Izraelskie oddziały weszły do Betlejem
Izraelscy żołnierze zmierzają do Betlejem (AFP)
Oddziały izraelskie w samochodach
terenowych i transporterach opancerzonych weszły w poniedziałek
rano - po raz drugi od soboty - do Betlejem.
27.05.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Celem operacji - jak podano - jest likwidacja siatki palestyńskich zamachowców.
W mieście oraz na terenach podmiejskich - przede wszystkim w obozie palestyńskich uchodźców w Deheisze pod Betlejem - wprowadzono godzinę policyjną.
Żołnierze wjechali m.in. na Plac Żłóbka i odcięli dostęp do Bazyliki Narodzenia Pańskiego, którą oddziały izraelskie otaczały niedawno przez pięć tygodni, blokując ukrywających się w niej Palestyńczyków.
Żołnierze izraelscy przeszukali domy w kilku miejscowościach wokół Betlejem. Nie było informacji o starciach z Palestyńczykami.
Przedstawiciel armii - cytowany przez agencję Associated Press - wyjaśnił, iż operacje w Betlejem podjęto w odpowiedzi na informacje wywiadu o atakach, planowanych przez ukrywających się w tym mieście terrorystach.
W poniedziałek oddziały armii izraelskiej pozostawały również w zajętym w sobotę innym mieście Zachodniego Brzegu - Tulkarem oraz otaczały Kalkilię. W niedzielę kolumna czołgów izraelskich przeprowadziła też krótką operację w rejonie Chan Junis w Strefie Gazy - na miejscu zginął zastrzelony przez żołnierzy 18-letni Palestyńczyk. Najazd stanowił odpowiedź na palestyński moździerzowy ostrzał jednego z żydowskich osiedli w rejonie.
W Jerozolimie w niedzielę wieczorem minister obrony Izraela Benjamin Ben-Eliezer zapowiedział, iż najazdy izraelskie na miasta palestyńskie będą kontynuowane. Tego rodzaju operacje mają stanowić odpowiedź na samobójcze ataki palestyńskie.
Minister twierdził też, że armia izraelska średnio co dziesięć godzin przechwytuje palestyńskiego samobójcę, zamierzającego dokonać aktu terrorystycznego na terytorium Izraela.
Ben-Eliezer poinformował, że w najbliższych dniach wojsko zamierza poważnie zaktywizować swoje działania na terenach palestyńskich. Nie oznacza to jednak - zastrzegł - drugiego etapu operacji "Mur obronny", a jedynie uniemożliwianie aktów terrorystycznych.
W toku niedzielnych akcji Izraelczycy zatrzymali w miastach Zachodniego Brzegu kilkudziesięciu Palestyńczyków, podejrzanych o przygotowywanie antyizraelskich akcji.
Oceniając sytuację na Bliskim Wschodzie, prezydent Stanów Zjednoczonych George W.Bush oświadczył w niedzielę w Petersburgu, iż winę za wzrost napięć na miejscu ponosi przywódca Autonomii Jaser Arafat.
Bush podkreślił, iż Arafat nie spełnił oczekiwań świata a także własnego narodu. Arafat miał szansę doprowadzenia do pokoju, jednakże jej nie wykorzystał, mimo usilnych działań prezydenta Billa Clintona. Także miał szansę podjęcia walki z terroryzmem - tego również nie uczynił - powiedział Bush. (and)