Jaki los czeka ojca Hejmę?
Wczesnym popołudniem prowincjał zakonu
dominikanów ojciec Maciej Zięba, jak zapowiedział, poinformuje
polskich dziennikarzy w Rzymie o rezultacie jego rozmów z ojcem
Konradem Hejmą, oskarżonym przez Instytut Pamięci Narodowej o
współpracę z SB.
07.05.2005 | aktual.: 07.05.2005 12:13
Prawdopodobnie przełożony polskich dominikanów ogłosi także decyzję co do przyszłości opiekuna polskich pielgrzymów w Wiecznym Mieście. Według nieoficjalnych informacji ojciec Hejmo po 21 latach przestanie być dyrektorem ośrodka dla pielgrzymów i być może wróci do kraju.
Przez kilka dni, podobnie jak wcześniej w Polsce, ojciec Zięba unikał kontaktu z dziennikarzami. W czwartek poinformował, że rozpoczął rozmowy z ojcem Hejmo. Prowadził je także w piątek.
Sprawę opiekuna polskich pielgrzymów i bliskiego współpracownika oraz przyjaciela arcybiskupa Stanisława Dziwisza ojciec Zięba omawiał także z władzami zakonu w kurii generalnej w Rzymie. Nie zamierza ona jednak wydać żadnego oświadczenia.
W ostatnich dniach pojawiały się spekulacje, że ojciec Konrad Hejmo przestanie być dyrektorem ośrodka polskich pielgrzymów w Rzymie i być może po 26 latach wróci do Polski, czego - jak nieoficjalnie wiadomo - wolałby uniknąć.
Jednak źródła zbliżone do Watykanu, wśród nich byli współpracownicy Papieża Jana Pawła II, sugerują, że dla opiekuna polskich pielgrzymów, któremu zarzucono współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, nie ma przyszłości w Rzymie. Głosy o tym, że mógłby on pozostać w Wiecznym Mieście, należą do odosobnionych.
Mało prawdopodobne jest również wydalenie z zakonu, choć Kodeks prawa kanonicznego przewiduje taką możliwość, między innymi w przypadku - jak głosi kanon 696 - "wielkiego zgorszenia powstałego wskutek zawinionego zachowania zakonnika". Według Kodeksu zakonnik ma prawo do odwołania się od tej decyzji, która musi być wcześniej zatwierdzona przez najwyższe władze zakonu, a potem przez Stolicę Apostolską.
Od kilku dni ojciec Hejmo ma zakaz wypowiadania się dla mediów. Zanim go otrzymał, udzielił kilkudziesięciu wywiadów polskim oraz włoskim dziennikarzom i to mimo tego, że jak przyznał w rozmowie z dziennikiem "La Repubblica", arcybiskup Dziwisz poradził mu unikania dziennikarzy.
Dziennikowi "Corriere della Sera" ojciec Hejmo ujawnił, że w 1984 r. powiedział Janowi Pawłowi II przy obiedzie wraz z innymi księżmi o tym, że każdy z nich ma, jak to ujął, "anioła stróża", nasłanego przez komunistyczny rząd. Kiedy powiedzieliśmy to Ojcu Świętemu, on także przyznał, że wie o istnieniu szpiegów i że wokół niego też byli tacy ludzie, również w Krakowie - podkreślił. Ojciec Hejmo dodał, że wtedy przy stole opowiedział o swoim "opiekunie" Andrzeju M. z Kolonii, wyciągającym od niego informacje na temat Watykanu. Obecnie podejrzewa go o to, że był agentem.
Papież by mnie teraz bronił - powiedział ojciec Hejmo. Oświadczył, że otrzymywał pieniądze tylko od polskich księży, dla których pracował. Tymczasem w wywiadzie dla dziennika "La Repubblica" przyznał, że na początku lat 80. przyjmował pieniądze także od niemieckiego agenta, ale za pośrednictwem innych księży oraz że miał kościelne stypendium w wysokości 50 dolarów miesięcznie. Wyraził opinię, że jego praca w Rzymie dobiega końca, ale - jak zaznaczył - dlatego, że na papieskie audiencje przyjeżdża teraz już mniej pielgrzymów z Polski. Ta praca niedługo się skończy - dodał.
W wywiadzie dla PAP, udzielonym 28 kwietnia, ojciec Hejmo wyraził opinię, że wskazanie go jako donosiciela Służby Bezpieczeństwa w niecały miesiąc po śmierci Jana Pawła II jest, jak to ujął, "elementem większej, być może nie tylko polskiej, ale międzynarodowej akcji, której celem jest zszarganie pamięci polskiego Papieża oraz jego otoczenia".
To jest większa robota, ja dopiero jestem jej początkiem. Teraz donoszą mi dobrze poinformowani księża z Warszawy, że szykuje się jeszcze jedna wielka afera, której celem ma być zburzenie wielkiego mitu Jana Pawła II. To jest zamierzona robota, by uderzyć w ludzi, którzy tak jak ja, byli dość blisko Ojca Świętego. Trudno mi powiedzieć, kto za tym stoi, ale to ma zdaje się związek ze wszystkimi wyborami, które się zbliżają. Chodzi nie tylko o wybory parlamentarne i prezydenckie, ale także o wybór nowego szefa IPN - oświadczył ojciec Hejmo.
Zapewniał, że nie ma nic na sumieniu i że nie był świadomym współpracownikiem SB. Dodał, że teraz zaczyna kojarzyć fakty, między innymi częste wizyty u niego Andrzeja M. Odwiedzał mnie często z rodziną, wypytywał o różne rzeczy, a nawet kładł na stole magnetofon i zmuszał mnie do zwierzeń przy posiłkach. Kiedy mówiłem mu, żeby wyłączył magnetofon, on tłumaczył, że ma słabą pamięć i dlatego nagrywa moje wypowiedzi. Kiedyś zajrzałem w jego kartkę i tam były pytania, które mi zadawał i jego notatki; to wyglądało jak ordynarny donos. Teraz dopiero to sobie uświadamiam - powiedział dyrektor domu pielgrzyma.
Polski dominikanin wyraził przypuszczenie, że agenci SB mogli być także wśród polskich uchodźców w latach 80., którymi zajmował się jako duszpasterz. Kręcili się wtedy różni ludzie, ale nie miałem do nich zaufania. Największe zaufanie miałem do tego pana z Niemiec, który wypytywał mnie o różne rzeczy i występował jako mój przyjaciel - podkreślił ojciec Hejmo.
Na pytanie o to, czy był kiedykolwiek szantażowany, odparł, że bezpośrednio nigdy nie, choć zawsze czuł, iż otoczony jest przez agentów i oficerów SB. Ujawnił nazwisko jednego z nich - Głowacki - nie mając jednak pewności, czy był to pseudonim, czy prawdziwe nazwisko. Nigdy nie było na mnie żadnych tak zwanych haków i dlatego mnie nie szantażowali bezpośrednio, nigdy nie miałem żadnej wpadki, na niczym mnie nie złapano, choć zawsze czułem w swoim otoczeniu obecność jakiegoś opiekuna z tamtej strony - przyznał ojciec Konrad Hejmo. Dał także do zrozumienia, że nie zamierza opuszczać Rzymu.
Na temat sprawy polskiego zakonnika milczy Watykan. Jednak według nieoficjalnych informacji panuje tam w kwestii o. Hejmy konsternacja. Początkowo Stolica Apostolska zamierzała nawet wydać oświadczenie, w którym miała podkreślić, że ojciec Hejmo nie pracował w żadnej instytucji jej podlegającej. Postanowiono jednak nie zajmować żadnego stanowiska, mimo prób nacisku ze strony niektórych polskich środowisk zbliżonych do Watykanu.
W obronie znanego dominikanina stanęli natomiast prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego, kardynał Zenon Grocholewski i kardynał Andrzej Deskur.
Sylwia Wysocka