Jak SB chciała skompromitować Karola Wojtyłę?
Marek Lasota (fot. arch. prywat.)
SB zdawała sobie sprawę, że format kardynała Wojtyły dalece przekracza polskie standardy, że jest on jednym z kardynałów cieszących się największym autorytetem w Kościele powszechnym. Te dokumenty, które są świadectwem zła systemu komunistycznego, nieoczekiwanie stały się świadectwem świętości - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marek Lasota, autor książki "Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki".
28.03.2006 | aktual.: 02.06.2006 12:09
Jakie odczucia towarzyszyły panu podczas pracy nad książką o inwigilacji bezpieki Karola Wojtyły?
Marek Lasota: Prawdę o metodach działania władz PRL, przynajmniej w pewnej mierze, znałem wcześniej. Samo zbieranie materiałów dotyczących postaci takiej miary, jakiej był Karol Wojtyła, jest zawsze pasjonujące. Dreszcz emocji budzić musi samo trzymanie w rękach dokumentów przez niego pisanych lub tylko podpisanych. A przeglądanie materiałów sporządzonych przez funkcjonariuszy „imperium zła”, których zadaniem było inwigilować po to, by mu utrudniać działalność w Kościele i społeczeństwie, jest zajęciem, które bez zbędnego patosu można uznać za życiową przygodę.
Od kiedy bezpieka zainteresowała się Karolem Wojtyłą? Jakie informacje znalazł pan w pierwszym raporcie na Jego temat?
- Bezpieka interesowała się każdym księdzem od chwili, gdy ten rozpoczął naukę w seminarium. W przypadku Wojtyły już w 1946 roku pojawiają się pierwsze dotyczące go zapiski w dokumentach UB. Pierwsze informacje dotyczą jego kontaktów z Teatrem Rapsodycznym, którego w czasie wojny był aktorem, a także jego pracy duszpasterskiej w parafii pw. św. Floriana w Krakowie. Pełne zainteresowanie zaczyna się w 1958 roku, tj. w chwili gdy zostaje biskupem pomocniczym w Krakowie. Później już tylko wrasta, by apogeum osiągnąć w połowie lat siedemdziesiątych.
Ilu księży z otoczenia Wojtyły donosiło na niego?
- To niewielki stosunkowo odsetek. Historycy uważają, że ok. 10-15% duchowieństwa kolaborowało z władzami komunistycznymi. Myślę, że w otoczeniu Wojtyły było w różnych latach najwyżej kilku agentów.
Lektura pana książki pokazuje, że Karol Wojtyła nie szedł na żadne układy z SB. Czy bezpieka próbowała wpłynąć na jego poglądy, zmienić go?
- Wydaje się, że do pewnego momentu, zwłaszcza w czasie trwania II Soboru Watykańskiego służby państw obozu sowieckiego usiłowały wpłynąć na kształt toczącej się dyskusji. Podobne próby były podejmowane wobec polskiego Episkopatu, także wobec Karola Wojtyły. Instrumentem wykorzystywanym przez władze byli tajni współpracownicy. Szczegóły – w „Donosie na Wojtyłę” i w innych publikacjach IPN.
Informacje dostarczane przez agentów zostały kiedyś wykorzystane przeciwko Papieżowi?
- Nie. Było to niemożliwe. Jan Paweł II był postacią przezroczystą, nie mającą nic do ukrycia i nie paktującą z siłami zła.
Jednak każda sfera życia przyszłego Papieża była poddawana szczegółowej kontroli. Czemu miała służyć ta drobiazgowa działalność? Zastraszeniu, czy może podważeniu jego autorytetu?
- To było gromadzenie swego rodzaju banku danych. One zaś mogły zostać wykorzystane i użyte w każdej chwili, nawet w odległej przyszłości. Nigdy nie można było być pewnym do czego najmniej nawet istotna informacja może zostać wykorzystana. Dlatego tak ważne było unikanie jakichkolwiek kontaktów i rozmów z esbekami. W dokumentach znajduje się wiele przykładów takiego właśnie wykorzystywania błahych informacji. Zainteresowanych odsyłam do książki.
Gdy czyta się te dokumenty, skala działań SB prowadzona przeciw Wojtyle przeraża. Liczba agentów, środków zaangażowanych przeciwko jednemu człowiekowi, który przez lata wykazywał odporność na te działania. Skąd, pana zdaniem, czerpał siłę do walki z aparatem bezpieki?
- Karol Wojtyła, dzięki swej głębokiej wierze i ufności oraz wiedzy i wrażliwości, był znakomitym narzędziem, którym Bóg posłużył się do przebudowania świata. Może to dla kogoś brzmieć nazbyt dewocyjnie, ale nie jest łatwo racjonalnie wytłumaczyć życie tego człowieka i efekty jego postawy. W tej sytuacji cała machina aparatu bezpieczeństwa, wszyscy, którzy załamali się i oddali w służbę tej machiny, poniosły klęskę, której świadectwem był dym nad Kaplicą Sykstyńską wieczorem 16 października 1978 roku.
Czy taka inwigilacja była rutynowym działaniem operacyjnym SB w rozpracowaniu Kościoła, czy tylko dotyczyła niektórych, szczególnych osób? Dlaczego SB tak bało się Wojtyły?
- Tak, to było rutynowe działanie wobec Kościoła. Zleceniodawcą, o czym trzeba zawsze pamiętać, była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, jej kierownicze gremia. Z ich punktu widzenia Karol Wojtyła był „szczególnie niebezpiecznym przeciwnikiem ideowym”. Aby go neutralizować trzeba było z czasem zastosować metody szczególnie intensywne. Bez powodzenia zresztą. Strach przed Wojtyłą wynikał ze świadomości, że w swojej pracy duszpasterskiej koncentruje swoją uwagę na młodej inteligencji, upatrując w niej przyszłych elit nowoczesnego chrześcijańskiego społeczeństwa obywatelskiego oraz na robotnikach wielkoprzemysłowych, będących ponoć fundamentem komunistycznej „dyktatury proletariatu”.
Prof. Ryszard Terlecki ocenił, że pana książka to "oparte na dokumentach bezpieki, a wystawione wbrew jej intencjom, świadectwo świętości Karola Wojtyły”. Zgadza się pan z tą opinią?
- Zdecydowanie tak. Te dokumenty, które są świadectwem zła systemu komunistycznemu nieoczekiwanie stały się świadectwem świętości człowieka, który dla tego systemu stał się „nieprzemakalny”, dzięki wierności swojej formacji duchowej i intelektualnej.
Co pana najbardziej poruszyło podczas lektury dokumentów bezpieki na temat Karola Wojtyły?
- Rozmiar prowadzonej inwigilacji. Wojtyła, zwłaszcza pod koniec lat 60., postrzegany był przez komunistów jako najgroźniejszy przeciwnik tego systemu w Polsce. Z czasem dostrzeżono także, że jego postawa i nauka jest niebezpieczna dla „opium dla mas”, jakim był światowy marksizm-leninizm. Jeszcze większym zaskoczeniem było stwierdzenie, że bezpieka mimo wyrafinowanych metod okazała się bezsilna wobec jednego człowieka. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że nie był on sam, to znaczy, że czuł wsparcie siły, która była centrum jego wiary. Był instrumentem w rękach Opatrzności – to narzucający się wniosek, płynący z lektury nawet dokumentów bezpieki.
Bycie księdzem i biskupem w latach PRL było niemal aktem heroizmu i niosło ze sobą całkiem realne niebezpieczeństwa. Tymczasem okazało się, że można bardzo skutecznie przeciwstawić się złu, że w czasach pogardy byli wśród nas także prawdziwi ludzie. W Kościele gwarancją bezpieczeństwa była absolutna wierność Ewangelii.
W książce podważa pan też legendę, że władze PRL wyraziły zgodę na nominację Karola Wojtyły na arcybiskupa dlatego, że nie wiedziały, kim jest ten młody kapłan. Dlaczego ówczesny premier Cyrankiewicz podpisał zgodę na tę nominację?
- Myślę, że Cyrankiewicz liczył na to, iż nie odmawiający dialogu metropolita krakowski, który prędzej czy później musiał zostać kardynałem, będzie stanowił przeciwwagę dla znienawidzonego przez władze Prymasa Wyszyńskiego. To zaś w mniemaniu ówczesnego premiera PRL mogło ułatwić dezintegrację polskiego Kościoła. Rozbijanie jedności polskiego episkopatu, duchowieństwa i ludzi wierzących było główną osią strategii komunistów wobec Kościoła w Polsce.
Na konklawe w 1978 roku Karol Wojtyła pojechał na turystycznym paszporcie. Czy SB zdawała sobie sprawę, że mają do czynienia z poważnym kandydatem na papieża? A jeśli tak, to czy możliwy byłby scenariusz, że SB nie pozwala kardynałowi Wojtyle jechać do Rzymu na konklawe? W końcu kardynała Wyszyńskiego osadzano między innymi w Komanczy w latach 50. Czy w latach 70. taki scenariusz mógł się powtórzyć?
- SB zdawała sobie sprawę, że format kardynała Wojtyły dalece przekracza polskie standardy, że jest on jednym z kardynałów cieszących się największym autorytetem w Kościele powszechnym. Nie sądzę, by w latach pozornej normalizacji stosunków z Kościołem, która była jednym z chwytów propagandy gierkowskiej, było możliwe uwięzienie Karola Wojtyły, bądź uniemożliwienie mu udziału w konklawe. Międzynarodowe reperkusje takiego kroku byłyby druzgoczące dla zadłużającej się w Wolnym Świecie ekipy gierkowskiej.
„Donos na Wojtyłę” wpisuje się w dyskusję o potrzebie lustracji w Kościele. Czy nie uważa pan, że ujawnienie po tylu latach dokumentów służb specjalnych z nazwiskami księży, którzy współpracowali z bezpieką może zachwiać pozycję Kościoła i zaufanie wiernych?
- Nie zachwieje pozycji Kościoła, ani nie osłabi zaufania do duchowieństwa. Nawet trudna prawda buduje i prowadzi do dobra. Jeśli zaś chodzi o lustrację i sposób jej przeprowadzenia, to w tym wypadku decyzja należy do parlamentu suwerennej Polski.
Na koniec rozmowy poproszę o osobistą refleksję przed nadchodzącą rocznicą śmierci Papieża. Czy data 2 kwietnia 2005 zmieniła coś w pańskim życiu?
- To jeden z najdonioślejszych dni w moim życiu. Tak jak 16 października 1978 roku zmienił się świat. Rok później w Polsce, słysząc słowa „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi.”, zrozumiałem, że nic już nie będzie takie jak dotąd. Choć, przyznaję, że wówczas zbyt ciasna wyobraźnia nie pozwalała nawet przypuszczać, że ta odnowa za dziesięć lat zmieni całą Europę. Wtedy nikt nawet nie śmiał marzyć, że imperium sowieckie rozpadnie się bezkrwawo i tak szybko. W czerwcu 1979 roku entuzjastycznie witaliśmy Jana Pawła II w Krakowie na Franciszkańskiej, stojąc „pod oknem”. To okno zbudowało nasze pokolenie. Rok temu staliśmy w tym samym miejscu żegnając Jana Pawła II. Staliśmy tam z naszymi dziećmi. Nowe pokolenie rozpoczęło swoją drogę przez dojrzałe życie od pożegnania. Ale może to nie pożegnanie… Wtedy w 1979 roku widzieliśmy w Janie Pawle II orędownika i gwaranta naszej wolności, także politycznej. Z czasem coraz lepiej rozumieliśmy, że nie tylko o to chodzi, że on spotyka się z nami, bo chce
nas prowadzić przez życie dobrą, sprawdzoną i bezpieczną, choć trudną drogą. Zaufaliśmy mu.
Jan Paweł II - człowiek, który odmienił Kościół katolicki, odmienił Polskę... Jan Paweł II – Santo subito?
- Santo subito! W tym zawiera się nasza wdzięczność za osiemdziesiąt pięć lat życia człowieka, który powiedział do nas, rozpoczynając swój pontyfikat, najważniejsze w naszym życiu słowa: „Nie lękajcie się!”
Zobacz także: