PublicystykaJakub Majmurek: Człowiek wolności na miarę naszych możliwości

Jakub Majmurek: Człowiek wolności na miarę naszych możliwości

Nagroda dla Przyłębskiej za walkę o niezależność wymiaru sprawiedliwości ma bezdyskusyjny potencjał komiczny. To mniej więcej tak, jakby nagrodzić Jarosława Kaczyńskiego za łączenie Polaków.

Jakub Majmurek: Człowiek wolności na miarę naszych możliwości
Źródło zdjęć: © East News
Jakub Majmurek

Polski Twitter w ciągu ostatniej doby pełen jest zresztą podobnych żartów. A więc jeszcze: to tak jakby nagrodzić Balcerowicza za wrażliwość społeczną, Jerzego Wenderlicha za wyrazistość poglądów, Krystynę Pawłowicz za dbałość o standardy języka parlamentarnego, a Ryszarda Petru za erudycję.

Prezes Trybunału Konstytucyjnego odebrała w poniedziałek przyznawaną przez bliski obecnej władzy tygodnik "Sieci" nagrodę "Człowieka Wolności". Za co? Jak w trakcie uroczystości mówili Bronisław Wildstein i Jacek Karnowski, między innymi "za walkę o normalność i umożliwiającą to klasę", "przywracanie niezależnej pozycji TK", "odbudowę wymiaru sprawiedliwości w Polsce" czy "nieangażowanie się w partyjne rozgrywki".

Brzmi absurdalnie, jakby napisali to Orwell do spółki z Mrożkiem i Bareją? Niewątpliwie.

My teraz możemy wszystko

Nagroda dla Przyłębskiej nie jest jednak wyłącznie komedią. Jak w soczewce skupiają się w niej pewne niezdrowe tendencje państwa dobrej zmiany i tworzącej się w nim sfery publicznej. Decyzję znaczącego przecież i opiniotwórczego po prawej stronie tygodnika można bowiem odczytać jako komunikat: "my teraz możemy wszystko". Łącznie ze zrobieniem z Przyłębskiej symbolu wolnych sądów – choć całej niegłosującej na PiS większości opinii publicznej kojarzy się ona z czymś dokładnie przeciwnym.

Nawet dla części prawicy – o centrum i lewicy nie wspominając – Przyłębska jest symbolem niszczenia trójpodziału władzy i konstytucyjnego porządku Rzeczpospolitej przez PiS. Kierowany przez nią TK nie ma społecznej legitymacji u szerokiego grona wyborców, przekonanych, że wyroki obecnego Trybunału zapadają nie na Alei Szucha, a na Nowogrodzkiej – w głównej siedzibie rządzącej partii. Nikt poważnie nie wierzy, by w imię ochrony konstytucji obecny TK utrącił ważną dla rządu ustawę.

Nagroda dla Przyłębskiej jest przykładem takiej samej ostentacyjnej bezczelności obozu władzy, jak medal za zasługi dla obronności kraju przyznany niegdyś Bartłomiejowi Misiewiczowi. Różnica polega tylko na tym, że tu wyróżnienie przyznają bliskie władzy media, nie instytucje rządowe. Przyłębska pod wieloma względami przypomina zresztą Misiewicza. Oboje zawdzięczają fantastyczną karierę nie wcześniejszym zasługom w dziedzinie obrony narodowej czy prawa, a bliskim relacjom z rządzącą partią.

Zobacz także: Prof. Gersdorf o reformie sądownictwa: To tragiczna chwila dla wymiaru sprawiedliwości

Przyłębska, w przeciwieństwie do poprzednich prezesów TK, jak Andrzej Zoll czy Andrzej Rzepliński, nie ma nawet doktoratu, nie wspominając o jakimkolwiek istotnym dorobku naukowym. Bronisław Wildstein mówił o laureatce, że "nie kształtowały jej uniwersyteckie układy, a konfrontacja z problemami ludzi, którzy dochodzą przed sądem swoich racji". Problem w tym, że kariera Przyłębskiej jako orzekającej sędzi także nie przebiegała wcale imponująco. Przełożeni mieli pełno uwag do jej orzecznictwa i wyników pracy. Naprawdę, w całej drodze zawodowej obecnej prezes TK nie było nic, co predestynowałoby ją do objęcia jednego z najważniejszych stanowisk w państwie.

Nawet o najbardziej kontrowersyjnych aktorach dobrej zmiany można powiedzieć coś dobrego. Macierewicz ma wspaniałą przeszłość w opozycji demokratycznej, Kaczyński ma genialny taktyczny instynkt i bywał ciekawym analitykiem rzeczywistości, Patryk Jaki wykazuje determinację i pracowitość w walce o realizację politycznych celów, Ziobro umie grać na populistycznych nutach. W przypadku Przyłębskiej naprawdę trudno byłoby znaleźć choć jedną taką zaletę. Jej dalsze urzędowanie będzie wyłącznie dzielić społeczeństwo i podkopywać zaufanie do niezależności TK, nieważne ile nagród przyznają jej bliskie PiS media.

Pytanie o niezależność

Nagrody takie jeszcze bardziej stawiają niezależność Przyłębskiej pod znakiem zapytania. Na wczorajszej uroczystości w luksusowym warszawskim hotelu Przyłębską oklaskiwało całe kierownictwo rządzącej partii, dwaj wicepremierzy, minister spraw wewnętrznych i wicemarszałek Sejmu. Partnerami uroczystości były spółki skarbu państwa i prywatne przedsiębiorstwa. Gdyby to liberalne media w czasie rządów Tuska, przy towarzystwie połowy zarządu PO, nagrodziły w podobny sposób kogoś z TK, sam tygodnik "Sieci" słusznie robiłby z tego aferę. I miałby rację.

Przyjmowanie nagród w takich okolicznościach nie licuje z powagą urzędu prezes Przyłębskiej. Urzędujący prezes TK powinien wystrzegać się przyjmowania nagród od wyraźnie politycznie określonych środowisk. Osoba na tym stanowisku nie może stwarzać nawet cienia podejrzenia, że w swoim orzecznictwie kierować się będzie politycznymi sympatiami. Przyłębska już wcześniej wielokrotnie pokazywała się w towarzystwie polityków PiS na imprezach o silnie partyjnym charakterze – np. na urodzinach "Gazety Polskiej".

Owszem, i poprzednim prezesom TK zdarzało się pokazywać z politykami, przyjmować nagrody, wypowiadać się w sposób zdradzający ich polityczne sympatie. Nigdy jednak nie miało to formy tak ostentacyjnej jak wczoraj. Naprawdę, jak mamy uwierzyć, że prezes Przyłębska będzie w stanie uczciwie skontrolować to, czy nagradzający ją owacjami politycy, działają w ramach wyznaczanych im przez konstytucję?

Między władzą sądowniczą a ustawodawczą i wykonawczą potrzebny jest istotny poziom separacji. Dobry szef TK to nie ktoś, kogo politycy oklaskują, ale osoba zdolna się im przeciwstawić, stanąć ością w gardle, powiedzieć: "tu jest granica konstytucji, nie wolno wam jej przekroczyć" . Pomysł, że Przyłębska mogłaby powiedzieć coś takiego Kaczyńskiemu, wydaje się dziś kiepskim żartem.

Wolność jest wtedy, jak rządzimy my

Czytając relacje z poniedziałkowych uroczystości można zadać sobie pytanie, czy wpływowy i opiniotwórczy tygodnik nie ma poczucia żenady? Czy inteligentny przecież Bronisław Wildstein wierzy w to, co mówi? Niestety, wszystko na to wskazuje, że na pierwsze pytanie odpowiedź brzmi "nie", a na drugie "tak". Co pokazuje raz jeszcze, jak bardzo medialne zaplecze PiS oderwało się od rzeczywistości i żyje wyłącznie w swojej własnej bańce, niezdolnej komunikować się ze światem.

W bańce tej pewne pojęcia mają zupełnie inne znaczenie, niż to, jakie przypisują im pozostający poza bańką użytkownicy języka polskiego. I tak "wolne sądy" nie znaczą w niej sędziów orzekających niezależnie od polityków, ale coś wręcz przeciwnego. Zdaniem prawicy, Polski wymiar sprawiedliwości został opleciony przez postkomunistyczną pajęczynę, stojącą na straży oligarchii rodem z PRL. Dopóki ta sieć nie zostanie przecięta, Polacy nigdy nie będą w pełni u siebie w swoim własnym kraju.

Wolność dla PiS i jego mediów nie jest bowiem wolnością od ingerencji władzy (jak rozumieją to liberałowie) czy wolnością od przymusu ekonomicznego (jak postrzega to lewica), ale przede wszystkim wolnością do realizowania własnego programu przez partię, która wygrała wybory i ma "mandat suwerena". Wszystko to, co ogranicza ten mandat – niezależne sądy, instytucje i zobowiązania międzynarodowe, wolne media, a nawet konstytucja – jest zagrożeniem dla wolności narodu do decydowania o sobie samym. Przy tym przez prawdziwy naród tygodnik "Sieci" i okolice rozumie głównie wyborców PiS, ewentualnie jeszcze Ruch Narodowy i Kukiza. Cała reszta jest w zasadzie poza prawdziwą wspólnotą polityczną.

Wolność w takim rozumieniu oznacza więc wszystko to, co maksymalizuje władzę obecnej partii. Dlatego wolnym głosem jest propaganda TVP, a zamachem na wolność Polaków samo istnienie "mediów III RP", z "Gazetą Wyborczą" i TVN na czele. W takim układzie faktycznie logiczne jest, że po Andrzeju Dudzie i Jarosławie Kaczyńskim nagrodę "Człowieka Wolności" dostaje Przyłębska. Jej zasługi dla zwiększenia władzy Nowogrodzkiej są przecież niewątpliwe, nowa prezes bardzo skutecznie rozmontowała ważny bezpiecznik demokracji liberalnej, jakim jest niezależny sąd konstytucyjny.

Problem zostanie

###
Kłopot w tym, że demokracja wymaga przestrzeni publicznej debaty, w której musi istnieć konsensus co do zakresów znaczeniowych pewnych podstawowych terminów. Gdy dla połowy aktywnej publicznie części społeczeństwa "wolność" znaczy coś zupełnie innego, niż dla pozostałej, mamy poważny problem. Dlatego mimo oczywiści groteskowego wymiaru nagrody dla Przyłębskiej nie jest mi do śmiechu.

Problem ten zostanie z nami także po ewentualnej klęsce PiS i oddaniu władzy przez tą partię. Dopóki z nim sobie nie poradzimy, nie ma co marzyć o uzdrowieniu demokratycznego sporu w Polsce.

Nie ma co liczyć też na to, że samo odsunięcie PiS od władzy przywróci godność TK i innym zawłaszczonym przez partię instytucjom. TK został praktycznie wygaszony, utracił legitymację w oczach istotnej części społeczeństwa, wygrane wybory, czy kilka ustaw nie odwrócą tych procesów. Przyłębska została do TK wybrana legalnie – nie da się jej usunąć bez łamania konstytucji. Choć w Trybunale nielegalnie zasiadają pisowscy "dublerzy" trudno powiedzieć, jak odkręcić obciążone wadami prawnymi orzeczenia, jakie współtworzyli.

Bardzo możliwe, że sytuacji TK nie będzie się dało rozwiązać w zwykłym trybie. Do cofnięcia efektów demolki konstytucji przez PiS może być potrzebna nowa konstytucyjna. Na pewno nie wystarczy wygrać wybory i "przywrócić praworządność". Zmiany zaszły za daleko. Potrzebne jest polityczne rozwiązanie, które przywróci wiarę w podstawowe dla demokracji liberalnej instytucje i pojęcia, na których te się opierają. Z wolnością włącznie.

Jakub Majmurek dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)