J. Kaczyński: aparat państwowy nęka "Gazetę Polską"
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zarzucił prokuraturze i służbom specjalnym, że nękają członków redakcji tygodnika "Gazeta Polska". Rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak zwrócił się z prośbą do ministra sprawiedliwości o wyjaśnienie sprawy.
19.11.2009 | aktual.: 19.11.2009 18:28
- "Gazeta Polska" jest od dłuższego czasu pod ostrym naciskiem aparatu państwowego: służb, ABW i prokuratury - ocenił J. Kaczyński. Wyjaśnił, że prokuratura interesuje się kolegiami redakcyjnymi, a w trakcie przesłuchań dziennikarzy "padają pytania o związki intymne".
- Gazeta niemieszcząca się w głównym nurcie polskich mediów, gazeta, który ma bardzo krytyczny stosunek nie tylko do obecnego rządu, ale i do całego kształtu naszej rzeczywistości, jest dzisiaj sekowana poprzez te części aparatu państwowego, których zadania są całkowicie inne. One mają chronić obywateli, interesy państwa, naszą wolność, a w tym momencie tej wolności się przeciwstawiają - podkreślił.
Prezes PiS powiedział też, że poglądy "Gazety Polskiej" nie podobają się ludziom, którzy obecnie rządzą i tym, którzy mają wpływ na kształt życia Polaków, "bo dysponują pozapolitycznymi elementami siły".
Błaszczak w swojej interpelacji pyta ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego m.in. czy działania prokuratury i służb to próba zastraszania dziennikarzy, którzy krytykują rząd.
Rzecznik klubu PiS opisuje trzy śledztwa dotycząca dziennikarzy tygodnika, jakie prowadzi prokuratura. Chodzi m.in. o śledztwo, które ma wyjaśnić, czy opublikowane przez "Gazetę Polską" dokumenty IPN dotyczące rzekomej agenturalnej przeszłości abp. Stanisława Wielgusa, właściciela "Polsatu" Zygmunta Solorza oraz Pawła Pitery - męża pełnomocnik ds. walki z korupcją Julii Pitery były tajemnicą państwową.
Od maja br. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie. - Uznaliśmy, że zachodzi konieczność przesłuchania świadków, czego nie można zrobić w postępowaniu sprawdzającym oraz uzyskania dokumentacji z IPN - mówiła wtedy rzeczniczka prokuratury Renata Mazur.
Mazur powiedziała, że prokuratura nikogo nie nęka, a jedynie prowadzi czynności przewidziane prawem. Przyznała, że z racji zakresu śledztwa, w czasie przesłuchań zadawana są pytania co do prywatnych znajomości pracowników "GP" z pracownikami IPN. Dodała, że pytania o kolegia redakcyjne dotyczą tylko wątku przedmiotowego artykułu IPN.
Według artykułu Kodeksu karnego, który jest podstawą śledztwa - prowadzonego w sprawie, a nie przeciw komukolwiek - kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje stanowiące tajemnicę państwową, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Śledztwo jest na etapie końcowym - dodała Mazur.
W kwietniu br. Krzysztof Hejke, fotografik i b. dyrektor artystyczny "Gazety Polskiej", w liście do prezydenta RP napisał, że Kurtyka "przy pomocy teczek z IPN uwiódł mu żonę" - z którą się on obecnie rozwodzi. Według listu, dlatego też Kurtyka jest niegodny Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, którym nieco wcześniej odznaczył go prezydent Lech Kaczyński.
Sama Katarzyna Hejke (m.in. współautorka tekstów o współpracy abp. Wielgusa z SB) mówiła, że list to zemsta męża, który miał jakoby leczyć się psychiatrycznie. Naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz podkreślał, że wszystko, co tygodnik opublikował, było oparte na jawnych dokumentach z IPN. W styczniu 2007 r. "GP" jako pierwsza ujawniła teczkę abp. Wielgusa z IPN.
Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk mówił w maju, że nie będzie komentarza do śledztwa. Ówczesny szef kolegium IPN prof. Andrzej Paczkowski mówił mediom, że "sprawami damsko-męskimi" instytucje państwowe się nie zajmują oraz że "nie jest nigdzie powiedziane, że prezes Instytutu nie może nikomu przyprawiać rogów".
Właściciel Polsatu Zygmunt Solorz pozwał m.in. "GP" za napisanie, iż minął się z prawdą, twierdząc, że nie współpracował z SB. Solorz - który wiele razy przyznawał, że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do współpracy, ale zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło - zażądał przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na Fundację Polsat. Proces zakończył się ugodą.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie trwa zaś proces cywilny, jaki mąż Julii Pitery, Paweł, wytoczył "GP" za publikację o jego domniemanej współpracy z SB. Żąda on przeprosin i 500 tys. zł zadośćuczynienia. Pozwani chcą oddalenia pozwu, dowodząc, że opisali tylko akta IPN o Piterze - według niego uczynili to wybiórczo.