Janusz Onyszkiewicz: twarde stanowisko Sikorskiego drażni Rosję
Przedstawiciela polskiej dyplomacji, Radosława Sikorskiego zabrakło na niedzielnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji ws. konfliktu na Ukrainie. – Trudno zrozumieć dlaczego Polska nie uczestniczyła w tych rozmowach. Jednak twarde stanowisko naszej dyplomacji od dawna drażni Rosję – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej i były wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego.
Pawło Klimkin, ukraiński minister spraw zagranicznych, podsumowując wizytę w Berlinie stwierdził, że „nie dostrzega gotowości Rosji do niemieszania się w wewnętrzne sprawy Ukrainy”. - Była to trudna rozmowa, mam jednak nadzieję, że w poszczególnych punktach osiągnęliśmy postęp - zaznaczył Frank-Walter Steinmeier, szef niemieckiej dyplomacji. Natomiast minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow oświadczył, iż strona rosyjska powtórzyła podczas berlińskich rozmów swe wcześniejsze stanowisko, zgodnie z którym przerwanie ognia powinno być bezwarunkowe. - Niestety, ukraińscy koledzy nadal wysuwają warunki, przy czym dość niejasne, w tym - jak oni mówią - zapewnienie szczelności granic - powiedział Ławrow.
Wielogodzinne spotkanie nie przyniosło przełomu, ale zaskoczyło polskich polityków. Nieobecność Polski w Berlinie została odnotowana. Mariusz Błaszczak z PiS określił zaistniałą sytuację mianem porażki rządu Donalda Tuska. Leszek Miller dodał, że to w Warszawie powinno dojść do rozmów tej rangi. Z kolei zdaniem Pawła Kowala, zabrakło nie tylko Polski, ale również innych przedstawicieli Unii i Stanów Zjednoczonych. - Format rozmów w Berlinie to bezsensowny nacisk na Ukrainę i wpuszczanie Europy w maliny – twierdzi i przestrzega przed próbą wspierania rosyjskiej propagandy.
- Trudno zrozumieć dlaczego Polska nie uczestniczyła w rozmowach. Być może Ukraina nie zażądała tego lub jej starania o zaproszenie Radosława Sikorskiego spełzły na niczym. Albo została przekonana, że Niemcy i Francja zajmą takie same stanowisko, jak ona – mówi Janusz Onyszkiewicz.
Były minister przyznaje, że uczestnictwo polskiego ministra byłoby dla Rosji trudne do przełknięcia dla Siergieja Ławrowa. - Twarde stanowisko polskiej dyplomacji od dawna drażni Rosję – mówi WP.PL Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej i były wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego.
Zdaniem Janusza Onyszkiewicza, istotniejszy od "listy uczestników" jest wynik rozmów. – Mam nadzieję, że nasze twarde i jasne stanowisko zostało uwzględnione przez negocjatorów z UE, czyli ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Francji – mówi były szef resortu obrony narodowej. – Nie byłoby dobrze, gdyby podczas publicznych rozmów z Rosją, uwypukliły się różnice w stanowiskach Polski, Niemiec czy Francji. Kluczowe jest mówienie jednym głosem, a z tym bywa różnie – podkreśla Onyszkiewicz.
Pytany, czy Polska stała się dla Rosji wrogiem numer jeden w UE, mówi: - Partnerem nigdy nie byliśmy, jednak wrogiem nie chcielibyśmy być. Niestety Rosja właśnie tak nas traktuje, ponieważ Polska jest szczególnie zainteresowana rozwiązaniem problemu na wschodzie Ukrainy na warunkach ukraińskich a nie rosyjskich.
Onyszkiewicz przyznaje, że trudno będzie wypracować kompromis na linii Rosja-Ukraina. – Mimo wielokrotnych rozmów o rozejmie, strona rosyjska łamała warunki porozumienia. Ukraina naliczyła blisko sto incydentów z udziałem separatystów, co świadczy o tym, że Rosji nie zależy na ostatecznym uregulowaniu kwestii i przywróceniu pełnej suwerenności Ukrainy na wschodzie kraju.
Szef niemieckiej dyplomacji poinformował, że najprawdopodobniej we wtorek ministrowie ustalą, w jakiej formie będą kontynuowali dialog. - Mam nadzieję, że to nie ostatnie tego typu spotkanie. Zawieszanie rozmów doprowadziłoby do zawarcia złego dla Ukrainy kompromisu lub przegranej. Trzeba pamiętać, że UE, choć nie wykazywała się do tej zdecydowanym działaniem względem Rosji, sukcesywnie wprowadza sankcje, i nie idzie na ustępstwa wobec Putina.
Tymczasem na początku sierpnia Rosja poinformowała, że wprowadza zakaz importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady oraz Norwegii. Embargo ma obowiązywać przez rok. Wcześniej, Rosja wprowadziła embargo na niektóre owoce i warzywa z Polski. To odpowiedź Rosji na sankcje nałożone na nią przez USA oraz UE za popieranie separatystów na Ukrainie.
Jak jednak tłumaczy Janusz Onyszkiewicz, nałożone na Polskę embargo, można obejść. – Nasz towar trafia do Kazachstanu i Białorusi, które chcą handlować z Polską po staremu. Jeśli zatem polskie produkty będą nadal przez te kraje kupowane, bez przeszkód zostaną przewiezione do Rosji. I Putin nic nie jest w stanie na to poradzić, ponieważ w ramach Unii Celnej, do której należą wszystkie trzy kraje, kontrola odbywa się wyłącznie na zewnętrznych granicach. Myślę zatem, że największymi beneficjentami obecnej sytuacji będzie Astana i Mińsk, które zadbają o odpowiednią marżę na produkty, których już Rosja od Polski nie kupi – podsumowuje Onyszkiewicz.