Jak koncerny medyczne załatwiają refundację za leki
Sensacyjne doniesienia prasy, że wiceminister zdrowia Bolesław Piecha "spotykał się" z przedstawicielami firmy Servier i płynące z tego supozycje dotyczące rzekomej sprzedajności polityka PiS to w naszych warunkach częsty przypadek.
27.11.2007 | aktual.: 27.11.2007 10:17
By zrozumieć, w czym rzecz, wystarczy sięgnąć do oficjalnych dokumentów Narodowego Funduszu Zdrowia. W 2006 r. na refundację leków NFZ przeznaczył blisko 6,7 mld zł. Kwota ta z roku na rok rośnie, choć nie tak dynamicznie jak za rządów SLD, i ze zrozumiałych względów budzi wielkie emocje prezesów zarówno rodzimych, jak i zagranicznych firm farmaceutycznych. Leki, choć to towar szczególny, podlegają bowiem takim samym prawom rynku jak każdy inny produkt. Ich sprzedaży towarzyszy marketing, dyskretna promocja, a czasem mniej lub bardziej brutalne zabiegi. Liczy się tylko zysk.
Przykład: insuliny podawane osobom chorym na cukrzycę kosztowały nas w 2006 r. - w formie refundacji - ponad 258 mln zł. Na leki kardiologiczne zawierające substancję czynną simvastatinum NFZ wydał ponad 244 mln zł, co jest znaczącym postępem wobec 2005 r., bo wtedy wydano "zaledwie" ponad 198 mln. Wielki przebój listy leków refundowanych - specyfik zawierający fluticasonum, niezbędny w przypadku astmy, kosztował fundusz w roku ubiegłym ponad 220 mln zł! Nie ma on konkurencji tańszych leków generycznych i długo jeszcze będzie przynosił poważne zyski producentowi.
Musimy wiedzieć, że refundacja insulin, leków kardiologicznych i JEDNEGO tylko leku podawanego astmatykom stanowi ok. 10% ogólnej kwoty refundacji - czyli ponad 690 mln zł. Dziesięć pierwszych na liście przebojów substancji czynnych kosztuje NFZ ponad 1,7 mld zł, a refundacja 21 pierwszych substancji to blisko 2,96 mld zł! Z 6,69 mld zł, które NFZ wydaje rocznie na leki refundowane. Jest więc o co się bić, i to ostro.
W służbie pacjenta
Zdziwiłby się ten, kto dowiedziałby się, jak znaczne środki firmy farmaceutyczne przeznaczają na public relations i "informowanie" (bo reklama jest prawnie zakazana) o swych produktach. To nie tylko suto zakrapiane "szkolenia" lekarzy na promach czy wyjazdy na kongresy w egzotycznych kurortach - coraz rzadsze ze względu na niezdrową atmosferę (korupcja!) panującą wokół. To także obserwacja tego, co dzieje się u konkurencji. Monitorowanie planów resortu zdrowia. I próby zainteresowania mediów "kompromatami" na temat polityków odpowiedzialnych za wszystko, co wiąże się z tą dziedziną. Przypadek wiceministra Piechy jest na tym tle szczególny, w tym sensie, że owo "spotykanie się" miało zaowocować wpisaniem iwabradyny na listę leków refundowanych.
Sprawą przez jakiś czas będą się zajmować media, politycy, Centralne Biuro Antykorupcyjne... a potem temat zdechnie, bo trudno mi wyobrazić sobie, że dowiedziony zostanie przypadek korupcji. Nie brakuje też opinii, że minister Piecha padł ofiarą walki konkurujących ze sobą koncernów farmaceutycznych. Wiele na ten temat mówił swego czasu minister Mariusz Łapiński. W 2002 r. wprowadzając zmiany na liście leków refundowanych, kierowany przez niego resort zdrowia chciał zaoszczędzić miliard złotych, domagając się od firm farmaceutycznych obniżki cen sprzedawanych specyfików. Udało się.
Ale w maju 2003 r. redaktorzy "Rzeczpospolitej" Małgorzata Solecka i Andrzej Stankiewicz w tekście "Leki za miliony" dowodzili, że Waldemar Deszczyński, współpracownik Łapińskiego w czasach, gdy był on ministrem, próbował wymusić łapówkę od koncernu farmaceutycznego. W mediach zrobił się szum, a Łapińskiego ścigano z równą zajadłością jak dziś Piechę. Trud i odwaga Soleckiej i Stankiewicza zostały docenione przez SDP, które nagrodziło ich Główną Nagrodą Wolności Słowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za rok 2003. W kwocie 15 tys. zł. Rok później to samo stowarzyszenie po raz drugi nagrodziło redaktorów - tym razem Nagrodą Watergate za teksty śledcze "Wspólnicy ze Szwajcarii" oraz "Dobry adres pod Alpami", opisujące związki byłego wiceministra zdrowia za czasów Mariusza Łapińskiego, Aleksandra Naumana, z tzw. aferą sprzętową... I wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że po latach zarówno Nauman, jak i Deszczyński uzyskali w sądach wyroki, z których wynikało, iż nagradzani redaktorzy, delikatnie mówiąc,
mijali się z prawdą. Cóż z tego. Kariery polityczne zostały przerwane. Wielu polityków, z którymi rozmawiałem, jest przekonanych, że Łapiński, Deszczyński i Nauman padli ofiarą tzw. czarnego PR. Padała nawet konkretna suma za ich głowy - 10 mln zł.
Jeden ze znanych tygodników kilka lat temu pisał źle o ministrze Marku Balickim, stawiając mu szereg - choć nie korupcyjnych - zarzutów. Sprawa znalazła finał w sądzie i nie wiadomo, kiedy się skończy. Nie zdziwię się zatem, jeśli pewnego dnia ktoś na łamach "Dziennika" lub innego tytułu z detalami opisze, jak to pani minister Kopacz "biesiadowała" nie z tym, z kim trzeba. I postawi fundamentalne pytania o stronę etyczną owych "biesiad".
Między nami koncernami
Gra o duże pieniądze między konkurującymi ze sobą koncernami farmaceutycznymi jest ostra, lecz niewidoczna dla opinii publicznej. Głównie dlatego, że toczy się na salach sądowych, rzadziej na łamach mediów. Oto przykład: pierwsze miejsce lekowej listy przebojów dla osób cierpiących na schizofrenię zajmuje u nas olanzapina produkowana przez polską firmę Adamed. Jej refundacja w 2005 r. (NFZ nie podał danych za rok 2006) kosztowała fundusz 134,5 mln zł. To szczególny przypadek. Gigantem w światowej produkcji olanzapiny jest amerykański koncern farmaceutyczny Eli Lilly. Sprzedaż jego preparatu o nazwie handlowej Zyprexa przynosi tylko w USA rocznie ponad 2 mld dol.
Na przełomie XX i XXI w. zyprexa sprzedawała się dobrze także w Polsce, a dzięki sutym refundacjom koncern Eli Lilly zajmował wysokie, piąte-szóste miejsce w rankingach działających nad Wisłą firm farmaceutycznych. Skończyło się w 2002 r., gdy Adamed wprowadził na rynek lek tańszy o połowę od zyprexy - zolafren. Prawnicy Eli Lilly wytoczyli przeciw konkurentowi najcięższą artylerię. Zarzucili naruszenie patentu. W czerwcu 2002 r. rozpoczął się proces sądowy, w którym Eli Lilly domagał się wycofania polskiego specyfiku ze sprzedaży. W listopadzie 2003 r. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Amerykanie nie mają racji, i zolafren bez przeszkód trafił na listę leków refundowanych.
7 listopada 2003 r. senator Marek Balicki złożył w Senacie oświadczenie skierowane do ministra zdrowia, w którym ostrzegał, że: "W wyniku zmian wprowadzonych na tej liście jeden z głównych leków antypsychotycznych, który jest używany w leczeniu chorych na schizofrenię, przestanie być dostępny dla większości tych chorych". Podkreślił przy tym z całą mocą, że chodziło mu o risperidon (handlowa nazwa leku - Rispolept - przyp. autor), a nie o zyprexę! Przypadek? Na pewno... choć wówczas komentowany. W dyskusji o wyższości amerykańskiego specyfiku nad polskim głos zabrały też media. Tygodnik "Newsweek" (20/2004) opublikował wstrząsający artykuł pt. "Minister odbiera nadzieję". Opisano w nim cierpienia schizofreników, którym bezduszni urzędnicy odebrali dostęp do nowoczesnego leku. Prawda była taka, że tańszy zolafren dosłownie wymiatał z rynku zyprexę. I dziś jest królem refundacji w swej grupie. A koncern Eli Lilly stoczył się z piątego-szóstego miejsca w rankingu działających w Polsce firm farmaceutycznych do
drugiej dziesiątki. Wyłącznie z powodu utraty rynku na JEDEN preparat!
Także spółka Bioton produkująca wysokiej jakości polską insulinę odczuła na własnej skórze moc publikacji, w których pacjenci chorzy na cukrzycę domagali się utrzymania dostępu do insulin produkowanych przez zagraniczne koncerny. Ostatnio głośno jest w mediach o zagrożeniu sepsą. Nie pierwszy raz... 25 lutego 2004 r. Polska Agencja Prasowa donosiła: "Sepsa wywołała panikę w Zachodniopomorskiem". I dalej: "W zachodniopomorskich aptekach zabrakło szczepionek przeciw posocznicy meningokokowej. Media ostrzegały, że sepsa charakteryzuje się wysoką, sięgającą od 30 do 60% śmiertelnością".
10 września 2003 r. Andrzej Kowalski opublikował na łamach "Rzeczpospolitej" artykuł pt. "Dziwna choroba", w którym cytował opinię prof. Andrzeja Küblera z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Akademii Medycznej we Wrocławiu: "Rocznie zapada u nas na nią (na sepsę - przyp. autor) ok. 100.000 osób. Szacujemy to na podstawie badań ankietowych, przeprowadzonych wśród lekarzy z oddziałów intensywnej terapii - 20% to ludzie z sepsą". Wydawać by się mogło, że zagrożenie jest bardzo poważne. Prawda jest taka, że w 2005 r. według meldunków Państwowego Zakładu Higieny zanotowano 207 przypadków zakażeń meningokokami, w tym 130 przypadków sepsy. W 2006 r. przypadków zakażeń było 233, w tym 148. Śmiertelność w przypadku zakażenia klonem bakterii meningokoka ST11 wynosi od 20 do 30%. W 38-milionowej populacji Polaków takie zagrożenie możemy uznać za śladowe.
Poza tym o sepsę - o czym autorzy publikacji prasowych nie wspominają - najłatwiej w szpitalu, na oddziale intensywnej terapii lub sali porodowej. Każdy problem ma swoje rozwiązanie. W przypadku sepsy jest to lek o nazwie Xigris, produkowany przez koncern Eli Lilly. Koszt kuracji tym specyfikiem to ok. 50 tys. zł - i nie ma gwarancji, że się powiedzie.
Dwie firmy, Baxter Polska i Wyeth sp z o.o., oferują na naszym rynku szczepionki: jedna przeciw meningokokom, a druga przeciw pneumokokom. Są też partnerami szeroko zakrojonej kampanii społecznej przeciw meningokokom, nad którą honorowy patronat objął główny inspektor sanitarny dr Andrzej Wojtyła. Czy wolno się dziwić, że nowa minister zdrowia Ewa Kopacz już zapowiedziała w TVN 24, że znajdzie w budżecie 28 mln zł na szczepienie dzieci "przeciw sepsie"?
Potrzebujemy informacji
Rynek farmaceutyczny ze względu na swe rozmiary jest i będzie niezwykle konkurencyjny. Lecz jeśli chcemy być racjonalnie i skutecznie leczeni - potrzebujemy informacji. W 2006 r. Narodowy Fundusz Zdrowia opublikował dwa dokumenty: liczące 54 strony "Wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia z tytułu refundacji leków w roku 2005" i liczący 142 strony dokument pod tym samym tytułem z dopiskiem "Analiza szczegółowa grup ATC". Było to prawdziwe kompendium wiedzy na temat tego, kto na polskim rynku najlepiej zarabia i na jakich lekach.
W tym roku takich opracowań nie ma. Wydatkom NFZ z tytułu refundacji poświęcono... 11 stron w "Sprawozdaniu finansowym NFZ za rok 2006"! Bardzo trudno jest pacjentom i lekarzom zdobyć wiedzę o lekach z niezależnych źródeł. W Wielkiej Brytanii publikowany jest (także w internecie) British National Formulary, biblia dostępnych w Zjednoczonym Królestwie leków. Podobne wydawnictwa mają w innych krajach Unii. W Polsce są różne poradniki farmakoterapii, lecz ostatni - będący zbiorem wiedzy o wszystkich dostępnych u nas lekach - wydany został ponad dziesięć lat temu.
Niewielu słyszało o kwartalniku "Almanach" wydawanym przez Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne przy współpracy z Urzędem Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, który jako jeden z nielicznych pisze o lekach krytycznie. NFZ nie finansuje tego periodyku, choć, moim zdaniem, powinien. Bo tylko dzięki wiedzy pacjenci mogą podejmować racjonalne decyzje, co kupić w aptece.
Trudniej byłoby poruszać się przedstawicielom koncernów farmaceutycznych po gabinetach lekarskich, gdyby NFZ dostarczył lekarzom książkę, z której mogliby się dowiedzieć, które leki w ocenie niezależnych autorytetów medycznych są skuteczne, jakie mają działania uboczne i ile kosztują. Co warto ordynować, a co nie jest niezbędne.
Jeśli politycy narzekają na sprzedajność w służbie zdrowia i lobbystów koncernów farmaceutycznych, którzy naciskają lekarzy, dlaczego nie sięgną po zbliżone metody? Wszak lobbyści przekonują, że mają najlepszy pod słońcem towar!
Słyszę też, że na odchodnym prezes NFZ Andrzej Sośnierz uruchomił procedurę, której finałem ma być przetarg na skomputeryzowany Rejestr Usług Medycznych. Znajdą się też w nim informacje, jakie leki przepisywano pacjentom. Będzie to kosztowało 500 mln zł? Może miliard?
Ale nie jestem pewien, czy to wystarczy. Wiedzy, uczciwości zawodowej i troski o dobro pacjenta nie zastąpi najlepszy komputer. A na razie czekam na kolejną aferę na styku świata polityki i biznesu medycznego... By ktoś się z kimś "spotkał"!
Marek Czarkowski