Jak u Paetza za piecem - 20 miesięcy po aferze

09.10.2003 07:19, aktual.: 09.10.2003 12:11

Oskarżony o molestowanie księży i kleryków były arcybiskup Juliusz Paetz wciąż cieszy się w Poznaniu popularnością i uznaniem części elit. Wśród poznaniaków szerzy się wiara, że padł on ofiarą
antykościelnego spisku.

Osiem lat temu Kościół austriacki przeżył skandal podobny do tego, co w Polsce eufemistycznie nazywa się "sprawą Paetza". W 1995 roku arcybiskupowi Wiednia kardynałowi Hansowi Hermannowi Groerowi zarzucono pedofilię, utrzymywanie stosunków homoseksualnych z dorosłymi i wywieranie w związku z tym presji na podwładnych i kleryków. Groer milczał, ale miesiąc po wybuchu skandalu ustąpił z funkcji przewodniczącego episkopatu. Jego następca Christoph Schönborn publicznie oświadczył, że oskarżenia, które padły pod adresem Groera, były prawdziwe. Nuncjatura apostolska w Wiedniu opublikowała też komunikat, w którym Groer zwrócił się "z prośbą o przebaczenie do Boga i ludzi, jeśli z jego strony jest jakaś wina". Kardynał Groer został pozbawiony prawa wykonywania posługi biskupiej i skazany na banicję do klasztoru pod Dreznem.

A W POZNANIU...

Kościół polski przez ostatnie półtora roku nie zdobył się na oficjalne ogłoszenie winy byłego arcybiskupa Poznania Juliusza Paetza. Poza utratą archidiecezji w życiu oskarżonego hierarchy niewiele się zmieniło. Biskup senior - bo taki Paetz nosi dzisiaj tytuł - wciąż mieszka w cieniu katedry na Ostrowie Tumskim. Przeprowadził się do nieco mniejszego pałacu, gdzie dalej żyje na bardzo wysokiej stopie.

Hierarchowie Kościoła starają się go unikać, za to ogromna część poznańskiej śmietanki towarzyskiej, która po wybuchu skandalu stanęła w jego obronie, nadal publicznie go wspiera. Dwa miesiące temu biskup senior udzielił ślubu córce Stefana Jurgi, byłego rektora Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

Miesiąc wcześniej biskup Paetz razem z Janem Kulczykiem i marszałkiem Wielkopolski Stefanem Mikołajczakiem oraz tenorem Giuseppe di Stefano słuchali w poznańskiej operze śpiewu tenorów. Skład loży honorowej nie zrobił na poznaniakach specjalnego wrażenia. - To świetny przykład na to, że elity władzy bez względu na to, w jakich strukturach funkcjonują - państwowych, biznesowych czy kościelnych - są w Polsce bezkarne - wyjaśnia doktor Krzysztof Podemski, socjolog z poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

DUŻO WIE

Niektórzy poznaniacy do dziś całują pierścień biskupa. - Juliusz Paetz do końca życia będzie biskupem i chociaż wierzę w jego winę, pocałuję jego pierścień, bo jestem chrześcijaninem - wyznaje wierny, który nie chce ujawniać swojego nazwiska. Nazwisko Paetza zamyka usta prawie wszystkim potencjalnym rozmówcom. Niewiele osób chce o sprawie rozmawiać, a ci nieliczni, którzy coś mówią, zastrzegają, by nie podawać ich nazwiska. Z niezrozumiałych względów milczy też ta część poznańskich elit, która przyjęła do wiadomości winę arcybiskupa.

- Paetz jest wciąż bardzo hołubiony w kręgach artystycznych Poznania - tłumaczy poznański dziennikarz. W czasie kampanii samorządowej pojawiał się publicznie w towarzystwie Stanisława Pietrasa, dyrektora poznańskiej opery i kandydata SLD na prezydenta miasta. - Pewnie był to gest wdzięczności za to, że wcześniej Pietras podpisał się pod słynnym listem w obronie Paetza - domyśla się dziennikarz.

Kilku dziennikarzy powiedziało mi, że elita kulturalno-biznesowa nie odrzuciła arcybiskupa z obawy przed tym, co mógłby ujawnić. A podobno wie bardzo dużo, bo przez wiele lat obracał się w tych kręgach. Być może nie bez powodu w ubiegłorocznej edycji plebiscytu na "10 najbardziej wpływowych Wielkopolan" Juliusz Paetz zajął trzecie miejsce, tuż za rektorem UAM Stefanem Jurgą i dyrygentem Poznańskich Słowików Stefanem Stuligroszem.

Arcybiskup zawsze miał opinię dobrego menedżera i jeszcze lepszego dyplomaty. Bardzo dbał o kontakty z poznańskim establishmentem. Regularnie spotykał się z lokalnymi biznesmenami i politykami. Chętnie bywał na różnych imprezach lokalnych - święcił lokale, przecinał wstęgi. Prowadził politykę równego dystansu. Nie wspierał żadnej opcji politycznej, dbał o kontakty z każdym, kto był u władzy. Dlatego kilka razy środowisko poznańskie miało do Paetza pretensje. Katolicka prawica na przykład zarzucała mu, że nie pomaga jej wygrać kolejnych wyborów.

Jeszcze większy skandal wybuchł, kiedy arcybiskup Paetz poświęcił hotel Trawiński należący do Świtalskiego, właściciela Elektromisu. - Ten gest miał być próbą "zalegalizowania" działalności szemranego biznesmena. Podobno w zamian za to Świtalski wspierał finansowo seminarium duchowne - opowiada jeden z moich rozmówców.

Były arcybiskup Paetz od wielu lat jest przyjacielem rodziny Jana Kulczyka.

To on pod koniec ubiegłego roku udzielił w Wenecji ślubu Dominice Kulczyk, córce biznesmena. - Poznańska śmietanka polityczno-finansowa chroni jego wizerunek i traktuje go jak świętą krowę w ramach spłaty towarzyskich długów - zdradza biznesmen należący do poznańskiego high life'u.

W styczniu tego roku jako członek Towarzystwa Bambrów Polskich biskup Paetz był obecny na opłatku i brał udział w święcie bamberskim. - Gościliśmy na opłatku dwóch arcybiskupów, co rzadko się zdarza - opowiada z zapałem sekretarz towarzystwa Witold Hoppel. Jego zdaniem między arcybiskupami nie wyczuwało się żadnego konfliktu.

BEZ DOWODÓW, BEZ WINY

Dlaczego biskupa zaprasza się na takie uroczystości? - Zdania na temat winy Paetza są podzielone, sprawa powoli przycicha. Nikt nie wie, jaka była prawda. Został odsunięty, ale powody były dość enigmatyczne. Dlatego my nie wchodzimy w to zagadnienie - wyjaśnia Hoppel. - Gdyby działał na szkodę towarzystwa, to byłyby jakieś podstawy, żeby pozbawić go członkostwa, ale nikt nigdy nie udowodnił mu, że to, co pisały gazety, było prawdą - dodaje. Taki pogląd można usłyszeć w Poznaniu coraz częściej. - Nikt nie pokazał nam dowodów, że wykorzystywał kleryków - mówi mieszkanka Poznania.

- Poznaniakom zarzuty przeciwko Paetzowi nie mieszczą się w głowie - wyjaśnia Podemski. Zdaniem socjologa to klasyczna sytuacja dysonansu poznawczego, kiedy postać ciesząca się ogromnym autorytetem nagle okazuje się uwikłana w rzeczy, które do niej nie pasują. - Jak się czyta, że arcybiskup biega z czerwonymi galotami z napisem "Roma", to dla ludzi wychowanych konserwatywnie są to opowieści baśniowe. To jest szok, który niszczy ich światopogląd - tłumaczy socjolog.

W Poznaniu plotkowano o molestowaniu księży przez Paetza na długo przed wybuchem skandalu. - Podobnie było z Wojciechem Kroloppem, który należał do elity kulturalnej Poznania i chociaż mówiło się o jego upodobaniach, publicznie nikt się na ten temat nie zająknął - uważa Podemski. Dzisiaj część poznaniaków solidarnie broni i Paetza, i Kroloppa. - Nawet matki chłopców z chóru nie wierzą w jego winę - mówi o mentalności poznaniaków socjolog. Ludzie bronią w ten sposób swojego życiorysu.

SOLIDARNA KLIKA

Pierwsze plotki o molestowaniu kleryków przez Paetza pojawiły się w roku 1999. - Tak naprawdę pierwsze informacje o jego "otwartości" krążyły już w Łomży, gdzie był biskupem do roku 1996 - opowiada dziewczyna z tamtejszej diecezji.

Oficjalnie dopiero cztery lata temu jeden z seminarzystów ujawnił swoim zwierzchnikom szczegóły spotkania z Paetzem. Pierwsze wyznanie wywołało lawinę. Liczba molestowanych seminarzystów zaczęła się mnożyć. W sprawę zaangażował się ksiądz profesor Tomasz Węcławski, teolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Wielokrotnie interweniował w tej sprawie u arcybiskupa Paetza. Ponieważ sytuacja się nie poprawiała, sprawą zajął się rektor poznańskiego seminarium ksiądz Tadeusz Karkosz. To on zakazał Paetzowi przekraczania progów uczelni.

Gdy i to nie poskutkowało, bliska przyjaciółka Jana Pawła II Wanda Półtawska pojechała do Watykanu na osobistą rozmowę z Papieżem. Ojciec Święty był wstrząśnięty jej relacją. W listopadzie 2001 roku wysłał do Poznania specjalną komisję, która miała zbadać problem. Kilkudziesięciu kleryków złożyło zeznania obciążające arcybiskupa Paetza.

Bomba wybuchła po artykule w "Rzeczpospolitej", która 23 lutego 2002 r. jako pierwsza postawiła Paetzowi zarzut molestowania kleryków i księży. - Ja jestem nie do ruszenia - groził księżom osaczony hierarcha. - Do końca nie wierzył, że zostanie odwołany - wspomina poznański ksiądz.

Paetz przestał się pojawiać publicznie, nie zgodził się też na żaden komentarz w mediach. Duchowni odmawiali czytania podczas niedzielnych mszy jego listu duszpasterskiego, w którym pisał o "niewybrednych, kłamliwych atakach i oskarżeniach ze strony kilku osób (...) bez nazwiska, bez twarzy". "Nigdy nie molestowałem naszych kleryków i księży. Doszło do nadinterpretacji moich słów i zachowań" - oświadczył dziekanom swojej archidiecezji. W ostatnim wystąpieniu powiedział: "Pozostaję na Ostrowie Tumskim, w cieniu katedry, zawsze gotowy in nomine Domini życzliwie służyć każdemu człowiekowi".

Żaden z księży, którzy ulegli jego zalotom, nie złożył doniesienia do prokuratury, a ta nie ma uprawnień, by ścigać takie przestępstwa z urzędu. - To zrozumiałe, dlaczego molestowani księża milczą. Chcą pozostać w Kościele - mówi anonimowy dziennikarz. - Zamiast perspektywy oglądania się w lustrze w niewielkiej parafii wybrali szybkie kariery - zżyma się mieszkanka Poznania.

Pięć dni po publikacji "Rzeczpospolitej" 26 znanych poznaniaków napisało list otwarty w obronie Paetza. Jednym z inicjatorów listu był biznesmen Jan Kulczyk. Swoje podpisy złożyli także rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza Stefan Jurga, dyrygent Stefan Stuligrosz, rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz i dyrektor opery Stanisław Pietras.

Na list natychmiast odpowiedzieli ksiądz profesor Tomasz Węcławski, ówczesny dziekan Wydziału Teologicznego UAM, i dwaj prodziekani. Zarzucili Jurdze, że biorąc w obronę arcybiskupa, zdradza pokrzywdzonych kleryków Wydziału Teologicznego, którzy byli także jego studentami. Ksiądz Węcławski wypomniał też rektorowi, że wiedząc o krzywdzie kleryków od ponad dwóch i pół roku, nic w tej sprawie nie zrobił.

Arcybiskup złożył dymisję w Wielki Czwartek 28 marca 2002 r. Tłumaczył, że rezygnuje dobrowolnie i padł ofiarą oszczerczej kampanii. Pewnie dlatego uważał, że może kontynuować swoją działalność publiczną w diecezji.

HIPOKRYZJA I ZŁAMANE KARIERY

Aktywność Paetza próbował powstrzymać jego następca arcybiskup Gądecki. Przez pierwsze pół roku po ujawnieniu skandalu jego wysiłki spełzały na niczym. Podobnie jak Stolica Apostolska liczył na to, że arcybiskup sam wycofa się z działalności publicznej. Gądecki stworzył nawet listę precyzującą, których biskupów można zapraszać na uroczystości kościelne, a których nie. Ponieważ i to nie poskutkowało, w listopadzie 2002 roku interweniował Watykan. Dokument Kongregacji do spraw Biskupów zakazał Paetzowi posługi biskupiej na terenie archidiecezji poznańskiej.

Zdaniem księdza Adama Bonieckiego, redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego", dokument wyjaśnił wątpliwości, jakie pozostały po dymisji. - To jest akt natury dyscyplinarnej, który wyraża, że mamy tu do czynienia z jakąś winą - mówił Boniecki na łamach "Gazety Wyborczej". Jego słowa to najdalej posunięte stwierdzenie w sprawie winy Paetza, jakie padło z ust polskiego duchownego.

Zdaniem księży kuria z Paetzem nie może normalnie funkcjonować. Gądecki próbował doprowadzić do usunięcia biskupa seniora z Ostrowa Tumskiego, ale mu się to nie udało. Paetz został w Poznaniu dzięki wysiłkom dyplomacji watykańskiej. - Przejawem straszliwej hipokryzji jest to, że Paetz jest nadal na terenie kurii poznańskiej i księża muszą go widywać - opowiada jeden z moich rozmówców, który od początku śledzi aferę.

Dwóch księży przypłaciło odwagę w sprawie Paetza złamanymi karierami. Ksiądz Jacek Stępczak, redaktor naczelny "Przewodnika Katolickiego", który odmówił opublikowania oświadczenia w obronie arcybiskupa, został odsunięty od pracy duszpasterskiej w diecezji, a potem wyjechał jako misjonarz do Zambii.

Drugim był ksiądz Romuald Niparko z rady biskupiej, który odmówił złożenia podpisu pod listem w obronie Paetza i złożył rezygnację.

ZMOWA MILCZENIA

Jedyne środowisko, które rzeczywiście odrzuciło biskupa seniora, to zwykli księża - może dlatego, że to im wyrządził największą krzywdę. O ile dla hierarchii kościelnej afera wokół Paetza była przede wszystkim publicznym skandalem, który stara się teraz za wszelką cenę wyciszyć, o tyle poznański kler średniego i niższego szczebla przeżył straszny wstrząs i rozczarowanie.

- Dzisiaj widzą, że Kościoła nie stać na głośne powiedzenie prawdy i uderzenie się w piersi. To straszna cena. Ile złamanych powołań tam będzie? - pyta poznański ksiądz. Rezygnację i frustrację księży pogłębia świadomość, że o ile sam Paetz został odsunięty od władzy, o tyle jego współpracownicy, którzy przez lata tuszowali skandal, wciąż pracują w kurii.

Biskup kaliski Stanisław Napierała był tak zszokowany obecnością Paetza na pogrzebie jednego z proboszczów w Ostrowie Wielkopolskim we wrześniu ubiegłego roku, że witając go oficjalnie w kościele, przejęzyczył się i powiedział: "Witam byłego biskupa". Po chwili poprawił się: "To znaczy byłego arcybiskupa poznańskiego".

W tym samym miesiącu zdymisjonowany Paetz chciał uczestniczyć w nabożeństwie fatimskim w parafii świętego Stanisława Kostki w Poznaniu, jednak wierni zagrozili, że nie wezmą w nim udziału, jeśli się pojawi. - To niesłychane, że dziś Paetz, który nie może spowiadać, nie może bierzmować, nie może święcić kapłanów, wciąż zadziera nosa, nie przyznaje się do winy i trzyma się swojej strategii - dziwi się anonimowy ksiądz.

- W diecezji panuje w tej sprawie zmowa milczenia. Dla dobra Kościoła pewne kwestie lepiej przełknąć, niż je nagłaśniać - mówi katolicki publicysta. Hierarchowie nabrali wody w usta. Według nich sytuacja w archidiecezji się normalizuje, więc nie ma sensu jątrzyć. Jednak dla niektórych fakt, że Watykan przyjął rezygnację Paetza, to za mało. - To jest zamęt w duszach ludzi. Nie wiedzą, co mają myśleć - mówi rozgoryczony poznański ksiądz.

Siedem lat temu, kiedy biskup Tadeusz Zawistowski odczytywał biskupowi Paetzowi komunikat o nominacji arcybiskupiej, w odpowiedzi nominata słychać było nutę pokory: "Mam poczucie lęku: czy sprostam, czy odpowiem godnie zaufaniu Ojca Świętego, wiernych i kapłanów". Dzisiaj wiadomo, że nie sprostał. Niestety, skandalowi, jaki pociągnęła za sobą jego słabość, jak na razie nie sprostał także Kościół.

JOANNA GORZELIŃSKA

"SPRAWA PAETZA"

  1. 1999 - Pierwsze sygnały o molestowaniu kleryków i księży przez arcybiskupa Paetza. Rektor poznańskiego seminarium ksiądz Tadeusz Karkosz rozmawia z Paetzem
  1. luty 2000 - U arcybiskupa interweniuje profesor Maciej Giertych, znany działacz katolicki. Bez rezultatu. Jednocześnie grupa księży i świeckich pisze list do Stolicy Apostolskiej. List trafia do sekretarza papieskiego biskupa Dziwisza. Brak reakcji
  1. maj 2001 - List ze świadectwami czterech molestowanych kleryków trafia do arcybiskupa Józefa Kowalczyka, nuncjusza apostolskiego w Polsce. Nuncjatura milczy
  1. 10 września 2001 - Dziekan Wydziału Teologicznego UAM ksiądz profesor Tomasz Węcławski, księża Tadeusz Karkosz, Jacek Stępczak i Marcin Węcławski wysyłają kolejny list do Episkopatu Polski, prosząc o zajęcie się sprawą arcybiskupa Paetza Kopię tego listu otrzymuje nuncjusz apostolski Józef Kowalczyk, który przekazuje ją Paetzowi
  1. 23 lutego 2002 - W "Rzeczpospolitej" ukazuje się artykuł o molestowaniu kleryków i księży przez arcybiskupa Paetza
  1. 28 lutego 2002 - List otwarty 26 naukowców i profesorów w obronie arcybiskupa
  1. 28 marca 2002 - Arcybiskup Juliusz Paetz składa dymisję
  1. listopad 2002 - Dokument Kongregacji do spraw Biskupów zakazuje Paetzowi posługi biskupiej na terenie archidiecezji
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także