Jacek Żakowski: Jak wygrać z Dudą?
- Ani Andrzej Duda ani Bronisław Komorowski nie mają w tej kampanii niczego nowego do powiedzenia czy zaproponowania. Pierwszy jest młodszą wersją Jarosława Kaczyńskiego sprzed pięciu lat. Drugi jest sobą – pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jacek Żakowski. Dziennikarz wyjaśnia, dlaczego te zabiegi i gesty wobec wyborców niewiele zmienią oraz wylicza, w jaki sposób Komorowski może znokautować Dudę.
21.05.2015 | aktual.: 25.07.2016 14:38
Stara zasada strategów amerykańskich kampanii wyborczych mówi, że "wyborów prezydenckich się nie wygrywa, wybory prezydenckie się przegrywa". Sens jest taki, że liczą się słabości przeciwnika, a nie własne mocne strony. A właściwie liczy się to, jak skutecznie uda się, wyolbrzymiając słabości przeciwnika, zniechęcić do niego niezdecydowanych i zmobilizować własny elektorat.
Czytaj też: Paweł Lisicki o tym, jak wygrać z Komorowskim
W tegorocznej kampanii reguła przegranych wyborów jest aktualna, jak nigdy wcześniej w Polsce. Obaj kandydaci są przecież wszystkim doskonale znani. Komorowski - osobiście, bo od lat pełni ważne państwowe urzędy. Duda pośrednio - jako kandydat PiS. Żaden z nich nie ma niczego nowego do powiedzenia ani do zaproponowania. Duda jest młodszą wersją ugrzecznionego i uspokojonego Jarosława Kaczyńskiego sprzed pięciu lat. A Komorowski jest sobą. Obaj się trochę sprężają, starają się robić wrażenie sprawniejszych, sympatyczniejszych, bardziej otwartych i społecznie wrażliwych, niż wcześniej. Ale choćby nie wiem jak się starali, własnego wizerunku, a zwłaszcza wizerunku swojego środowiska, żaden z nich w kampanii wyborczej nie przeskoczy. Może go najwyżej rozmiękczyć.
Duda rozmiękcza swój PiS-owski wizerunek chowając na czas kampanii Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobrę, a nawet samego prezesa Kaczyńskiego. Komorowski robi kolejne kroki w stronę rozmiękczenia neoliberalnego wizerunku swojego środowiska, oferując nowe gesty wobec młodych i demonstrując, że potrafi słuchać lepiej, niż się zdawało. Nie sądzę, by te zabiegi miały duże znaczenie.
Tegoroczna druga tura wyborów prezydenckich przypomina walkę bokserską. Nawet telewizje weszły w tę konwencję, pokazując kandydatów idących na ring przez tłum kibiców w otoczeniu sztabów. Tylko ważenia zabrakło. Szkoda, bo Komorowski to jednak zawodnik wagi ciężkiej, potężnie umięśniony wiedzą i doświadczeniem, mający za sobą sporo wygranych walk, odporny na ciosy, pewny siebie. A Duda to waga pół-średnia - trochę potrenował, żadnej poważnej walki nigdy nie stoczył, ale na treningach i podczas ustawek, ćwicząc ze starszymi kolegami, parę razy zaplątał się w liny i nabił sobie parę przykrych guzów.
Recepta na pokonanie Dudy przez Komorowskiego wydaje się więc prosta.
Po pierwsze prawe proste, czyli powtarzanie i wykazywanie na wszelkie możliwe sposoby, że Duda jest słupem Macierewicza, Ziobry, Kaczyńskiego, księdza Oko, Ojca Dyrektora, SKOK-ów itd. Każdy taki prosty może powalić przeciwnika na deski. Zwłaszcza, że garda Dudy przeciw tym prostym jest słaba. Nie może się przed nimi skutecznie obronić. Od żadnej z tych emblematycznych postaci nie może się przecież odciąć bez ryzyka, że wypadnie za burtę własnego środowiska. A w razie przegranej będzie chciał tam wrócić. Macierewicz, Ziobro, Kaczyński, Oko, Rydzyk oczywiście mają zwolenników, ale nie aż tylu, by wygrać nimi wybory prezydenckie. Natomiast ich przeciwników z powodzeniem wystarczy, by przegrać.
Po drugie, prawe sierpy w drugą słabość Dudy. Chodzi o jego płytkie przygotowanie merytoryczne, czyli małą odporność na ciosy ściśle kompetencyjne. Sądząc np. po sprawie grafenu (Duda ogłosił go polskim wynalazkiem, choć jest to nagrodzone Noblem dzieło rosyjsko-brytyjskich uczonych), kandydat PiS czyta w gazetach głównie tytuły i lidy. Coś wie o wielu sprawach, ale jest to wiedza o twitterowej głębi. Łatwo go wyhaczyć pytając o konkrety, kiedy mówi swoje słynne "trzeba", "należy", "musi". Wiedza Komorowskiego jest bez porównania większa, co pokazała już pierwsza debata. Kieszonkowe testy z erudycji są dla Dudy groźne. Też mogą być nokautujące, ale przede wszystkim mogą posłać go na liny, w których się zaplącze przekraczając granicę śmieszności. Lub przynajmniej na dłuższą chwilę obezwładnić – przykładem zarzut blokowania etatu w pierwszej debacie.
Po trzecie, jak w każdym bokserskim pojedynku, ważne są ogólnie osłabiające rywala sierpy i haki w korpus. W przypadku Dudy chodzi głównie o jego osobowościowe słabości. Niedojrzałość i niesamodzielność emocjonalną objawiające się na przykład infantylnym powoływaniem się na mamę, tatę i ich kolegów z pracy, gdy chodzi o niezwykle poważne sprawy przyszłości górnictwa. To bardzo dobre argumenty w debacie tramwajowej lub kolejkowej, ale w ustach potencjalnej głowy państwa? A poza tym stosowane przez Dudę frazy typu "moja mama mówi" podprogowo potwierdzają jego niesamodzielność. Czyli umacniają obawy, że prezydent będzie sterowany przez PiS-owskie demony.
Po czwarte, zwarcia i walka w półdystansie z szybką wymianą ciosów. Duda źle się w takiej sytuacji czuje, bo nie jest specjalnie błyskotliwy, ma słabszy refleks i przyjął postawę połowicznego ukłonu. Głowa nisko, częściowy skłon, nogi raczej z tyłu, środek ciężkości nisko i przeniesiony do przodu. Łatwo może się potknąć i wywinąć orła. Każdą wypowiedź zaczyna frazą "Panie Prezydencie". To jest eleganckie, ale ogranicza retorykę o silniejszej ekspresji. Nawet brutalne ciosy słabną po takim wstępie. Komorowski musi jednak uważać, żeby nie robić wrażenia aroganta, pyszałka, przemądrzalca. Rewolta jest spowodowana m.in. arogancją władzy. Prezydentowi nie wolno zrobić nic, co by go w tę bajkę mocniej wpisało.
Po piąte, ogólne wrażenie. Zawodnicy muszą nieustannie pamiętać, że walka zostanie rozstrzygnięta na punkty. Nokaut już w grę nie wchodzi. Zadecydują sędziowie. Trzeba ich przekonać, że "mistrz jest jeden". Czyli, że prezydent "wie", "potrafi", pewnie porusza się w swojej roli, co różni go od żółtodzioba, który może da radę, a może nie. W niepewnych czasach, pewność lidera jest cenna. Dla wyborców może mieć decydujące znaczenie. W tej walce noty za styl i zwłaszcza za pewne lądowania, mogą mieć decydujące znaczenie.
To przykre, że polska demokracja doszła do takiego stanu, w którym chwyty i ciosy mają dużo większe znaczenie, niż meritum. Bardzo wiele osób jest tym rozczarowanych. Zwłaszcza wśród wyborców lub potencjalnych wyborców Prezydenta. Jeśli Bronisław Komorowski pokaże, że też go to frustruje i że przeciwstawia się polityce konfetti, baloników i żądań/obietnic bez pokrycia, jeśli przekona widów, że to właśnie on może zapewnić rozumność i tę degrengoladę polityki zatrzymać, a Duda ją pogłębi, ma szansę skutecznie sięgnąć do wielkiego rezerwuaru głosów, jaki stworzyła ponad pięćdziesięcioprocentowa absencja w pierwszej turze. Tu, a nie w rywalizacji o nieznany elektorat Kukiza i jego niejasne oczekiwania, jest jego jedyna szansa.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski