Jak tata Tusk wyjeżdża, mama Schetyna robi porządki
Jak tata Tusk wyjeżdża, to mama Schetyna robi porządki – taki dowcip można usłyszeć od polityków Platformy Obywatelskiej po kolejnych wpadkach rządzących, które, co ciekawe, najczęściej mają miejsce podczas zagranicznych wojaży premiera Donalda Tuska
Z pozoru wydaje się, że wszystko w rządzie jest w jak najlepszym porządku.
25.11.2008 | aktual.: 25.11.2008 14:22
Sytuacja do złudzenia przypomina to, co działo się w latach 2001–2002, gdy do władzy doszło SLD. Podobnie jak wtedy ukazują się łagodne, niezawierające trudnych pytań wywiady z premierem, kwitnie propaganda sukcesu, a informacje, że zdaniem większości Polaków sprawy idą w złym kierunku, nie mają właściwie żadnego wpływu na dobre samopoczucie rządu Donalda Tuska.
Dzięki „koalicyjnym” mediom jawi się on jako zrównoważony szef rządu, który łagodzi konflikty – jak np. ostatnio w sprawie „niewypału” z emeryturami dla nauczycieli. Gdy premier przebywał z wizytą w krajach arabskich, Jolanta Fedak (PSL) zapowiedziała, że złoży w Sejmie poselski projekt ustawy przewidującej dla nauczycieli emerytury „przejściowe”. PO natychmiast odcięła się od tego pomysłu.
Tusk nazwał sprawę „nieporozumieniem”, a Michał Boni, szef doradców premiera odpowiedzialny m.in. za sprawy emerytur pomostowych, był niemile zaskoczony propozycją Jolanty Fedak. Ostatecznie Tusk po powrocie powiedział, że nie ma konfliktu w koalicji PSL–PO jeśli chodzi o emerytury dla nauczycieli, a pani minister jest „bardzo dobrą kobietą”. Wiadomo jednak, że działania minister Fedak nie były samodzielne – według nieoficjalnych informacji wszystko odbyło się za wiedzą i zgodą Waldemara Pawlaka. PSL chciało pokazać, że jest ze związkowcami, a tym przeszkadzającym jest PO, która nie pozwala na działanie. Dzięki temu ludowcy liczą na zwiększenie popularności.
Aneksowy niewypał
Jednym z pierwszych sygnałów, że zapowiadana „polityka miłości” w rządzie jest zwykłym sloganem, były wydarzenia z maja, dzień po wylocie Tuska w „podróż życia” do Peru. Ekipa z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego weszła na przeszukanie m.in. do domów członków Komisji Weryfikacyjnej WSI – Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Przeszukanie miało związek – jak twierdziła prokuratura – z próbą ujawnienia spółce Agora ściśle tajnego aneksu do raportu Komisji Weryfikacyjnej. Ani Leszkowi Pietrzakowi, ani Piotrowi Bączkowi nie postawiono żadnych zarzutów. Akcja okazała się totalnym niewypałem zarówno ABW, jak i prokuratury. Na dodatek do domu Piotra Bączka w trakcie rewizji weszli dziennikarze TVP, których poddano rewizji osobistej, zatrzymano na kilka godzin i zabrano im sprzęt.
Śledztwo w sprawie domniemanej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej WSI trwa od grudnia 2007 r. Zawiadomienie w tej sprawie złożył ppłk Leszek Tobiasz. Poinformował on, że proponowano mu pośrednictwo w załatwieniu pozytywnej weryfikacji za 200 tys. zł. W maju prokuratura postawiła zarzut płatnej protekcji dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu i byłemu funkcjonariuszowi wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrowi L. Świadkami w sprawie są m.in. Leszek Tobiasz, Krzysztof Bodnaryk i – według mediów – Anna Marszałek, wiceszefowa działu śledczego „Dziennika”, która zeznawała w sprawie swoich kontaktów z płk. L. W tej sprawie był przesłuchiwany także marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. W trakcie śledztwa okazało się, że przed złożeniem zawiadomienia o przestępstwie zarówno ppłk Tobiasz, jak i płk L. spotykali się z marszałkiem Komorowskim. Ten przyznał, że płk L. proponował mu dotarcie do tajnego aneksu i że on był tym zainteresowany.
Wkrótce po zeznaniach marszałka Sejmu w prokuraturze protokół z jego przesłuchania trafił do dziennikarzy. Kserokopię dokumentu opublikował „Najwyższy Czas!”. Protokół jasno pokazał, że marszałek w kilku miejscach co najmniej mija się z prawdą. Akcje Bronisława Komorowskiego w Platformie wyraźnie spadły. Co ciekawe, kilka miesięcy wcześniej był wymieniany jako ewentualny kandydat PO w najbliższych wyborach prezydenckich.
Frakcje w Kancelarii Premiera
Dwa tygodnie temu Radio RMF podało, że koledzy Sławomira Nowaka, szefa gabinetu politycznego premiera, trafili do rad nadzorczych państwowych spółek. Chodzi o Piotra Chajderowskiego i Mariana Gawrylczyka, byłych współwłaścicieli spółki Signum Promotion, którą założył Sławomir Nowak.
Piotr Chajderowski od 6 lipca 2008 r. zasiada w radzie nadzorczej paliwowego giganta Lotos SA. To właśnie on zakładał w 2000 r. spółkę z obecnym szefem gabinetu Tuska. Z kolei Marian Gawrylczyk od stycznia nadzoruje z ramienia skarbu państwa hurtownię farmaceutyczną Cefarm Wrocław.
Obydwie te spółki są pośrednią własnością skarbu państwa, zatem wysokości diet wypłacanych za posiedzenia rad nadzorczych nie ogranicza ustawa kominowa. Członkowie rady nadzorczej w tego typu spółkach otrzymują średnio 10 tys. zł miesięcznie. Jak przyznał anonimowo jeden z pracowników Kancelarii Premiera, to właśnie Nowak miał rekomendować kolegów na te posady.
Po raz kolejny ujawniły się w Kancelarii Premiera walczące ze sobą frakcje, o których istnieniu można było się przekonać już wcześniej. Klasycznym przykładem są informacje na temat byłej spółki Nowaka Signum Promotion, które pojawiły się w mediach rok temu, a które Nowak określił „brudną kampanią”. Ujawniono wówczas, że w 2004 r. firma Signum Promotion produkowała materiały wyborcze do Parlamentu Europejskiego, za co jej zarząd zainkasował od PO 100 tys. zł. Rok później firma założona przez Sławomira Nowaka dostarczyła posłom PO parasole ogrodowe na potrzeby kampanii „4 razy tak”. Wielu posłów miało zapłacić za nie po 800 zł do kieszeni firmy Signum Promotion. Sławomir Nowak podkreślał, że prezesem agencji reklamowej Signum był w latach 1999–2002. Zrezygnował z tej funkcji, gdy został wiceprezesem Radia Gdańsk. Aktualnie właścicielką agencji jest jego matka.
Tajemnicą poliszynela jest to, że Sławomir Nowak jest skonfliktowany nie tylko z Tomaszem Arabskim, szefem Kancelarii Premiera, ale także z Grzegorzem Schetyną, szefem MSWiA. Według nieoficjalnych informacji to właśnie Sławomir Nowak „wkręcił” Tomasza Arabskiego w skandal z samolotem dla prezydenta. Kilkanaście godzin przed wylotem Lecha Kaczyńskiego na szczyt UE wpłynęło pismo podpisane przez szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, w którym odmówiono prezydentowi skorzystania z samolotu na linii Warszawa–Bruksela–Warszawa. Ostatecznie Kancelaria Prezydenta RP wyczarterowała samolot. Zdaniem komentatorów sprawa ta była jednym z najpoważniejszych błędów urzędników premiera, którzy wykazali się elementarnym brakiem znajomości konstytucji.
Równi i równiejsi
Kilka miesięcy temu, gdy premier Tusk był z wizytą w USA, w programie „Teraz my” pokazano, że wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi z roku na rok topnieje majątek – obecnie lider PSL znajduje się w gronie najbiedniejszych ministrów. Sugerowano, że Pawlak ukrywa swój stan posiadania, by płacić mniejsze alimenty. Wicepremier kazał się odczepić dziennikarzom, gdy pytali o przyczyny przepisania domu na rodziców.
Na głowę wicepremiera posypały się gromy.
- Myślę, że tą sprawą powinno się zainteresować prezydium Sejmu, jeśli on uciekał przed alimentami, to jest to zły przykład. Tego typu sytuacje rzutują na wszystkich - mówiła w programie Elżbieta Radziszewska, minister ds. równego statusu prawnego. Słów krytyki nie szczędzili też inni politycy PO.
- Jest w Polsce wielu zwykłych ludzi, którzy się od obowiązku alimentacyjnego uchylają. To karygodne. Ale jeśli podejrzenia dotyczą osoby publicznej, wicepremiera, to jest już bulwersujące Wicepremier Pawlak powinien wyjaśnić wszelkie wątpliwości - mówiła dziennikarzom Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją. Zapowiedziała, że porozmawia o tym z Tuskiem, kiedy tylko premier wróci z podróży do USA.
Diametralnie inaczej politycy PO zareagowali na ujawnienie sprawy Mirosława Drzewieckiego, ministra sportu. Gdy premier Tusk bawił z wizytą w krajach arabskich, „Teraz my” ujawniło dokumenty, z których wynikało, że Mirosław Drzewiecki Nowy Rok 2000 spędził w areszcie stanowym na Florydzie. Według notatek policji Drzewiecki w sylwestra ’99 pobił żonę przed jedną z restauracji. Tak zeznali dwaj świadkowie. Także żona ministra w czasie zatrzymania męża miała potwierdzić, że jest ofiarą rodzinnej kłótni. Według amerykańskiego sądu Drzewiecki popełnił krzywoprzysięstwo. Najpierw przekonywał, że jest dyplomatą, a potem, że nie pracuje i nie ma środków do życia. Dzięki temu dostał adwokata z urzędu. W tym czasie zajmował 77. miejsce na liście najbogatszych Polaków.
W programie minister Drzewiecki bronił się, mówiąc, że próbował wziąć od żony telefon i ktoś uznał go za napastnika.
Reakcja mediów i polityków PO przeszła wszelkie oczekiwania. Pawłowi Wrońskiemu z „Gazety Wyborczej” było wstyd za kolegów z TVN, na głowy autorów „Teraz my” posypały się gromy, a głównym zarzutem było to, że dziennikarze „naruszyli prywatność”. Takich argumentów nikt natomiast nie używał w przypadku Waldemara Pawlaka.
Szorstka przyjaźń
Sprawa pokazana przez TVN była kolejną informacją kompromitującą Drzewieckiego. Kilka dni wcześniej „Dziennik” ujawnił, że Mirosław Drzewiecki miał kupować kokainę od jednego z liderów łódzkiego półświatka.
„Czy kupował pan kokainę od Macieja W. pseudonim »Waluś«?” – takie pytanie miała zadać Drzewieckiemu prokuratura. „Dziennik” pisał o niejasnej przeszłości ministra sportu, w tym o fakcie, że na procesach łódzkiej mafii czytane są zeznania, w których postać Drzewieckiego przewija się wielokrotnie.
Zdaniem naszych rozmówców z PO uderzenie w Drzewieckiego jest faktycznie ciosem w Schetynę – wiadomo, że minister sportu jest w drużynie szefa MSWiA. – Większość posłów PO była przekonana, że Drzewiecki wyleci z rządu po aferze z PZPN, ale nic takiego się nie stało. Dlatego frakcja przeciwna Grzegorzowi Schetynie chce za wszelką cenę skompromitować Drzewieckiego – twierdzą rozmawiający z „GP” działacze PO. Skandal z PZPN miał miejsce oczywiście w czasie, gdy premier Tusk bawił na urlopie. Drzewiecki tuż przed wyborami na szefa PZPN wprowadził do związku kuratora, po czym go wycofał i wszystko wróciło do „normy”. Komentatorzy i politycy opozycji nie pozostawili na rządzie i ministrze Drzewieckim suchej nitki. Według nieoficjalnych informacji za całe zamieszanie Tusk obarczył odpowiedzialnością Grzegorza Schetynę, który go zastępował. Kilkanaście dni później „Newsweek” podał, że wrocławska prokuratura bada, czy Śląsk Wrocław handlował meczami w okresie, gdy klubem zarządzała spółka wicepremiera Grzegorza
Schetyny.
– Tusk na tle Grzegorza Schetyny coraz częściej wypada na nieroba. Wprawdzie pokazuje w mediach, że „gasi pożary”, jest świetnym rozjemcą, ale coraz częściej poza kamerami dochodzi między nimi do ostrych spięć – twierdzą nasi rozmówcy z PO.
Równie alergicznie premier Tusk ma reagować na Radosława Sikorskiego, szefa MSZ. Nieustannie wyprzedzający Tuska w sondażach popularności staje się dla obecnego premiera poważnym zagrożeniem.
Być może jest to przypadek, że po pierwszym wyprzedzeniu Tuska w sondażach w mediach pojawiły się informacje o nieprawidłowościach przy zakupie mebli w MSZ, za co miałby być odpowiedzialny Sikorski. Jednak szefowi MSZ to nie zaszkodziło, podobnie jak informacje o wszczęciu śledztw, w których pojawia się jego nazwisko. W minionym tygodniu Sikorski po raz kolejny wyprzedził Tuska o 11 procent.
Ostatnie sondaże nie są łaskawe dla premiera – aż 55 procent Polaków uważa, że zmiany w Polsce idą w złym kierunku. Mimo to politycy Platformy Obywatelskiej postanowili uczcić rok rządzenia i wyjechali do luksusowego czterogwiazdkowego hotelu Ossa Congress and SPA w Ossie k. Rawy Mazowieckiej.
Bitwy w terenie
Wojny różnych frakcji PO odbywają się nie tylko w centrali w Warszawie, ale także w terenie. W czerwcu 2008 r. TVN wyemitował materiał na temat rzekomej korupcji wiceministra zdrowia Krzysztofa Grzegorka (PO). Polityk miał przyjąć łapówkę jeszcze jako dyrektor szpitala powiatowego w Skarżysku-Kamiennej. Grzegorek stracił stanowisko i został zawieszony w prawach członka Platformy. Jednak zdaniem naszych informatorów atak na Grzegorka był inspirowany przez ówczesnego lidera świętokrzyskiej PO Konstantego Miodowicza. „Wykończenie” Grzegorka rozpoczęło bardzo ostry konflikt w lokalnych strukturach PO. Przeciw Miodowiczowi wystąpili zarówno bliscy Grzegorkowi działacze kojarzeni „z frakcją Tuska”, jak i grupa młodych konserwatystów związanych wcześniej z Janem Rokitą. Czarę goryczy przelało zachowanie Miodowicza, który, używając swoich wpływów w Ministerstwie Finansów, przywrócił do pracy w świętokrzyskich urzędach skarbowych ludzi z dawnego SLD-owskiego układu. Szarą eminencją świętokrzyskiej PO stał się Tadeusz
Daszkiewicz – naczelnik Urzędu Skarbowego w Kielcach w latach 1982–2006 (swoją funkcję sprawował najdłużej w Polsce). Mocną pozycję ma też Marek Doropowicz – jeden z najgroźniejszych agentów śląskiej bezpieki. Doropowicz jako radca prawny w kieleckim Urzędzie Skarbowym ma dostęp do tajnych danych osobowych, takich jak adres, telefon itp. W kieleckich lokalach odgraża się, że zrobi krzywdę dziennikarzowi, który opisał jego przeszłość, oraz jednej ze swoich ofiar. Powrót układu w skarbówce wywołał wściekłość działaczy PO. Tym większą, że zatrudniani w skarbówce eseldowcy odebrali stanowiska członkom PO. W lipcu podjęta została próba odwołania Miodowicza z funkcji lidera partii w regionie. W obronie posła wystąpił wicepremier Grzegorz Schetyna. Jednak 1 września Konstanty Miodowicz przestał być liderem świętokrzyskiej PO. Po publikacji w portalu Niezalezna.pl, dotyczącej odrodzenia postkomunistycznego układu w województwie świętokrzyskim, zarząd regionu Platformy Obywatelskiej jednoznacznie odciął się od
działań Miodowicza.
Dorota Kania, Przemysław Harczuk