Jankowski: "Zwycięstwo romantycznego bohatera – wspomnienie o Kornelu Morawieckim" (Opinia)
"Niesiemy Cię Polsko jak żagiew. Dokąd Cię doniesiemy? Nie wiem" – tak rozpoczął swoje pierwsze przemówienie w Sejmie Kornel Morawiecki. Całkiem możliwe, że było to najważniejsze wystąpienie 4 lat upływającej kadencji. Stało się ono jednocześnie podsumowaniem życiowego namysłu nad stanem ojczyzny twórcy i przywódcy Solidarności Walczącej.
Do rangi symbolu urósł fakt, że obrady Sejmu RP rozpoczął niezłomny bojownik o niepodległość Polski, osoba najdłużej ukrywająca się przed komunistycznym aparatem represji i najzacieklej zwalczana przez siepaczy krwawej junty Jaruzelskiego, a pośród słuchających nie ma, jako zwartej formacji politycznej, postkomunistów. To pokazywało skalę przełomu roku 2015.
Bohater romantyczny
W Polskiej kulturze silnie zakorzeniony jest mit bohatera romantycznego, którego boje z rzeczywistością kończyły się chwalebną porażką. Tak samo przez lata my, jako naród, postrzegaliśmy naszą historię - jako serię majestatycznych klęsk, których efektem jest niełatwe dziedzictwo, nierzadko widziane jako przeszkoda do osiągnięcia osobistego sukcesu.
Przez lata wydawało się, że lider Solidarności Walczącej dołączy do grona polskich Don Kichotów. Spokojnie zasiądzie w panteonie polskich bohaterów, przysypanych grubą warstwą kurzu ogólnospołecznej niepamięci dnia codziennego. Gdzieś między Walerianem Łukasiewiczem a Romualdem Trauguttem. Wśród ludzi, którzy nie potrafili chodzić na kompromisy z rzeczywistością i którym chorobliwe przywiązanie do ojczyzny przekreśliło możliwość, tak powszechnie dzisiaj cenionego, osobistego sukcesu.
Przez lata podobnie wyglądała droga polityczna Kornela Morawieckiego. Żywa legenda walki o wolność, która w tej wolnej Polsce nie chciała i nie mogła zająć odpowiedniej pozycji politycznej w III RP. Przez lata, kiedy inni działacze opozycji demokratycznej robili kariery polityczne i przysłuchiwali się laudacjom na swoją cześć podczas rocznicowych spotkań, lider Solidarności Walczącej ciągle tkwił w okopach.
Nigdy nie był w pełni usatysfakcjonowany rzeczywistością, która przyszła po transformacji. Zawsze uważał postulaty Solidarności za nie w pełni zrealizowane. Nigdy w tej walce o inną, wolną Polskę nie stawał sam, mając za towarzyszy broni i losu dziesiątki tysięcy działaczy opozycji demokratycznej, niechcących chodzić na okrągłostołowe kompromisy czy uwiarygadniać skrajnie liberalnej polityki gospodarczej.
Zwycięska walka Kornela Morawieckiego
W pewnym momencie droga życiowa Kornela Morawieckiego zaczęła odbiegać od tragicznych losów polskich bohaterów walk o wolność z XIX i XX wieku. To historia ze swoistym happy endem, jakkolwiek nieelegancko może to zabrzmieć. Po latach niezłomnej walki w PRL, a następnie krytycznego osądu wobec III RP, przywódca Solidarności Walczącej jako marszałek senior, otwierając posiedzenie Sejmu, nadaje ton debacie publicznej.
Jego przemówienie, gdzie zawarł istotę swojej polityki, staje się faktycznie wyznacznikiem dla działań całego rządu. Postulaty o bardziej sprawiedliwą politykę gospodarczą znajdą odzwierciedlenie w programach społecznych rządu. Apel o przywrócenie czci bohaterom Solidarności w polityce historycznej państwa. Wołanie o większą odwagę w kształtowaniu świata i Europy w projekcie Trójmorza, czy polityce gazowej. Polityczną drogę zwieńczyło przyznanie przez prezydenta RP Kornelowi Morawieckiemu Orderu Orła Białego.
Z życia i działalności Kornela Morawieckiego, w tej smutnej chwili, możemy wynieść pocieszającą naukę i dobrą wróżbę. Po dwóch wiekach, najpierw epoce zaborczych imperiów, a następnie zbrodniczych totalitaryzmów wieku XX (czyli nazizmu i komunizmu), daje nam wszystkim nadzieje, że romantyczni bohaterowie, walczący do końca o swoje ideały i nie kapitulujący przed niedomagającą rzeczywistością. "Żyjemy nie tylko dla siebie. Żyjemy i umieramy dla innych" – powiedział Kornel Morawiecki, który całe życie poświęcił na walkę o wolną i sprawiedliwą Polskę i z tej walki wyszedł zwycięski.
Łukasz Jankowski dla WP Opinie