Irina Borogan: © East News

Irina Borogan: Rosyjskie służby biorą odwet na Europie

Tatiana Kolesnychenko

- Dywersje w Europie to nie pojedyncze prowokacje, tylko powrót do starych metod. Na Kremlu znowu wierzą, że są w stanie wojny z Zachodem, więc wszystkie hamulce puściły. Zabójstw, wybuchów, podpaleń będzie więcej. Stały się ponownie częścią rosyjskiej strategii państwowej - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Irina Borogan, rosyjska dziennikarka śledcza.

Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: Europa mówi o "incydentach", "prowokacjach", "dywersjach". Wy z Andriejem Sołdatowem piszecie wprost: to wojna cieni. Kiedy Rosja zaczęła traktować Europę jak front?

Irina Borogan, rosyjska dziennikarka śledcza, współzałożycielka serwisu Agentura.ru, który monitoruje działalność rosyjskich służb specjalnych: Od zawsze ją tak traktowała. Sabotażowe operacje, dywersje i zamachy były bardzo aktywnie wykorzystywane przez rosyjskie służby począwszy od rewolucji październikowej, z nasileniem w czasach stalinowskich. Dopiero w latach 70-80, pod koniec zimnej wojny rosyjskie służby specjalne zrezygnowały z sabotażowych operacji na terenie Zachodu. W ZSRR uznano, że to już nie jest potrzebne.

Tak było aż do przyjścia do władzy Putina?

Tak, kiedy Putin przyjął władzę, wszystko zaczęło się zmieniać. Sam przecież wywodzi się z KGB. Po 2022 roku puściły wszystkie hamulce.

W jednym z raportów piszecie o "stalinizacji" rosyjskich służb. Co to oznacza?

Podczas zimnej wojny radziecki wywiad skupił się głównie na szpiegowaniu politycznym i przemysłowym. To były agresywne działania, ale nie obejmowały zabójstw, sabotaży, wybuchów. To była domena służb okresu Stalina. Wojna była ich naturalnym środowiskiem, nawet jeśli formalnie nie było żadnego konfliktu zbrojnego.

Z podobną ideologią przyszedł do władzy Putin. W latach 80. siedział w Berlinie, obserwował, jak rozpada się Stasi i bał się, że podobny los spotka również KGB. A potem przyszły lata 90. Potężna KGB została rozczłonkowana, pomniejszona, zdegradowana. Ale w odróżnieniu od Niemiec w Rosji nie przeprowadzono lustracji, więc ludzie pokroju Putina utorowali sobie drogę do władzy.

Cały ten czas Putin obwiniał Zachód o zniszczenie KGB i rozpad Związku Radzieckiego. Dla niego zawsze był wrogi. Nawet kiedy robił interesy z Europą, żył w poczuciu oblężonej twierdzy. Kryzys nastąpił w 2022 roku. Putin liczył, że odpowiedź Zachodu na inwazję będzie taka, jak na wojnę w Gruzji albo aneksję Krymu, czyli prawie żadna. Ale kiedy zobaczył, że UE i USA wspierają Ukrainę militarnie i finansowo, uznał, że Zachód zaczął wojnę przeciwko Rosji.

Więc mamy dzisiaj paradoks. Europa myśli, że po prostu pomaga Ukrainie i nie jest w bezpośrednim konflikcie z Rosją. Ale Kreml uważa odwrotnie i ciągle to podkreśla. A skoro jest w stanie wojny z Zachodem, to wszystkie środki są dozwolone. Żadnych ograniczeń. Rosyjskie służby specjalne nie boją się już stosować dywersji, zamachów bombowych, podpaleń i zabójstw na terenie Europy. W tym sensie ich metody coraz częściej przypominają stalinowską tajną policję, bo są brutalne i krwawe.

Zmieniły się też same operacje. Jest mniej spektakularnych zamachów, jak zatrucia radioaktywnym polonem lub nowiczokiem, ale więcej lokalnych podpaleń i wybuchów. Piszecie o przejściu od elitarnych operacji do masówki. Jak to działa?

Nadal są operacje dużego kalibru, ale większość to dywersje, których wykonanie można powierzyć za kilkadziesiąt euro przypadkowym osobom.

Podam przykład. W latach 70-80., żeby narysować antyamerykańskie graffiti, agent musiał wszystko załatwić sam. Znaleźć kredę albo farbę, nabazgrać gdzieś na ścianie "Amerykanie wracajcie do domu". Nawet jeśli kogoś werbował do wykonania tego zadania, musiał być na miejscu, osobiście jakoś tę osobę zachęcić, zapłacić albo zaszantażować. To był ogromny wysiłek.

Dziś wystarczy napisać na Telegramie i zwerbować jakiegoś nastolatka. Dziesięć euro za graffiti, kilka tysięcy za podpalenie. To nic w porównaniu z kosztami profesjonalnych operacji.

Ale małe sabotaże nie przynoszą dużego efektu. Po co to robić?

Po pierwsze nie wszystkie operacje są małe. Dywersje na polskich kolejach w listopadzie tego roku to bardzo poważna sytuacja. Cudem pociąg się nie wykoleił. Bo mogliśmy mieć ofiary.

Dywersji jest dużo i są one różne. Notorycznie dochodzi do zakłóceń ruchu na lotniskach z powodu niezidentyfikowanych dronów. W 2024 roku, w dzień otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu doszło do ataku na francuski system kolejowy, co spowodowało chaos na liniach dużych prędkości.

To nie ma wywołać przełomu natychmiast albo jutro. Kreml bada słabe punkty europejskiego bezpieczeństwa i uderza tam raz za razem. Każdy taki incydent buduje atmosferę zagrożenia. Celem jest zmęczyć społeczeństwa, by w końcu przestały wspierać Ukrainę. Przy tym takie operacje są bardzo tanie i łatwe, więc będą ich setki.

Jest jakiś specjalny ośrodek, który odpowiada za dywersje? Wcześniej uważano, że to Piąta Służba FSB, a rok temu w amerykańskiej prasie pojawiła się informacja o specjalistycznej jednostce GRU, utworzonej w celu przeprowadzania ataków w Europie.

Nie ma jednej służby, która byłaby mózgiem tych operacji sabotażowych. Póki trwa wojna, wszystkie rosyjskie służby są w nią zaangażowane: GRU, FSB, SWR, ale też cały "ekosystem" państwowy - administracja prezydenta, Rada Bezpieczeństwa, sieci przestępcze, diaspora, paramilitarne formacje, a nawet oficjalne struktury dyplomatyczne i handlowe.

To ogromna machina, której ciągle brakuje ludzi. Mają pełną swobodę i nieograniczone środki, bo dla Kremla wojna cieni jest częścią strategii państwowej. Nawet jeśli dywersje są nieudane.

Bo zasadniczo to nie ma znaczenia?

Tak, w przeciwieństwie do konwencjonalnej wojny, hybrydowa nie ma jasnych mierników sukcesu. Nawet porażka, ujawnienie operacji może być postrzegana na Kremlu jako sukces.

Nie zawsze chodzi o zniszczenie konkretnego obiektu, ale rozmycie granic między wojną a pokojem, zwiększenie kosztów bezpieczeństwa, wywołanie chaosu, niepewności, zmęczenia, polaryzacji. Wszystko to, by przy następnych wyborach społeczeństwo dało temu upust, zmieniając władzę na bardziej radykalną.

Zachodnie służby specjalne są znacznie mniej liczne. Jest im o wiele trudniej śledzić wszystkie operacje. A Rosja przy swoich nieograniczonych zasobach może powtarzać próby aż do skutku.

Jest coś zaskakującego w tych atakach?

Szczerze? Nie. Wykolejenie pociągu to klasyka gatunku jeszcze z czasów drugiej wojny światowej. Do tego szkoli się we wszystkich rosyjskich służbach. Reszta działań - wybuchy, podpalenia, zabójstwa - jest bardzo przewidywalna i wpisuje się w styl FSB i GRU.

Jedyna nowość to technologia: drony odpalane ze statków tak zwanej floty cieni, czyli tankowców, które przewożą ropę, obchodząc sankcje. Okazuje się, że mogą podchodzić do wybrzeży na tyle blisko, by wypuścić drony w kierunku lotnisk. Stanowią duże zagrożenie i nikt nie wie, co z tym zrobić.

W jednym z raportów dla Centrum Analizy Polityki Europejskiej opisujecie, że wojna wymusiła na rosyjskich służbach zmianę zasad rekrutacji agentów. Co się zmieniło?

Od czasu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w 2022 roku rosyjskie służby wywiadowcze przeszły znaczącą zmianę w swoich praktykach rekrutacyjnych i strukturze operacyjnej.

W latach 2014–2015 GRU zostało zrewitalizowane w samą porę na rosyjską interwencję wojskową w Syrii i wojnę w Donbasie.

Służby zaczęły czerpać personel z sił specjalnych. To oznacza, że przyszło nowe pokolenie agentów, których ukształtowała wojna w Syrii i Ukrainie. Są brutalni, agresywni.

Wojna zawsze brutalizuje aparat bezpieczeństwa i bardzo to było widoczne po wojnach czeczeńskich. Teraz się dzieje to samo, tylko na większą skalę. Ci ludzie, którzy przeszli przez maszynkę do mielenia mięsa w Donbasie, nie mają żadnych moralnych hamulców, by torturować, wykorzystywać rodziny, używać wszystkich środków do osiągnięcia celu.

Wiemy, że organizacją dywersji na polskich kolejach zajmował się Jurij Sizow, oficer GRU. Wiemy też, jak wygląda, jakie zamachy planował wcześniej. I nic z tą wiedzą zrobić nie możemy, bo Sizow jest w Rosji. A jego nazwisko prawdopodobnie jeszcze nie raz usłyszymy.

No właśnie, bo agenci niespecjalnie boją się zdemaskowania. Mogą siedzieć w Moskwie, Petersburgu czy innym rosyjskim mieście. Jeśli zostaną wykryci, założą nowy profil w mediach społecznościowych, bo i tak większość operacji wykonują cudzymi rękoma.

Ich mocodawcy również się tym nie przyjmują. Rosja jest pariasem. Niemal wszyscy przedstawiciele władz mają zakaz wjazdu do Europy. Są objęci sankcjami albo oskarżeni o zbrodnie wojenne.

Unia Europejska jako demokracja ma ograniczone pole manewru, ponieważ, jak mówiłam na początku, nie uważa, że jest w stanie wojny. Inaczej Kreml, który jest przekonany, że walczy z Zachodem, a więc może wszystko: zabijać, wysadzać, podpalać, utrudniać życie. Wie, że Niemcy, Francja czy Polska w odpowiedzi nie podejmą lustrzanych kroków.

Pisze pani, że to "trzecia runda" wojny wywiadowczej z Zachodem. Co to znaczy?

Pierwsza runda zaczęła się po 1917 roku: operacje fałszywej flagi, infiltracja, siatki szpiegowskie. Podczas II wojny światowej przeniknęli do brytyjskiego wywiadu, w Stanach Zjednoczonych zinfiltrowali Projekt Manhattan, ukradli tajemnice bomby atomowej.

Sowieci wierzyli, że wygrali pierwszą rundę.

Druga - to zimna wojna. Przegrana. KGB nie uratowało ZSRR. Rozpad zostawił traumę w całym aparacie bezpieczeństwa.

Teraz, w wojnie przeciw Ukrainie, służby widzą trzecią rundę. Próbę odwetu za lata 80. i 90., odzyskania dawnego prestiżu. Czy ją wygrają? To zależy od Europy, czy będzie stawiać czoła wojnie cieni, zastosuje odstraszanie. W Przeciwnym przypadku prawdopodobieństwo prawdziwej wojny między Rosją a NATO będzie rosło.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Najciekawsze śledztwa, wywiady i analizy dziennikarzy WP. Konkretnie i bez lania wody. Nie przegapisz tego, co najważniejsze!

Wybrane dla Ciebie
Niemiecka prasa: Polsko-rosyjska wojna tajnych służb
Niemiecka prasa: Polsko-rosyjska wojna tajnych służb
Tragedia na Orlej Perci. 20-letni turysta zginął w Tatrach
Tragedia na Orlej Perci. 20-letni turysta zginął w Tatrach
Kurski opisał spory w PiS. Na reakcje polityków nie trzeba było czekać
Kurski opisał spory w PiS. Na reakcje polityków nie trzeba było czekać
Patrioty gotowe do działania. Rutte spotka się z Kosiniakiem‑Kamyszem
Patrioty gotowe do działania. Rutte spotka się z Kosiniakiem‑Kamyszem
Wielka Brytania wzywa ambasadora Chin. Sprawa wyroku dla Laia
Wielka Brytania wzywa ambasadora Chin. Sprawa wyroku dla Laia
Media: Arabia Saudyjska wśród odbiorców zboża wywożonego z Ukrainy
Media: Arabia Saudyjska wśród odbiorców zboża wywożonego z Ukrainy
Strzelanina na Bondi. Węgierskie MSZ potwierdza dwie ofiary
Strzelanina na Bondi. Węgierskie MSZ potwierdza dwie ofiary
Zaginęła 7-osobowa rodzina. Szukają piątki dzieci i rodziców
Zaginęła 7-osobowa rodzina. Szukają piątki dzieci i rodziców
Rosja osłania "flotę cieni". Na tankowcach widać umundurowanych
Rosja osłania "flotę cieni". Na tankowcach widać umundurowanych
Trump pozywa BBC. Domaga się 10 mld dolarów
Trump pozywa BBC. Domaga się 10 mld dolarów
Macron: Ukraina musi pozostać suwerenna, a Europa bezpieczna
Macron: Ukraina musi pozostać suwerenna, a Europa bezpieczna
Kaczyński o napięciach w PiS. "Interesy personalne na szóstym miejscu"
Kaczyński o napięciach w PiS. "Interesy personalne na szóstym miejscu"
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości