Jak chcieli się pozbyć Polaków z Niemiec...
19 maja 1945 roku wkrótce po zakończeniu II wojny światowej z niemieckich miejscowości położonych w powiecie Emsland niedaleko granicy z Holandią wywieziono niemieckich mieszkańców, żeby wprowadzić tam Polaków, dotychczas więźniów obozów koncentracyjnych, oflagów, stalagów i robotników przymusowych. Miasteczko Haren stało się na trzy lata polską enklawą i zyskało nazwę Maczków.
19.05.2011 | aktual.: 19.05.2011 11:02
Tuż po zakończeniu wojny na terenie Niemiec znajdowało się aż 7 mln byłych jeńców wojennych i robotników przymusowych różnych narodowości; w tym około 1,5 mln Polaków. Alianci nazwali ich wszystkich Displaced Persons, czyli w skrócie dipisami – tymi, którzy w wyniku wojny znaleźli się poza swoim państwem i chcą albo wrócić do kraju albo znaleźć nową ojczyznę, a żeby to zrealizować, potrzebują pomocy. Część dipisów, głównie z Europy Zachodniej, dość szybko powróciła do siebie, ale wielu – w tym tysiące Polaków – pozostało na terenie byłej Rzeszy na dłużej.
Zorganizowanie powrotu do ojczyzn takiej masie ludzi zajęło aliantom sporo czasu. Uznano, że najlepszym miejscem tymczasowego pobytu dipisów – jakkolwiek źle to brzmi – będą dawne obozy karne, w których pozostawali jako więźniowie. I tak na przykład Polki z Armii Krajowej więzione w obozie w Oberlangen zostały tam jeszcze jakiś czas po wyzwoleniu. Znaczące były słowa dowódcy 1. Polskiej Dywizji Pancernej generała Maczka: "Chociaż 12 dni temu polscy oficerowie zostali wyzwoleni z obozu Sandbostel przez oddziały alianckie, ich warunki życia się nie zmieniły. Zmieniły się tylko straże". Powszechne oburzenie wywołał artykuł w londyńskim "Timesie" z 1 maja 1945 roku o strasznych warunkach, w jakich wciąż mieszkają ofiary pokonanych dopiero co Niemców.
W związku z tym zapadły nowe decyzje. Wspomina Jerzy Józef Ostoja-Koźniewski z 1. Dywizji Pancernej: W pewnym momencie mój komendant powiedział: 'Mamy około trzech tysięcy Polaków z koncentracyjnych obozów. Trzeba ich stamtąd wywieźć. Dam panu oficera i dwóch żandarmów. Niech pan coś zrobi Znaleźliśmy miejscowość [Haren] blisko holenderskiej granicy i daliśmy Niemcom godzinę czasu na ewakuację. Wyprowadziliśmy pięć tysięcy Niemców, a w ich domach zamieszkali Polacy. Tak powstał Maczków. Niemcy mnie wtedy nazwali Polnische Gestapo, bo wszystkich z Haren wyrzuciliśmy.
Haren leżało na terenie Emslandu, zajętym przez oddziały polskie i kanadyjskie w kwietniu 1945 roku. Wkrótce wojska polskie – 1. Dywizja Pancerna i 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa przejęły tu funkcję wojsk okupacyjnych i pomagały brytyjskim zarządom wojskowym. Obecność polskiego wojska przyciągała dipisów z innych regionów, których latem 1945 roku było tu około 40 tys. 2 Korpus Kanadyjski postanowił zorganizować w Emslandzie polską enklawę, do której przyjechaliby wszyscy polscy dipisi.
Ludność niemiecką ewakuowano nie tylko z Haren, lecz także z innych osiedli i miejscowości, ale to właśnie Haren, przemianowane najpierw na Lwów, a potem na Maczków, stało się symbolem tamtego okresu. 24 czerwca 1945 roku odbyła się symboliczna ceremonia chrztu nowego polskiego miasta, którego ojcem chrzestnym został gen. Maczek.
W Maczkowie działała polska administracja, zmieniono nazwy ulic na polskie (np. Akademicka, Kopernika, Legionów, Łyczakowska), a dawni mieszkańcy nie mieli prawa wstępu do miasta. Polacy po doświadczeniach wojennych odnajdowali tu normalność. Już w czerwcu 1945 roku w ciągu zaledwie jednego dnia 82 pary zawarły związki małżeńskie, a w ciągu trzech lat urodziło się tu prawie 500 dzieci. Mieszkańcy Maczkowa wybierali radę miejską, a ta mianowała kierownika obozu. Była tu policja, straż pożarna, szpital, parafia, ukazywały się gazety np. "Biuletyn" czy "Defilada", kwitło życie kulturalne – działały kino, biblioteka, świetlica, w której można było poczytać najnowszą prasę i posłuchać radia, były grupy muzyczne i teatralne, m.in. "Kukiełki maczkowskie", a dansing trzy razy w tygodniu. Od czasu do czasu przyjeżdżali do Maczkowa artyści z zewnątrz, np. w lipcu 1945 roku zagrał wirtuoz skrzypiec Yehudi Menuhin.
W Maczkowie działały dwie szkoły podstawowe i gimnazjum, w których nauczyciele – najczęściej byli więźniowie obozów koncentracyjnych – uczyli polskiego, matematyki, historii, geografii, chemii, religii i języków obcych. W miasteczku był nawet "uniwersytet" – dipisom zależało na powrocie do normalnego życia, kontynuowaniu nauki brutalnie przerwanej przez wojnę i zdobyciu zawodu (w Maczkowie działało 17 warsztatów rzemieślniczych). W ogóle cały region Emslandu był ośrodkiem polskiego szkolnictwa w Niemczech – były tu aż 23 szkoły. "Zostałem oficjalnie odkomenderowany do Maczkowa. Tam była cała bursa, w której żołnierze 1. Dywizji Pancernej mieli się uczyć. Osiemdziesiąt procent w bursie, to byli wszystko akowcy. Tam właśnie, w Maczkowie zrobiłem maturę. Życie było bardzo przyjemne" – wspominał były powstaniec warszawski Aleksander Menhard.
W międzyczasie alianci w związku z porozumieniem ze Związkiem Radzieckim i nową sytuacją polityczną zmienili zdanie co do polskiej enklawy na terenie Niemiec. Starali się utrudnić powstawanie silnej polskiej administracji i nakłonić jak największą liczbę Polaków do powrotu do ojczyzny. Nie wszyscy chcieli jednak wracać do Polski.
Dla opornych, dyrektor generalny UNRRA (ONZ ds. Pomocy i Odbudowy) wymyślił w 1946 roku "Operację marchewka" zgodnie z którą każdy z polskich dipisów, który opuści Niemcy do końca roku otrzyma paczkę z żywnością na 60 dni. Zawartość paczki wystawiono w różnych miejscowościach zamieszkanych przez Polaków, w tym w Maczkowie, zaś pracownicy UNRRA prezentowali, jakie potrawy można przyrządzić z 60 składników. Maczków zanikał wraz z ewakuacją 20 tys. polskich żołnierzy, która trwała od marca do października 1947 roku. Ostatnie trzydzieści dwie polskie rodziny opuściły Haren 10 września 1948 roku.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski