HistoriaJapońskie egzekucje jeńców podczas II wojny światowej

Japońskie egzekucje jeńców podczas II wojny światowej

• Podczas II wojny światowej Japończycy mordowali jeńców wojennych nie licząc się z przyjętymi na świecie konwencjami
• Jedną z najbardziej znanych ofiar jest Leonard Siffleet
• Zdjęcie z jego egzekucji stało się jedną z najbardziej znanych fotografii z czasów II wojny światowej

Japońskie egzekucje jeńców podczas II wojny światowej
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

22.07.2016 07:23

• Podczas II wojny światowej Japończycy mordowali jeńców wojennych, nie licząc się z przyjętymi na świecie konwencjami
• Jedną z najbardziej znanych ofiar jest Leonard Siffleet
• Zdjęcie z jego egzekucji stało się jedną z najbardziej znanych fotografii z czasów II wojny światowej

Fotografia jest dosyć niewyraźna, ale można wyczytać z niej wiele. Na pierwszym planie widzimy mężczyznę w brudnym mundurze australijskich sił specjalnych. Dziś wiemy, że nazywał się Leonard Siffleet i był radiooperatorem, którego pojmano w czasie tajnej misji na terenie Nowej Gwinei. Gruby sznur krępuje mu ręce, a czarno-biała opaska zasłania oczy. Ziemia wokół wydaje się mocno rozkopana. Być może szarpał się ze strażnikami, nim złamali w nim wolę i zmusili do klęknięcia. Być może to ślady po wcześniejszych egzekucjach - razem z Australijczykiem złapano dwóch jego kompanów.

Tuż obok Siffleeta stoi szczupły Japończyk w okularach. Wysokie skórzane buty i charakterystyczna czapka sugerują oficerską rangę. Ma zaciśnięte usta, a nad głową unosi oburącz tradycyjny samurajski miecz. Wszystkiemu przygląda się kilkudziesięciu mężczyzn. Część to japońscy żołnierze, inni wyglądają na papuańskich cywilów. Jedni są skupieni, kolejni - raczej znużeni. Wojskowy w samym środku kadru obserwuje rozgrywającą się scenę z szerokim uśmiechem. Wie, że wszyscy wiedzą, co się za moment stanie.

Zdjęcie uwieczniające ostatnie chwile sierżanta Siffleeta odkryli pół roku później, w kwietniu 1944 r., amerykańscy marines. Znaleźli je przy ciele japońskiego majora, który zginął w trakcie walk w Zachodniej Gwinei. Powojenne dochodzenie ujawniło, że oficerem dzierżącym katanę był porucznik Yasuno Chikao, a rozkaz stracenia jeńca wydał wiceadmirał Michiaki Kamada. Choć pierwszy z nich miał zginąć jeszcze w trakcie konfliktu, drugi ostatecznie odpowiedział za tę i wiele innych zbrodni. W 1947 r. aliancki trybunał skazał go na karę śmierci.

Historia Leonarda Siffleeta ilustruje jednak coś znacznie więcej niż winę dwóch okrutnych oficerów - jest symbolem tragicznego losu, który spotkał tysiące jeńców znajdujących się w japońskiej niewoli.

Egzekucja Leonarda Siffleeta, 1943 r. fot. Wikimedia Commons

Jeniecka rzeź
O wojennych zbrodniach Japończyków napisano wiele. Masakry, gwałty, stosowanie broni chemicznej, eksperymenty medyczne - żołnierze cesarza Hirohito dopuszczali się niemal każdej możliwej potworności. Według słynnych badań prof. Rudolpha Rummela, tylko w Chinach Armia Imperialna doprowadziła w latach 1937-1945 do śmierci ponad 10 mln ludzi. Ofiar z pozostałych części Azji oraz Pacyfiku nie sposób nawet oszacować.

Japończycy nie oszczędzali nikogo - wliczając w to jeńców wojennych. Chociaż w 1929 r. światowi przywódcy uzgodnili w Genewie zasady humanitarnego traktowania brańców, Tokio nie ratyfikowało spisanej wtedy konwencji. Dekadę później w japońskiej niewoli umierał co czwarty jeniec z Zachodu, siedmiokrotnie częściej niż w obozach niemieckich czy włoskich. Jeszcze gorzej wyglądało to w przypadku więźniów z Państwa Środka - w 1937 r. Hirohito ogłosił, że chińskim kombatantom nie przysługuje nawet podstawowa ochrona gwarantowana przez konwencje haskie.

Skutki były opłakane: o ile po zakończeniu wojny ocalonych z japońskich obozów jenieckich Brytyjczyków, Holendrów i Amerykanów liczono w dziesiątkach tysięcy, Chińczyków przetrwało tam zaledwie 56. Choć najobfitsze żniwo zbierały choroby, głód i roboty przymusowe, to jeńców systematycznie rozstrzeliwano, katowano lub topiono (od 1943 r. wraży personel złapany na morzu miał ginąć na miejscu). Inną popularną - i wyjątkowo wstrząsająca, zwłaszcza w oczach zachodniej publiki - metodą egzekucji była dekapitacja. Wizja ścięcia samurajskim mieczem prześladowała tysiące alianckich żołnierzy walczących na dalekowschodnich frontach. Tak brutalne podejście do pojmanego wroga było dla Japończyków jednak stosunkowo nowe.

Gwałtowna zmiana

Pod koniec XIX w. rządzona przez cesarza Mutsuhito Japonia zaczęła wyrastać na globalną potęgę. Po dekadach stagnacji kraj przechodził bardzo intensywną modernizację, a jego armia stawała się prężną i nowoczesną siłą szkoloną w dużej mierze przez pruskich oficerów. Instruktorzy ze Starego Kontynentu przekazywali japońskim wojskowym bardzo pragmatyczne podejście do jeńców. W Europie, gdzie konflikty toczyły się z reguły między sąsiadami, żołnierze masowo trafiali do niewoli. Traktowanie pojmanych ludzi wroga w sposób humanitarny dawało nadzieję, że odpłaci się on tym samym. Nauki, jak się wydawało, trafiały na podatny grunt.

W trakcie pierwszej wojny z Chinami (1894-1895) Japończycy często wypuszczali przeciwników jeszcze przed zawieszeniem broni, a po starciach z Rosją dekadę później - oraz w czasie I wojny światowej - wypłacali jeńcom wynagrodzenie za pracę przymusową. Nawet jeśli warunki w podlegających Tokio obozach internowania były ciężkie, to Japonia nie odbiegała pod tym względem od nich państw tamtej epoki. Ale w końcu uległo to zmianie.

Po 1918 r. Krajem Kwitnącej Wiśni zawładnęły znacznie agresywniejsze instynkty. Rosnąca potęga rozbudziła imperialne ambicje, a generałowie zaczęli szykować naród do podbojów.

Rykoszet

Militarystyczna propaganda, będąca mieszanką nacjonalizmu i odpowiednio zmanipulowanych mitów o kodeksie samurajów, nie przewidywała litości dla słabszych. Wcielana do armii młodzież bez ustanku słyszała, że walczyć należy do upadłego, a złożenie broni przynosi hańbę.

Opinia publiczna pragnęła krwi. Gdy w 1937 roku oddziały Hirohito przypuściły zmasowaną inwazję na Chiny, największe japońskie dzienniki regularnie donosiły o rywalizacji dwóch poruczników, którzy próbowali ściąć mieczem po 100 żołnierzy wroga. Kiedy każdy z nich rzekomo przekroczył tę granicę, oficerowie postawili sobie - o czym z uznaniem donosiły media - nowy cel: 150 głów. Po wojnie jeden z nich przyznał, że zdecydowanej większości morderstw dokonali na rozbrojonym przeciwniku. Chociaż historycy kwestionują dziś liczby przytaczane przez ówczesne relacje, sam fakt entuzjastycznego przyjęcia takich artykułów bardzo wymownie obrazował nastroje panujące w japońskim społeczeństwie.

Pogarda dla kapitulacji prowadziła do wielu okrucieństw, lecz miała także i inny efekt: Japończycy rzadko zostawali jeńcami. W trakcie ośmiu lat intensywnych walk na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku do niewoli trafiło prawdopodobnie mniej niż 50 tys. żołnierzy cesarza. Śmierć w walce lub w wyniku samobójstw - nierzadko grupowych - poniosły tymczasem ponad 2 mln ich rodaków. Z 30 tys. Japończyków bijących się o wyspę Saipan, zaledwie 921 pozostało przy życiu, a z 20 tysięcy obrońców słynnej Iwo Jimy do obozów jenieckich trafiło jedynie 5 proc.

Nie można tu wszakże zapomnieć, że w późniejszych etapach wojny alianci również często dopuszczali się rozmaitych zbrodni na japońskich brańcach. Fotografie takie jak ta z ostatnimi chwilami sierżanta Siffleeta tylko pogarszały ich sytuację. Nie pierwszy raz historia udowodniła, że niektóre miecze mają dwa ostrza.

###Michał Staniul dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiajaponiaegzekucja
Zobacz także
Komentarze (0)