Kristina S. modelka skazana za wysłanie paczki z bombą © East News | Instagram

Ukrainka skazana za wysłanie bomby paczkomatem. Szczegóły śledztwa jednej z najgłośniejszych spraw o szpiegostwo

Tomasz Molga

W polskim areszcie ukraińska modelka przesiedziała 10 miesięcy. ABW i prokuratura oskarżały ją o terroryzm na zlecenie Rosji. Sąd uznał, że Kristina S. była tylko pionkiem. Prawdziwy organizator akcji rozsyłania bomb być może pije kawę w Odessie. Akta śledztwa, do których dotarła Wirtualna Polska, ukazują częściowo, jak działali sabotażyści.

Lato 2024 roku. W Paryżu za planowaną destabilizację letnich Igrzysk Olimpijskich zostaje zatrzymany oficer rosyjskiego wywiadu. Dochodzi też do "skoordynowanego sabotażu" francuskich linii kolejowych. W Niemczech i Wielkiej Brytanii służby udaremniają umieszczenie ładunków zapalających na pokładach samolotów cargo. Niemcy i Litwini ostrzegają, że bomby na zlecenie Rosjan rozsyła po Europie siatka terrorystów. Okazało się, że Polska jest częścią frontu tej wojny.

Alarm w firmie kurierskiej

24 lipca 2024 roku. Pracownicy magazynu koło Piotrkowa Trybunalskim mają problem - zawartość uszkodzonej paczki wydaje im się podejrzana. Co wywołało ich niepokój, tego firma nie chce ujawniać do dziś - ważne, że podnieśli alarm. Na miejsce wezwano strażaków i policję. W ślad za nimi przyjechali też agenci ABW. To jeden z nich mobilnym aparatem RTG prześwietlił rzeczy w przesyłce. Zobaczył kable ukryte w dwóch grubych markerach. Ściągnięto eksperta od ładunków wybuchowych.

Ten zidentyfikował nie tylko zapalniki elektryczne (charakterystyczne jeszcze dla radzieckich służb) ukryte w markerach. Odkrył też, że w butelce płynu do chłodnic samochodowych w rzeczywistości znajdowało się 1,1 litra nitroglikolu, płynnego materiału wybuchowego silniejszego od trotylu. Z kolei powerbank z paczki był przerobiony na zegar i urządzenie zasilające zapalniki. Turystyczny termos zawierał wkładkę kumulacyjną, mającą ukierunkować siłę eksplozji.

Odkrycie w wagonie z węglem. Pociąg z Białorusi wzbudził podejrzenia

Ekspert nie miał wątpliwości: z tych elementów można złożyć bombę. Jego uwagę zwróciło jeszcze jedno - zawartość opakowano w pudełko ze złotą etykietą po ekskluzywnych butach.

Pożeraczka męskich serc

- Czy ja tu jestem oskarżona o terroryzm w Polsce, czy raczej o to, że kilku mężczyznom złamałam serce? - pyta funkcjonariuszy ABW Kristina S. Jest marzec 2025 roku, a 30-letnią ukraińską modelkę, która w areszcie jest od października, przesłuchują major i porucznik ABW oraz prokurator. Jej kpiące pytanie znalazło się w protokole. Przesłuchujący przyciskają kobietę dowodami na działalność szpiegowską. W jej iPhonie znaleziono wiadomości, które uznano za podejrzane.

Jedna z nich: "Jutro lecimy do Los Angeles. Dał mi 7 tysięcy dolarów na shopping. Wiadomo, nie będę wydawać".

Kristina wyjaśnia, że to wiadomość dla Olesi, jej koleżanki. Dla ABW była to jednak poszlaka, że mogła otrzymać pieniądze za wykonanie przestępczego zadania. Modelka zaprzeczała: - Jestem zwykłą dziewczyną ze zwykłego życia. Wiem, jak działa kamera w telefonie. Wiem, jak nastawić pralkę. Ale nie wiem, jak wygląda bomba. Podkreślam, nie jestem żadną terrorystką - zaklinała.

A potem zaczęła opowiadać o mężczyznach, którzy przewijali się przez jej życie. Dolary "na shopping" dostała od Romana, znajomego biznesmena z Ameryki. Chciał, aby Kristina przyjechała do niego i została krupierką w kasynie.

Rozkochała w sobie też Simona, zamożnego Czecha. Ten wpłacał jej na konto dwa, czasem 3 tys. euro miesięcznie. Zaprosił do Cannes, a w Polsce opłacił jej na dwa miesiące pokój w najdroższym hotelu w Krakowie. Kristina wyjawiła śledczym, że jej jedynym poważnym obiektem uczuć był Artiom, jej narzeczony z Bukaresztu, z którym planuje spędzić resztę życia.

W zeznaniach dała do zrozumienia, żeby agenci przestali robić wielkie oczy z powodu jej romantycznych relacji. Przecież zajrzeli do telefonu i korespondencji modelki - atrakcyjnej kobiety, wyniknie z tego tylko to, że jest "pożeraczką męskich serc".

- Próbujecie udowodnić, że zapłacono mi za przewiezienie bomby? To wasze fantazje. Proszę, użyjcie wykrywacza kłamstw, nawet specjalistów od hipnozy. Okaże się, że niczego takiego nie było - zarzekała się Ukrainka. Prokuratura nie zgodziła się na badanie wariografem, o co kilkukrotnie wnosił obrońca modelki.

Rosyjscy "opozycjoniści". To dla nich była paczka

Pięć dni po odkryciu w Piotrkowie Trybunalskim, czyli 29 lipca 2024 roku, ABW zatrzymało 29-letniego Igora R. To rosyjski student mieszkający w akademiku w Sosnowcu. Zadanie nie było trudne - jego dane, jako odbiorcy, były na etykiecie przesyłki. Z niewiadomych względów Rosjanin paczki nie odebrał.

Podczas przesłuchania Igor R. zeznał, że jest przeciwnikiem Władimira Putina, a Polskę - nazywając ją "drugim domem" - kocha. Powiedział też, że nie wie, co było w przesyłce, bo miał ją jedynie odebrać dla Emila, swojego kolegi. Przedstawił go również jako rosyjskiego opozycjonistę mieszkającego w Polsce. Tu trop się agentom urwał - "opozycjonista" Emil właśnie wyjechał do Rosji. Przed wyjazdem przekazał Igorowi R., że paczkę na jego nazwisko nada jakaś Ukrainka Kristina, która właśnie jest w Krakowie.

Początkowo śledczy nie wiedzieli, kim jest wspomniana kobieta. Dopiero z czasem ustalili, że chodzi o Kristinę S., modelkę z Odessy, która zamieszkuje w najdroższym hotelu w Krakowie. Przejrzeli hotelowy monitoring. Na nagraniach zobaczyli piękną, wysportowaną brunetkę, która akurat "pożera serce" kolejnego amanta. Problem - modelka chwilowo wyjechała z Polski. ABW zatrzymało ją dopiero w październiku 2024 roku na lotnisku. Wydawało się, że sprawa zbliża się do wyjaśnienia, bo wyglądało na to, że ona o bombie musi wiedzieć wszystko. Mijały jednak tygodnie, potem miesiące, a przełomu nie było. Mało tego, sprawa komplikowała się coraz bardziej.

"Przysięgam na Boga, że jestem niewinną osobą, a nie zagrożeniem dla świata" - to cytat z listu do szefa zespołu śledczego z Prokuratury Krajowej. Modelka skarży się też, że w więzieniu w Herbach koło Częstochowy trzymana jest obok recydywistów, którzy grożą jej - jako agentce Putina - wybiciem zębów. Pisze, że czyta dużo książek, a prokuratorowi w dniu Świętego Walentego życzy wszystkiego najlepszego. Z tej samej okazji poprosiła o zgodę na rozmowę telefoniczną z narzeczonym.

Prośba Yurija i kawiarnia szpiegów

To, że Kristina S. całkowicie odcinała się od terroryzmu, nie oznacza, że nic do sprawy nie wniosła. Od początku wskazywała, kto przekazał jej feralne przedmioty. Wskazała na Yurija Kowalenkę z jej rodzinnej Odessy. Znali się od kilku lat, określała go jako znajomego i przyjaciela jej rodziny. Yurij również był jednym z mężczyzn, którzy śledzili uważnie w mediach społecznościowych relacje z wojaży Kristiny po świecie.

Według relacji modelki Kowalenko w Odessie prowadził warsztat i handlował samochodami. Stąd wziął się jego pseudonim: "Diesel". Duże pieniądze zaczął jednak zarabiać dopiero, kiedy Putin najechał Ukrainę. Skąd brał ogromną gotówkę? Tego Kristina nie wiedziała. Wiadomo za to, że Kowalenko kupił sobie maserati, a córce – choć miała zaledwie czternaście lat – luksusowe bmw. W Odessie szeptano, że "Diesel" ma powiązania z ukraińskim wywiadem SBU i pomaga rodakom, którzy uciekli do Polski. Ile w tym prawdy, tego nie wiadomo.

Poszukiwany przez policję Yuri Kowalenko
Poszukiwany przez policję Yuri Kowalenko © Policja, Poszukiwani | KWP Katowice

Kristina spotkała się z Yurijem na kawie w lokalu na placu "Kniżka" położonym trzy przecznice od odeskiej siedziby SBU. To miejsce o złej sławie. To tam dokonano dwóch politycznych zabójstw i to stamtąd w 2014 roku prorosyjscy separatyści rozpoczęli atak na urzędy miejskie.

Do dziś w "Kniżce" jest według Kristiny pełno podejrzanych typów. Dlatego - jak zeznała - wierzyła, że "Diesel" mógł być agentem. Z kolei on wiedział, że modelka wkrótce znów wyjedzie z Ukrainy - w postach chwaliła się, że "jedzie na podbój ukochanej Ameryki", ale najpierw musi załatwić wizę w konsulacie USA w Krakowie. Podczas spotkania Yurij poprosił ją o przysługę - "przewiezienie do Polski kilku rzeczy dla rodziny uchodźców".

Podczas przesłuchania w ABW Kristina przyznała, że przedmioty, które miała nadać w Polsce, wydały się jej dziwne - jakiś termos, markery, butelka z płynem do chłodnic. Krótko: nic, czego nie można dostać w Polsce.

- Ja jestem tak wychowana, że jak ktoś prosi, to pomagam – tłumaczyła. – Kiedyś nawet przewiozłam z Ukrainy kota, takiego zwykłego dachowca. U nas nikt nie pyta dlaczego ani po co, tylko robi.

Kowalenko obiecał, że przekaże dane, na które trzeba będzie nadać paczkę. Rzeczywiście, zadzwonił i poprosił: "Będziesz mieć czas, wyślij". Dodał jednak szczegół, który zaskoczył kobietę: do paczki miała włożyć powerbank, który Yurij ukrył, nic jej wcześniej nie mówiąc, w kole zapasowym jej mercedesa. To modelce się nie spodobało, ale spełniła prośbę - zapakowała wszystko do pudełka po butach Golden Goose, które za 500 euro sprezentował jej Simon, amant z Czech. Otrzymała wiadomość z danymi etykiety i nadała przesyłkę. Później poleciała do USA, o wszystkim zapominając. Przypomniała sobie o tym dopiero w momencie zatrzymania.

Co miało wylecieć w powietrze?

Śledczy nie ujawnili w komunikatach, gdzie i w jaki sposób miała zostać użyta bomba odnaleziona w Piotrkowie Trybunalskim. Można się jednak tego domyślać. W telefonie zatrzymanego Igora R. znaleziono zdjęcia gazociągu w Sosnowcu oraz rurociągu ciepłowniczego należącego do Tauronu. Z akt wynika, że termos z bombą idealnie nadawał się do ich zniszczenia. W podstawie miał magnes, więc wystarczyło napełnić go wybuchowym płynem, spiąć kable i przyczepić na metalową rurę.

Choć ładunek nie został wykorzystany, Prokuratura Krajowa pisze: "Igor R. został oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach w postaci eksplozji materiałów wybuchowych".

Rosjanin czeka na swoją rozprawę, a jego wątek został wyłączony do osobnego śledztwa i przekazany do sądu w Gdańsku. Dodatkowo zarzuca się mu, że "opozycjonista" współpracował z rosyjskimi służbami.

Kristina wskazała, że mogła do Polski nie wracać, bo ktoś zadzwonił do niej w imieniu Kowalenki, informując, że adresat paczki, czyli Igor R., został zatrzymany przez polskie służby. "Ty milczysz i słuchasz, a ja mówię" - miał grozić jej męski głos w słuchawce. Mężczyzna - nie rozpoznała głosu Yurija - polecił, by natychmiast zapomniała o przysłudze dla znajomego z Odessy. W razie zatrzymania miała mówić, że w Krakowie ktoś ją napadł, przystawił nóż do gardła i zmusił do nadania paczki w paczkomacie na cudze dane.

- Lubię swoje życie i nie miałam zamiaru przewozić niczego niebezpiecznego do Polski ani do Unii Europejskiej - powiedziała agentom Kristina. Dodała, że Kowalenko ją "wystawił". Myślała, że on pracuje dla jakichś ukraińskich służb. Dodała w zeznaniach: - Chciałabym złożyć wniosek, aby polskie służby zwróciły się do strony ukraińskiej i zapytały o całą sytuację. Może oni potrafią potwierdzić, że to była jakaś tajna operacja, z którą nie mam nic wspólnego i w której byłam tylko pionkiem.

Wzorowe referencje wystawiła Kristinie agencja z Kijowa, która ją zatrudniała: "jest profesjonalną modelką, współpracuje z topowymi markami na całym świecie, uczestniczy w największych kampaniach reklamowych i jest bardzo miłą osobą".

Prokuratura Krajowa zapowiadała surowy wyrok: - do ośmiu lat więzienia - za sprowadzenie zagrożenia wybuchem. Tymczasem w sądzie sprawa rozpruła się w szwach jak stare prześcieradło. W protokole pierwszej i jedynej rozprawy zapisano: "Prokurator krótko uzasadnił zarzuty (...). Obrońca złożył i uzasadnił wniosek o złagodzenie kary. Strony się zgodziły na samoukaranie (...), karę grzywny".

Kristina S. zabrała głos z ławy oskarżonych: - Bardzo żałuję, że spowodowałam zagrożenie innych osób (...). Nieumyślnie przewoziłam te rzeczy, czyli bombę.

Sąd uznał, że Ukrainka wskazując organizatora akcji przesłania bomby, zasługuje na złagodzenie kary. Wymierzono jej grzywnę w wysokości 608 stawek dziennych po 30 zł (ponad 18 tys. zł). Po odliczeniu okresu tymczasowego aresztowania, który odpowiadał 404 stawkom, skazana musi zapłacić 6,1 tys. zł.

Adwokat skazanej powiedział WP, iż zastanowi się, czy szerzej skomentować sprawę. W rozmowie wyrwało mu się, iż służby marnowały czas, trzymając w areszcie zwykłą dziewczynę.

Ścigany w Polsce ukrywa się w Ukrainie

Ze śledztwa wynika, że osoby, które planowały wysyłanie ładunków wybuchowych, pozostają poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Yurij Kowalenko, czyli centralna postać siatki figuruje na liście osób poszukiwanych przez Komendę Wojewódzką Policji w Katowicach (dlatego podajemy jego pełne dane).

Jest również ścigany czerwoną notą Interpolu. W aktach sprawy znajduje się adnotacja, że tylko na tej podstawie ukraińskie służby nie przekażą Polsce swojego obywatela. Oznacza to, że ewentualne zatrzymanie Kowalenki będzie możliwe, dopiero gdy opuści on Ukrainę. Z akt sądowych nie wynika, czy weryfikowano jego przynależność do SBU.

Znalazło się za to wyjaśnienie, jak to możliwe, że płynny ładunek wybuchowy i zapalniki trafiły do Polski. Straż Graniczna i Służba Celna poinformowały, że w drodze do Polski mercedes Kristiny został co prawda prześwietlony RTG na przejściu granicznym, jednak funkcjonariusze analizując obraz, skupiali się na typowych próbach przemytu alkoholu i papierosów.

Wybrane dla Ciebie
Wyciek danych z SuperGrosz. "Sytuacja jest bardzo poważna"
Wyciek danych z SuperGrosz. "Sytuacja jest bardzo poważna"
Wietnam zmaga się z rekordową powodzią. 35 osób nie żyje
Wietnam zmaga się z rekordową powodzią. 35 osób nie żyje
Zaginął 14-letni Andrzej. Policja prosi o pomoc
Zaginął 14-letni Andrzej. Policja prosi o pomoc
Tragiczny bilans weekendu. Ponad 140 wypadków
Tragiczny bilans weekendu. Ponad 140 wypadków
Izrael grozi Hezbollahowi. Minister obrony zapowiada silniejsze ataki
Izrael grozi Hezbollahowi. Minister obrony zapowiada silniejsze ataki
Sprawa działki pod CPK. Komorowski: powinni mieć twardy zadek
Sprawa działki pod CPK. Komorowski: powinni mieć twardy zadek
W Hongkongu taniej kupisz mieszkanie. Jeśli uznane jest za nawiedzone
W Hongkongu taniej kupisz mieszkanie. Jeśli uznane jest za nawiedzone
Ukraiński atak dronowy. Doszło do pożaru tankowca
Ukraiński atak dronowy. Doszło do pożaru tankowca
Atak na dziewczynki w Halloween. "Był w amoku"
Atak na dziewczynki w Halloween. "Był w amoku"
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości