Jacek Pałkiewicz dla WP: Jaruzelski, w ostatnich godzinach życia, zmagał się ze świadomością żałowania za grzechy i okazania skruchy w obliczu Sądu Ostatecznego (cz.2)
- Generał Wojciech Jaruzelski, w ostatnich godzinach życia, zmagał się ze świadomością żałowania za grzechy i okazania skruchy w obliczu Sądu Ostatecznego (...) Nie zapomnę nigdy sceny, kiedy lojalny komunista, umierający człowiek o bladej, zapadłej twarzy z kilkudniowym zarostem, walczy ze sobą, aby zaprzeczyć własnym poglądom i wartościom, żeby wyrzec się swoich przekonań. Myśl nawrócenia wiązała się cały czas z uznaniem się za pokonanego, z klęską intelektualną (...) Mam prawo sądzić, że po naszej rozmowie, w obliczu śmierci, generał Jaruzelski odnalazł pokój, wyrzekł się swoich przekonań i pojednał się z Bogiem - mówi WP o ostatniej rozmowie i nawróceniu generała Wojciecha Jaruzelskiego Jacek Pałkiewicz.
WP: Przyznał pan, że w kontekście podróży zaczyna zmieniać nurt. Czy oznacza to, że nie zobaczymy już Jacka Pałkiewicza w ekstremalnych miejscach?
- Nie zamykam sobie do końca furtki związanej z wyjazdem w takie miejsca. Chodzi mi raczej o sposób w jaki w nie dotrę. Nie będzie to już wielbłąd czy czółno indiańskie, a raczej samochód lub łódź motorowa.
WP: Wiem, że nie lubi pan słowa "marzenie", gdyż zawsze robił, to co sobie zaplanował. Chciałem jednak spytać czy dla podróżnika z takim dorobkiem istnieją jeszcze rzeczy lub miejsca, które chciałby zrobić lub zobaczyć?
- (długie milczenie) Nie chcę pana rozczarować, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Przez całe swoje życie kierowałem się zasadą, że jak chcę coś zrobić, to to robię. I tak jest do dzisiaj. Od kilku tygodni zajmuję się bardzo ambitnym projektem. Organizuje wyprawę odrestaurowanym przez Chińczyków Nowym Jedwabnym Szlakiem (tzw. One Belt One Road, czyli Jeden Pas Jedna Droga), który jest największą inwestycją infrastrukturalną w historii: połączenie Azji i Europy morskimi drogami i siecią lądowych korytarzy transportowych. Polska zaangażowała się w to epokowe przedsięwzięcie, bo dobrze wpisuje się w długotrwały strategiczny plan rozwoju naszego kraju do 2030 roku. Chcę promować ideę, która daje szansę na stanie się pomostem handlowym miedzy Wschodem i Zachodem, Polska zyska na tranzycie, ale też i zwiększy eksport. Na trasie 10 tys. kilometrów będziemy promować Polskę. W nawiązaniu do obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, latem br. planuję również pojechać szlakiem Brygady Syberyjskiej.
Zamierzam przypomnieć i uczcić zapomniane losy Polaków-Sybiraków walczących z bolszewikami. Tam również chcemy być ambasadorami naszego kraju.
WP: Nie obawia się pan podejmowania tematów Rosji w obecnej sytuacji geopolitycznej?
- Absolutnie nie, gdyż czuję się po trosze ambasadorem dążącym do ocieplenia i poprawy stosunków z naszym rosyjskim sąsiadem. Wszyscy jesteśmy Słowianami i powinniśmy rozmawiać. Wojenki, które są toczone na politycznym świeczniku, nie muszą przekładać się na relacje pomiędzy zwykłymi ludźmi. Zresztą podobne inicjatywy organizuję już od kilku lat i są one bardzo ciepło odbierane przez Polaków, jak i Rosjan.
WP: Zawsze znajdą się jednak osoby, którym takie działania nie przypadną do gustu. W przeszłości rozważał pan przecież zrzeczenie się polskiego obywatelstwa z powodu nieprzyznania Orderu Odrodzenia Polski. Wpływ na odrzucenie wniosku miały natomiast informacje o tym, że szkolił pan sowiecki Specnaz.
- Zawsze znajdą się osoby, które będą narzekać. To są mali ludzie, którzy mieli swoje polityczne pięć minut, a teraz słuch o nich zaginął. Jeżeli chodzi o szkolenia, to mówiono o radzieckim Specnazie, w momencie gdy ZSRR już nie istniał. To pokazuje jak absurdalne były to zarzuty. Poza tym to minister Zbigniew Siemiątkowski uzgadniał wówczas zakres tych szkoleń i w tym sensie były wykonywane dla polskiego rządu. Uczestniczyły w nich też inne kraje NATO. Wracając do zrzeczenia się przeze mnie obywatelstwa, to było w tym trochę dziennikarskich naciągnięć. W międzyczasie zadbałem o polskie dziedzictwo narodowe za Uralem, organizując wyprawę "Szlakiem polskich badaczy Syberii", przypominającą o naszych chlubnych kartach w dziejach badawczo-odkrywczych. Mało bowiem poczyniono starań, aby burzliwe losy rzeszy zesłańców politycznych, którzy tworzyli historię polski i Rosji i którzy bez reszty oddali przybranej ojczyźnie serca i umysły, znalazły zasłużone miejsce w naszym kraju. Zaangażowałem się także w promocji
Jezior mazurskich w światowym plebiscycie "7 Nowych Cudów Natury", gdzie Kraina Wielkich Jezior w globalnej konfrontacji znalazła się w drugiej siódemce unikatowych klejnotów, prześcigając takie turystyczne perły jak Malediwy, Galapagos czy Wielki Kanion Kolorado. Ostatecznie w 2014 roku z rąk Bronisława Komorowskiego otrzymałem Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski, za rozsławianie imienia Polski w świecie. Także minister spraw zagranicznych, "w dowód uznania za istotne osiągnięcia promujące na różnych płaszczyznach pozycję naszego kraju na świecie", przyznał mi odznaczenie Bene Merito (Dobrej Zasługi). Niespodzianką dla mnie było nagrodzenie przez Benedykta XVI krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice (Dla Kościoła i Papieża) za "wybitny dorobek w promocji człowieka i zaangażowanie w pracę charytatywną oraz edukacyjno-wychowawczą".
WP: W ostatnich tygodniach Polska żyła tematem teczek, które gromadziła dawna bezpieka. W tym kontekście co i rusz wypływają kolejne znane nazwiska. Jak pan odebrał całą tę debatę i oskarżenia, jakie w niej padały?
- W tej kwestii mam jasne stanowisko i nie boję się tego mówić głośno – z ludzi, którzy zajmowali nieco wyższe stanowiska, każdy musiał podpisać jakieś tam zobowiązanie. Ważne jest czy robiąc to przyczynił się do czyjejś krzywdy, czy nie. Jeżeli nie, to należałoby te sprawy już dawno odpuścić, natomiast zabrać się za ludzi, którzy tworzyli ten cały system i upodlali naród. Ich powinno pozbawić się wysokich emerytur oraz generalskich stopni.
WP: Najgłośniejsze sprawy z ostatnich tygodni to przypadek Lecha Wałęsy oraz Jerzego Zelnika. Pierwszy z nich w dość zawiły sposób utrzymuje, że nic nie podpisał, natomiast drugi otwarcie mówi, że zamierza rozliczyć się ze swoją przeszłością.
- Gdyby ludzie mieli świadomość, że wszyscy coś tam podpisywali, to nie byłoby tego całego napięcia. Ono jest trochę fałszywe. Lecha Wałęsę znam osobiście i wiele razy radziłem mu, by nie odpowiadał swoim adwersarzom na ataki. On jednak tak nie potrafi, taki ma charakter. Uważam, że niepotrzebnie kluczy w tej sprawie i sam się już w tym plącze. Gdyby uderzył się w pierś i powiedział „mea culpa”, to ludzie by mu przebaczyli. Teraz jest już na to trochę za późno. Ja jestem człowiekiem, który potrafi rozmawiać z oboma stronami tej barykady. Najlepiej świadczy o tym fakt, że byłem ostatnią osobą, która rozmawiała z generałem Wojciechem Jaruzelskim przed jego śmiercią, a przecież on w przeszłości mocno utrudniał mi życie. Po tej rozmowie w Episkopacie niektórzy mówią, że Jacek Pałkiewicz zasłużył na prostą drogę do nieba, bo nawrócił Jaruzelskiego.
WP: I mają rację, nawrócił pan Jaruzelskiego?
- Tak. Gdy przyjechałem do szpitala na Szaserów, zastałem zniedołężniałego starca bez autonomii, podłączonego do kroplówki i cewnika, który wąskimi, ściągniętymi cierpieniem ustami wyszeptał przytłumionym głosem: „pan jest patriotą, a ja umieram”. Patriotą, bo uzyskałem zgodę gubernatora Kamczatki na zawieszenie w centrum miasta tablicy pamiątkowej Benedykta Dybowskiego. Starałem się oczywiście tłumaczyć mu, że jeszcze nie umrze, ale on czuł, że zbliża się jego czas. Zaczęliśmy rozmawiać o śmierci i wierze w Boga. Trwało to 1,5 godziny. Przytoczyłem słowa Churchilla, który napisał w swoim pamiętniku, że w okopach nie ma ateistów i spytałem czy czasem spogląda gdzieś w niebo. Generał przyznał, że patrzy i to nawet często. Mówił, że nieraz zazdrościł ludziom wierzącym moralnej przystani, komfortu emocjonalnego. Był ochrzczony, wychowywał się w atmosferze chrześcijańskiej, przed wojną uczęszczał do gimnazjum prowadzonego przez księży Marianów na warszawskich Bielanach. Potem jego ateistyczny światopogląd
ukształtował się na zsyłce w Syberii, w czasie zawieruchy wojennej. I takimi małymi kroczkami szliśmy do przodu. Ja z kolei opowiadałem o moich sytuacjach "na krawędzi", podczas których wiara była dla mnie oparciem i wzmocnieniem, ekwipunkiem ratunkowym rozbitka pozwalającym utrzymać się na powierzchni wody. To nie ja odkryłem, że religia należy do potężnych narzędzi przetrwania, pomaga w pokonywaniu krańcowych warunków, uskrzydla i dodaje otuchy. Doświadczałem tego osobiście, tak w dżungli Nowej Gwinei, na pustyni Taklamakan, czy podczas samotnego rejsu przez Atlantyku. Owa samotna żegluga była wędrówką w głąb siebie, stała się źródłem refleksji dotyczących ludzkiego losu, jego przemijania, kruchości, nicości. Na środku oceanu nie brakowało refleksji przybliżających do Absolutu. Uświadamiałem sobie moją nicość w obliczu potęgi żywiołu, kruchość i marność życia. Od czasu do czasu zapadała niczym niezmącona cisza i bezczasowość. Podczas naszej rozmowy duże wrażenie zrobił na nim przykład Michaiła Gorbaczowa,
który kilka lat wcześniej klęczał w Asyżu przed obrazem św. Franciszka. Finał był taki, że generał Wojciech Jaruzelski jeszcze przed śmiercią przyjął sakrament.
WP: Czy podczas tej rozmowy generał Jaruzelski mówił o swoich winach? Żałował za grzechy?
- Ta ostatnia rozmowa na łożu śmierci, w skromnym pokoiku, tylko z nazwy określanym VIP, bo nie mającym niczego wspólnego z komfortem, była bardzo głęboka. To był dla mnie duży ciężar do udźwignięcia, prawie spowiedź. Generał, w ostatnich godzinach życia, zmagał się ze świadomością żałowania za grzechy i okazania skruchy w obliczu Sądu Ostatecznego. Nie wiem, jak nazwać nasze relacje, różnie komentowane przez moich przyjaciół i znajomych. Czy nie sprzyjają one dwuznaczności i rozchwianiu moralnych ocen. Dla mnie człowiek odchodzący jest rzeczywistością świętą i w takiej chwili tego rodzaju pytania schodzą na dalszy plan.
Nie zapomnę nigdy sceny, kiedy lojalny komunista, umierający człowiek o bladej, zapadłej twarzy z kilkudniowym zarostem, walczy ze sobą, aby zaprzeczyć własnym poglądom i wartościom, żeby wyrzec się swoich przekonań. Myśl nawrócenia wiązała się cały czas z uznaniem się za pokonanego, z klęską intelektualną̨. To nie były tylko wyrzuty sumienia, chwila słabości i zachwianie niezłomnego
charakteru, ale też obawa, że ktoś będzie mógł mu zarzucić tchórzostwo za to, że zatwardziały niewierny pokajał się za własne grzechy, uznał słuszność katolickiej racji i za tę zmianę poglądu religijnego straci szacunek. Mam prawo sądzić, że po naszej rozmowie, w obliczu śmierci, generał Jaruzelski odnalazł pokój, wyrzekł się swoich przekonań i pojednał się z Bogiem.