Islamiści kontra futbol. Ekstremiści z całego świata zakazują piłki nożnej i wymierzają ataki w jej fanów
• ISIS bierze na celownik futbol. Ofiarami ataków padają fani piłki
• Stadiony i puby z sympatykami są łatwym celem i zapewniają rozgłos
• Stoi za nimi też ideologia. Ekstremiści uznają futbol za wymysł Zachodu
• W niektórych regionach zakazane jest uprawianie i oglądania tego sportu
• Państwo Islamskie na Bliskim Wschodzie, Al-Szabab w Somalii, Boko Haram w Nigerii czy talibowie w Afganistanie - wszyscy mają na koncie ataki wymierzone w futbol
Robili to od lat. Jedni byli młodzi, z wąsem ledwo rysującym się pod nosem, inni mieli już pokaźne brzuchy i po cztery dekady na karku. Spotykali się wieczorami, siadali przed telewizorami - kiedyś kanciastymi pudłami, później chińskimi plazmami - i zapominali o całym świecie. Nic nie miało znaczenia: ani rodzina, ani rachunki, ani nawet wojna. Przez te dwie godziny liczyło się tylko jedno: miłość do piłki. A przede wszystkim - do jednej drużyny.
Baakuba leży około 50 km na północny-wschód od Bagdadu. Wieczorem 28 maja kilkudziesięciu członków tamtejszego fanklubu Realu Madryt zgromadziło się w zaprzyjaźnionej świetlicy, by obejrzeć długo wyczekiwany finał Ligi Mistrzów między ich idolami a Atletico. Gdy kończyła się druga połowa dogrywki, do lokalu baru wbiegło czterech uzbrojonych mężczyzn. Bez ostrzeżenia otworzyli ogień. Zabili osiem osób i ranili dwanaście. Po chwili uciekli. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie.
Masakra w Baakubie nie była odosobnionym wydarzeniem. Zaledwie dzień później w oddalonej o 30 km Mokdadiji terrorysta-samobójca wysadził się w kawiarni wypełnionej fanami, którzy świętowali triumf "Królewskich". Wybuch pozbawił życia siedem osób, a 22 posłał do szpitala. Tragedii nie udało się zapobiec, mimo że służby bezpieczeństwa posiadały zdjęcie przyszłego zamachowcy - o morderczych planach fanatyka doniosła im jego matka.
Dwa tygodnie wcześniej w innym irackim mieście islamiści zastrzelili kilkunastu mężczyzn, którzy oglądali archiwalny mecz Realu w jednej z kafejek. Pod koniec marca nastoletni terrorysta detonował się z kolei w czasie młodzieżowego turnieju piłkarskiego w podbagdadzkiej Iskandariji. W zamachu zginęło ponad 40 osób, a przeszło 100 odniosło poważne obrażenia. Również i tę zbrodnię wzięło na siebie Daesz.
Ale chociaż Państwo Islamskie jest wyjątkowo brutalne w swej antyfutbolowej krucjacie, podobną wojnę wypowiadali już wcześniej ekstremiści z wielu innych krajów, między innymi Afganistanu, Pakistanu, Mali, Somalii i Nigerii. Co sprawia, że z wszystkich sportów to właśnie piłka nożna prowokuje muzułmańskich radykałów do takiego okrucieństwa?
Okazja
Względy taktyczne są oczywiste. Terroryści wszelkiej maści lubują się w uderzaniu w “miękkie” cele. Zapchana wpatrzonymi w telewizor kibicami knajpka lub trybuny prowincjonalnego stadionu wpasowują się w tę kategorię idealnie: jeśli mają jakąkolwiek ochronę, to słabą, niemal zawsze gwarantują sporą liczbę ofiar, a dosięgnięcie ich nie wymaga wielkich nakładów finansowych czy miesięcy planowania.
Zamachy na pochłoniętych sportową ucztą cywilów przyciągają uwagę mediów, wywołują przerażenie i wysyłają jasny sygnał: nikt nigdy nie może czuć się całkiem bezpiecznie. Nie wzbudzają jednocześnie tak wielu rozterek wśród samych sprawców i ich zwolenników jak ataki na meczety czy szkoły.
W 2010 roku somalijscy terroryści z al-Szabab wysadzili dwa ugandyjskie puby, w których transmitowano finał piłkarskich mistrzostw świata. Liczba zabitych przekroczyła 70 osób. Choć ekstremiści tracili już wtedy popularność w ojczyźnie, zbrodnia nie wpłynęła negatywnie na ich notowania wśród rodaków - wielu Somalijczyków uważało wręcz, że był to proporcjonalny odwet za wysłanie żołnierzy do ich kraju przez władze Ugandy.
Na podobny efekt liczyli zapewne także islamiści, którzy w listopadzie zeszłego roku próbowali wejść z pasami szahida na Stade de France. Wniesienie bomby na jedną z najpilniej strzeżonych aren globu okazało się, na szczęście, znacznie trudniejsze niż podłożenie jej w afrykańskim barze.
Ale w atakach na piłkarskich kibiców nie chodzi tylko o aspekty militarne czy polityczne.
"Zachodni wymysł"
Jako pierwsi z futbolem problem zaczęli mieć wahabiccy radykałowie z Arabii Saudyjskiej. W latach 90. kilkoro ultrakonserwatywnych imamów wygłosiło fatwy, w których określili piłkę nożną jako “nieislamską”. Najpopularniejszy sport świata, ich zdaniem, odciągał ludzi od modlitwy, nakłaniał do wydawania pieniędzy na zakłady oraz prowokował do przeklinania i innych “haniebnych” zachowań. Nie bez znaczenia był też fakt, że gros piłkarskich gwiazd, których plakaty młodzi Arabowie ochoczo wieszali na ścianach, pochodziła z bezbożnego Zachodu.
Oburzenie radykalnych duchownych nie wystarczyło, by rządzący krajem Saudowie zdecydowali się na delegalizację futbolu - w rzeczywistości Arabia Saudyjska posiada do dzisiaj cztery prężne ligi piłkarskie, pięć stadionów na ponad 60 tysięcy krzesełek, a wielu członków rodziny królewskiej jest zagorzałymi kibicami. Nie znaczy to jednak, że argumenty gniewnym imamów nie znalazły posłuchu gdzie indziej.
Gdy talibowie przejęli kontrolę nad dużą częścią Afganistanu, prawie natychmiast obrócili się przeciwko sportowi. Chociaż pierwszą afgańską kadrę piłkarską sformowano już w 1922 roku, narzucone przez islamistów prawo szariatu surowo zabraniało zarówno uprawiania, jak i oglądania futbolu. Zakaz poluzowano dopiero na przełomie wieków, kiedy to nieuznawany rząd w Kabulu próbował uzyskać pomoc finansową od społeczności międzynarodowej.
Odwilż była w rzeczywistości tylko pozorna. Boleśnie przekonała się o tym drużyna z pakistańskiego Chaman, która w lipcu 2000 roku przyjechała zagrać kilka towarzyskich spotkań w Kandaharze - talibowie aresztowali jej zawodników, ogolili im głowy, a następnie deportowali ich za południową granicę. Powodem miało być to, że Pakistańczycy biegali po murawie w niezgodnych z islamistycznym dress-codem krótkich spodenkach.
Walkę z futbolem podjęli również z religijni fanatycy z Somalii. Opanowawszy Mogadiszu, tamtejsi “strażnicy porządku” wymierzali dotkliwe kary wszystkim, którzy oddawali się relaksowi z piłką. Choć najpowszechniejszą sankcją za oglądanie sportowych zmagań była chłosta, czasami sankcje bywały znacznie ostrzejsze. W lipcu 2010 roku członkowie bojówki Hizbul Islam zabili dwóch mężczyzn i aresztowali dziesięciu oskarżonych o śledzenie jednego z mundialowych spotkań. - Zaklinamy młodych Somalijczyków, by nie oglądali tych mistrzostw świata. To strata czasu i pieniędzy. Nie da się wynieść żadnej lekcji ani doświadczenia z przyglądania się bandzie szaleńców latających za piłką - grzmiał rzecznik islamistów.
Po drugiej stronie kontynentu, w Nigerii, podobne słowa padały w tym czasie ze strony islamskiej sekty Boko Haram.
Na słowach się jednak nie skończyło.
O ile w 2010 roku organizacja była zbyt słaba, by realnie zagrozić kibicom, tak w trakcie kolejnych mistrzostw zgotowała im już prawdziwe piekło. W co najmniej trzech zamachach na miejsca pokazujące mecze brazylijskiego mundialu terroryści zabili ponad 60 osób. Radość z niezłych wyników drużyny narodowej prędko zmieszała się z rozpaczą, a rząd w Abudży musiał profilaktycznie zakazać publicznego wyświetlania spotkań w kilku najbardziej zagrożonych stanach.
- W Nigerii futbol jest religią. To jedna z niewielu rzeczy, która spaja nas mimo etnicznych i wyznaniowych różnic - tłumaczy nigeryjski dziennikarz Joachim MacEbong. Dla żerujących na podziałach ekstremistów piłka nożna stanowi więc naturalnego wroga. Nie do końca zresztą niesłusznie: zajęcia piłkarskie , wprowadzone w ostatnich latach do państwowych programów deradykalizujących, osiągają bardzo dobre wyniki. - Wcześniej nie tolerowali innych, ale duch sportowej rywalizacji ułatwia im powrót do normalnych zachowań i łagodzi ich ideologiczne zapatrywania - mówił reporterom BBC Abioye Adeshina, który kieruje “futbolową terapią” w jednym z więzień dla byłych członków Boko Haram.
Zakaz to zakaz
Dla Państwa Islamskiego walka z piłką nożną jest częścią szerszego boju o dusze i posłuszeństwo. Chcąc kontrolować zdobyte tereny, bojownicy al-Bagdadiego narzucają cywilom własne zasady. Nie rządzą poprzez miłość, lecz raczej strach, więc to skuteczność egzekwowania praw jest papierkiem lakmusowym ich wpływów - zwłaszcza, gdy prawa te stają się coraz surowsze.
- Na początku okupacji Rakki [nieformalnej stolicy Państwa Islamskiego - red.] islamiści pozwalali kopać piłkę każdemu niezależnie od wieku, jedynym warunkiem było odpowiednie zakrycie nóg. Ale pewnego dnia stwierdzili, że taka rozrywka oddala ludzi od Boga oraz obowiązków i zabronili jej - opowiadał magazynowi “Vice” ukrywający swoją tożsamość autor dokumentującego zbrodnie popełnianie przez PI serwisu “Raqqa is Being Slaughtered Silently”.
Wkrótce po wprowadzeniu zakazu fanatycy publicznie rozstrzelali 13 nastolatków z Mosulu, których przyłapano na oglądaniu spotkania między Irakiem a Jordanią. Islamiści mogą uważać futbol za aberrację, ale w istocie chodzi o coś innego: ludność ma bezwzględnie dostosowywać się do ich wizji świata. Nie tylko w dziedzinie sportu.