"Istnienie Ukrainy nie jest niezbędne". Szef gabinetu Waszczykowskiego "puszcza oko do Kremla"?
- Polska bez Ukrainy sobie znakomicie poradzi - powiedział Jan Parys, bliski współpracownik Witolda Waszczykowskiego podczas wykładu dotyczącego polityki wschodniej. Jego słowa przytaczają ma Twitterze politycy i dziennikarze. "Puszcza oko do Kremla" - komentuje oburzony Tomasz Lis.
09.12.2017 | aktual.: 09.12.2017 21:33
Nie milknie dyskusja, jaką wywołały słowa Jana Parysa, szefa gabinetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W trakcie spotkania w Klubie Ronina Parys omawiał politykę wschodnią naszego kraju. Znaczna część jego wypowiedzi dotyczyła Ukrainy. - Polska jest piątym krajem w Unii Europejskiej po odejściu Wielkiej Brytanii, Polska jest w NATO i jest głównym krajem flanki wschodniej. Będzie istnieć niezależnie od tego, co się dzieje na Ukrainie. Czy tam sytuacja jest lepsza, czy gorsza - mówił.
Podkreślał też, że "to Ukraina potrzebuje Polski", bo "Polska bez Ukrainy sobie znakomicie poradzi". I zaznaczył, że "istnienie Ukrainy nie jest niezbędnym warunkiem istnienia wolnej Polski". Jego słowa nie pozostały bez echa. Zwrócili na nie uwagę polityczni komentatorzy i sami politycy. Dziennikarka Edyta Żemła uznała te wypowiedzi za "skandaliczne". Tomasz Lis stwierdził, że Parys "puszcza oko do Kremla". Były olimpijczyk, Witold Plutecki pisze natomiast na swoim profilu, że szef gabinetu Waszczykowskiego "przyczynia się do upadku polityki zagranicznej Polski".
Jak się jednak okazuje, słowa Parysa budzą nie tylko sprzeciw. Z jego wypowiedzią zgodził się... Leszek Miller. Napisał: "powiedział co należy. Doktryna Giedroycia to anachronizm".
Walka o "historyczną prawdę"
W ostatnich miesiącach stosunki polsko-ukraińskie są bardzo napięte - to kolejna przyczyna, która sprawia, że słowa Jana Parysa wywołały taką dyskusję. Do podgrzania atmosfery na linii Polska-Ukraina przyczynił się między innymi sam minister Witold Waszczykowski, który w listopadzie stwierdził, że prawda historyczna dotycząca Ukrainy powinna zostać skorygowana. Chodzi o zbrodnie, których UPA dokonało na Polakach mieszkających na Wołyniu po II Wojnie Światowej.
Polski rząd chce o owych zbrodniach przypominać, a także odseparować od Polski wszystkich, którzy pochwalają działających w tamtym okresie członków UPA. Ten nacisk na przypominanie "rzezi wołyńskiej" widać też w przekazie TVP, gdzie w "Wiadomościach" regularnie pojawiają się materiały dotyczące tego tematu.