Jak wojewoda przegrał walkę z szefem GIS o odwołanie dyrektor sanepidu
Kilkudziesięciu pracowników lubelskiego sanepidu zostało przesłuchanych, bo dyrektor zarzuciła, że ktoś ją szkaluje. Policjanci badają sprawę mobbingu, którego z kolei miała się dopuścić dyrektor. Sprawdzają też zgłoszenie o wykorzystaniu programu komputerowego do inwigilacji pracowników. W konflikt został wciągnięty szef GIS Paweł Grzesiowski.
19.11.2024 13:13
O tym, jak zła atmosfera panuje w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie dobitnie pokazują dwa postępowania prokuratorskie. Pierwsze dotyczy mobbingu, jakie zarzuciła szefowej sanepidu była pracownica.
Pani Marta w sanepidzie pracowała od 1998 roku. Jej problemy zaczęły się po tym, jak wzięła w obronę kierowniczkę swojego działu, która została pozbawiona stanowiska i przeniesiona do laboratorium. Kobieta należała również do "Solidarności", ale w piśmie do związku zarzuciła, że nie broni on pracowników.
- Zarzuciłam też, że pani dyrektor zatrudnia sobie pracowników, jak chce. Pani ze związków zawodowych wzięła mój list i prywatnie, pomijając drogę służbową, dostarczyła go do pani dyrektor - opowiada w rozmowie z WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po tym, jak dyrektor zapoznała się z treścią listu, pracownica twierdzi, że została przymuszona do zgody na przeniesienie na inne stanowisko, na którym musiała uczyć się wszystkiego od początku. - Wiedziałam, z kim mam do czynienia. Pani dyrektor była powoływana przez wojewodę z PiS, wiedziałam, że nie mam w tamtym układzie żadnych szans - wyjaśnia.
Kobieta pracowała na nowym stanowisku przez dwa lata, ale przez cały ten czas, jak mówi, musiała borykać się z ogromnym stresem związanym z obawą o utratę pracy. Ostatecznie została zwolniona z sanepidu 17 maja tego roku. Złożyła wniosek do sądu pracy. Sprawa jest w toku. Podobnie jak dwie inne sprawy zgłoszone przez innych pracowników. Rzeczniczka lubelskiego sanepidu przyznaje, że takie sprawy się toczą, ale ze względu na to, że trwają, nie chce ich komentować.
Jeszcze zanim została zwolniona, pani Marta zgłosiła do prokuratury, że jest niewłaściwie traktowana przez dyrektor stacji Marię Korniszuk. Zarzuciła jej przekroczenie uprawnień w zakresie prawa pracy, co polegać miało na polecaniu świadczenia pracy poza regulaminowym czasem, nadmiernemu obciążaniu obowiązkami, wysyłaniu w delegację wbrew woli, a także wspomniane wcześniej ujawnienie prywatnej korespondencji do związków zawodowych.
Sprawą domniemanego mobbingu zajmuje się lubelska policja. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, czynności zostały w tym miesiącu przedłużone, bo nie udało się jeszcze przesłuchać wszystkich świadków.
Maria Korniszuk nie chce odnosić się do tego, co zarzuca jej była pracownica. - Śledztwo trwa, więc moja wypowiedź w tej sprawie byłaby co najmniej niestosowna - odpowiada.
Dyrektor sanepidu zgłasza pomówienia
Oskarżana przez pracownicę o niewłaściwe zachowanie dyrektor lubelskiej stacji, sama przeszła do kontrataku. Zawiadomiła prokuraturę, że jest pomawiana anonimowymi pismami przesyłanymi do różnych instytucji, w których podważane są jej kompetencje i sposób zarządzania sanepidem.
Postępowanie zostało w czerwcu umorzone, w przypadku większości czynów z powodu niewykrycia sprawcy.
- Co do trzech czynów autorzy zostali ustaleni, ale prokurator uznał, że jest to czyn ścigany z oskarżenia prywatnego i brak jest interesu społecznego ściganiem z urzędu - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Stelmach, szef Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe.
Dyrektor Maria Korniszuk złożyła zażalenie na tę decyzję i sprawa trafiła do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. Jak dowiedziała się WP, 29 października sąd utrzymał w mocy zaskarżone postanowienie, które jest już prawomocne. Dyrektor pytana o to, czy złoży prywatny pozew przeciwko któremuś z byłych lub obecnych pracowników, odmawia odpowiedzi.
- Czuję się nękana - mówi Maria Korniszuk. - W sytuacji, w której naruszana jest godność człowieka, każdy ma prawo do obrony - tłumaczy, dlaczego złożyła doniesienie.
Pracownik zgłasza policji inwigilację
Kolejnym problemem zgłaszanym przez pracowników jest podejrzenie inwigilacji ich komputerów. Jeden z pracowników, podejrzewając, że ktoś w nieuprawniony sposób uzyskał dostęp do jego skrzynki mailowej, powiadomił o sprawie policję.
- Policjanci obecnie wykonują czynności procesowe. Przesłuchujemy świadków i zbieramy dane teleinformatyczne. Na chwilę obecną nikt nie usłyszał zarzutów - informuje nadkom. Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
WP ustaliła, że może chodzić o działanie oprogramowania komputerowego używanego do zdalnej administracji systemu. Standardowo przyjęło się, że jeżeli administrator chce połączyć się zdalnie z komputerem pracownika, to wówczas użytkownik musi zaakceptować takie połączenie.
- W tym przypadku tak nie było. Każdy komputer mógł być w każdym momencie inwigilowany - mówi informator WP. Jeżeli komputer użytkownika był włączony, to administrator miał dostęp do wszystkich danych z tego komputera, bez zgody i wiedzy tegoż użytkownika. Jeżeli pracownik, podczas przerwy w pracy logował się do prywatnej poczty e-mail, to takie dane mogły przedostać się dalej.
- To jest program, który jest programem legalnym i jest wykorzystywany tylko i wyłącznie do tego, żeby monitorować, czy wszystkie dane są bezpieczne przed wypływem na zewnątrz - przekonuje w rozmowie z WP Agnieszka Dados, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - Program ma funkcję wpuszczania, czyli akceptacji przez użytkownika wejścia informatyka na jego pulpit - dodaje.
Czy tak było od zawsze? Rzeczniczka stacji przyznaje, że nie. - To jest moduł, który jest wprowadzony od jakiegoś czasu. Zakup wiązał się z dodatkowymi funduszami, które trzeba było przeznaczyć - mówi Dados.
Jeden z pracowników mówi WP o dziwnych sytuacjach, kiedy nagle kursor na jego komputerze zaczynał się ruszać.
- Do nas taki sygnał nie dotarł - przekonuje Agnieszka Dados. Przyznaje jednak, że mogło się zdarzyć, że informatyk połączył się nie z tym komputerem, z którym powinien, ale jej zdaniem był to tylko i wyłącznie błąd ludzki.
Dyrektor Maria Korniszuk przekonuje zaś, że nie zna nawet zawartości skrzynek służbowych pracowników, więc prywatnych również nie.
Wojewoda wkracza do akcji, szef GIS odmawia zmiany
Konfliktem w lubelskim sanepidzie zajął się wojewoda lubelski. Według Krzysztofa Komorskiego (PO) najlepszym rozwiązaniem w tej pogmatwanej sytuacji byłaby zmiana na stanowisku wojewódzkiego inspektora sanitarnego. Tłumacząc to, pracownicy wojewody przytaczają przepis mówiący o tym, że szef GIS może odwołać inspektora, jeżeli jego działalność "lub podległej mu jednostki może zagrozić prawidłowemu wykonywaniu zadań Państwowej Inspekcji Sanitarnej", w szczególności "naruszyć bezpieczeństwo sanitarne".
Właśnie dlatego wojewoda zawnioskował do szefa Głównego Inspektora Sanitarnego o rozważenie zasadności odwołania Marii Korniszuk.
"Przedmiotowy wniosek podyktowany był docierającymi do Wojewody Lubelskiego sygnałami, wskazującymi na nieprawidłowości w zakresie funkcjonowania Państwowej Inspekcji Sanitarnej na terenie województwa lubelskiego – Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, wynikającymi z kierowanych pism przez pracowników tej jednostki" - przekazała WP Małgorzata Torbicz z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Sama Maria Korniszuk do wniosku wojewody nie chce się odnosić. - Ja tych informacji nie znam – przekonuje w rozmowie z WP.
Jej rzeczniczka zdradza, że w tej sprawie odbyło się nawet spotkanie z szefem GIS Pawłem Grzesiowskim. Grupa, która wzięła w nim udział, broniła swojej szefowej.
- Ta informacja wzbudziła pewne zaniepokojenie wśród pracowników, którzy ze swojej zupełnie oddolnej inicjatywy odbyli rozmowę z panem ministrem Grzesiowskim i panem wojewodą - tłumaczy Agnieszka Dados.
Grzesiowski: nie mamy żadnych merytorycznych zastrzeżeń
W rozmowie z Wirtualną Polską Główny Inspektor Sanitarny Paweł Grzesiowski informuje, że obecnie nie planuje żadnych zmian na stanowisku wojewódzkiego inspektora.
- Odwołania i powołania inspektora wojewódzkiego dokonuje Główny Inspektor Sanitarny za zgodą wojewody. W związku z tym nie może wojewoda wnioskować o zwolnienie kogokolwiek, bo to byłoby niezgodne z przepisami. Wojewoda może wskazać, że inspektor nie wykonuje właściwie pracy i jeśli takie zgłoszenie jest udokumentowane, podejmuję decyzję o odwołaniu i proszę o jej przyjęcie przez wojewodę. Takiego pisma nie było - przekonuje Paweł Grzesiowski.
Szef GIS zaznacza, że zajmuje się merytorycznym nadzorem nad działalnością wojewódzkich i granicznych stacji, a nie sprawami pracowniczymi.
- Nie mamy żadnych merytorycznych zastrzeżeń do pani inspektor. Stacja była wielokrotnie kontrolowana w ciągu ostatnich trzech lat i kontrole nie wykazały żadnych uchybień. Jednostka otrzymuje same nagrody, jest wyróżniającą się placówką, jeśli chodzi o inwestycje. Jest tam najwyższej klasy laboratorium. Otrzymuje stałe dotacje od wojewody na realizację kolejnych projektów - wylicza dr Paweł Grzesiowski.
Dziwne odejście na emeryturę i powrót do pracy
Maria Korniszuk szefową Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie zostawała dwa razy. Najpierw w 2020 roku, na samym początku pandemii COVID-19. Po dwóch latach odeszła na emeryturę, otrzymała odprawę, po czym po dwóch miesiącach wróciła do pracy na tym samym stanowisku. Dziś w rozmowie z WP przekonuje, że odejście na emeryturę nie było wówczas jej decyzją, tylko została do tego przymuszona. Pytana o szczegóły nie chce jednak powiedzieć, kto i w jaki sposób miałby ją do tego skłonić.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl