Izraelskie władze zlekceważyły ostrzeżenia. Są kolejne dowody
Potwierdzają się informacje o tym, że izraelskie władze były ostrzegane o planach Hamasu. Wszystkie te doniesienia były jednak bagatelizowane. Żołnierce, która przez rok donosiła dowództwu o dziwnych ruchach Hamasu, grożono wręcz sądem, jeśli nie przestanie "zawracać głowy tymi bzdurami" swojemu szefowi.
Żołnierki izraelskiej armii skierowane do obserwacji granicy ze Strefą Gazy miesiącami "wielokrotnie raportowały o dostrzeganych zmianach" w zachowaniu Hamasu - twierdzi serwis dziennika "The Jerusalem Post". Zmiany, zdaniem obserwatorek, budziły niepokój i wymagały dokładniejszego sprawdzenia, do którego jednak nigdy nie doszło.
Żołnierki - dodaje portal Times od Israel - uprzedzały, że w pobliżu granicy trwają działania nietypowe i budzące niepokój. Meldowały, że pojawiają się ludzie, których nigdy wcześniej nie widziano. Raportowały, że rolnicy, którzy pracowali dzień po dniu na polu, nagle przestają się pojawiać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Jedna z obserwatorek na początku roku przekazała dowódcom, że Hamas prowadzi ćwiczenia symulujące szturm na przygraniczne miejscowości, zdobywanie budynków i branie zakładników do niewoli.
Zdaniem żołnierek atak był nieuchronny, a największy niepokój wśród nich wywołało pojawienie się wśród nadzorujących szkolenia mężczyzny, którego dzięki bazie twarzy terrorystów zidentyfikowano jako ważnego dowódcę Hamasu.
Na meldunki obserwatorek ich przełożeni odpowiadali, że są to "wyimaginowane scenariusze". Nie zostały podjęte żadne dalsze działania sprawdzające - twierdzą obserwatorki wywiadu.
Kobiecie grożono sądem
Obserwatorka, która rozmawiała z dziennikarzami, powiedziała, że kiedy usiłowała ponownie zaalarmować starszego dowódcę, usłyszała, że jeżeli "jeszcze raz będzie zawracała mu głowę bzdurami, to zostanie postawiona przed sądem".
Serwis dziennika "Financial Times" zauważył, że ostrzeżenia żołnierek były odrzucane nie tylko dlatego, że pochodziły od żołnierzy niższych stopniem, ale i dlatego, że stały w sprzeczności z poglądami izraelskiego rządu. Rządzący politycy byli przekonani, że ich działania radykalnie ograniczyły możliwości działania Hamasu. Sądzili też, że organizacja terrorystyczna chce uniknąć wojny z państwem żydowskim, do której podobny atak musiałby doprowadzić.
Ataki Hamasu w dużej mierze przebiegły według schematu przewidzianego przez obserwatorki: zaatakowane zostały dwa konkretne kibuce, a w celu odwrócenia uwagi armii od przerwania granicy użyto rakiet. Wśród ofiar z 7 października znajdują się także żołnierki poległe w bazach. Nieznaną ich liczbę terroryści uprowadzili do Strefy Gazy.
W odpowiedzi na prośbę "FT" o komentarz armia izraelska oświadczyła, że wojsko "walczy z morderczą organizacją terrorystyczną Hamas w Strefie Gazy. Wszyscy dowódcy i żołnierze skupiają się wyłącznie na tej misji. Po zakończeniu wojny zostanie przeprowadzone szczegółowe i dogłębne dochodzenie w tej sprawie".