem. Tym się tutaj kierowano - powiedział Kaczyński.
Według szefa PiS, w ramach obecnego prawa, każda demonstracja "może być zatrzymana i można nawet wobec niej stosować jakieś elementy agresji, choćby tylko agresji słownej".
- Właśnie te demonstracje, o których już mówiłem ostatnio, były chronione i dochodziło nawet do sytuacji bardzo drastycznych. Ich przeciwnicy byli zamykani w takich kotłach i trzymani, łącznie z małymi dziećmi w wózkach, przez stosunkowo długi czas na upale - mówił Kaczyński. - Takie rzeczy się w Warszawie zdarzały. To nie miało żadnych podstaw prawnych, to było całkowicie bezprawne. Nam oczywiście nie o to chodzi, tylko żeby powiedzieć: jeżeli chcecie zademonstrować swój sprzeciw przeciwko demonstracji homoseksualistów, to możecie to zrobić, tylko musicie to zrobić przynajmniej 100 metrów dalej - dodał prezes PiS.
- I tak samo ci, którzy są przeciwni obchodzeniu rocznic smoleńskich, chociaż to jest, powiedzmy sobie, bardzo szczególny sposób myślenia, by komuś nie pozwalać, ale ponieważ jest wolność, wobec tego mogą to robić, tylko w ten sposób, by nie przeszkadzać. I tylko o to chodzi - podkreślił Kaczyński.
Kompromitacja ówczesnej władzy
- Z jednej strony, to jest wspomnienie szczególnego dnia, w którym okazało się, że władza komunistyczna musi sięgnąć do użycia siły w wielkiej ogólnonarodowej, ogólnopaństwowej skali, żeby się utrzymać. To była całkowita kompromitacja tej władzy. Dziś wiemy zresztą, że na posiedzeniu Biura Politycznego, które zatwierdzało tę decyzję, sam Jaruzelski powiedział, że to jest całkowita kompromitacja socjalizmu - stwierdził Kaczyński w radiowej "Trójce", komentując 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Jego zdaniem, "tak naprawdę to było po prostu przypomnienie tego i jakby powrót do sytuacji z lat 40., do sytuacji takiej czysto okupacyjnej". - Tylko że była to, podobnie jak w latach 40., tylko wtedy po części, a teraz właściwie w całości okupacja przy pomocy sił wewnętrznych - ocenił prezes PiS.
Kaczyński dodał, że na kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego napisał opracowanie "Władza od sierpnia do sierpnia" w związku z pierwszą rocznicą Sierpnia 1980 roku.
- I tam napisałem, że jedną z możliwości bardzo prawdopodobnych jest okupacja wewnętrzna. Nie użyłem określenia stan wojenny czy stan wyjątkowy, tylko właśnie okupacja wewnętrzna. Właśnie w ten sposób ona się zaczęła no i trwała, różnie to oczywiście można liczyć, z mojego punktu widzenia trwała do 11 września 1986 roku - powiedział Kaczyński.