Iran: zaczęła się walka o prezydenturę - kto zastąpi Ahmadineżada?
Rozpoczęta w Iranie rejestracja kandydatów, to początek wyścigu prezydenckiego, który zostanie rozegrany w tym kraju w przyszłym miesiącu. Jego zwycięzca zastąpi sprawującego władzę od 2005 roku Mahmuda Ahmadineżada.
07.05.2013 17:37
Rada Strażników Rewolucji, składająca się z szyickich duchownych i zaufanych prawników, oceni wszystkich kandydatów i to ona zdecyduje, którzy z nich są - jej zdaniem - godni prezydenckiego urzędu i którzy mogą zostać dopuszczeni do wyznaczonych na 14 czerwca wyborów. Cztery lata temu z prawie 500 kandydatów, którzy zgłosili się do wyborów, Rada Strażników dopuściła do elekcji tylko czterech, w tym urzędującego prezydenta Ahmadineżada.
Najważniejszą sprawą podczas pierwszego etapu prezydenckiego wyścigu będzie to, czy Rada Strażników dopuści do wyborów kandydata, którego ustępujący prezydent upatrzył sobie na swojego następcę. Ahmadineżad, choć nie ma jeszcze 60 lat i nie myśli o politycznej emeryturze, nie może ubiegać się po raz trzeci o prezydenturę. Zabrania mu tego konstytucja, a poza tym jego rządów nie chcą już duchowni odgrywający w Iranie decydującą rolę.
Zagrożenie dla ajatollahów
Od rewolucji islamskiej z 1979 roku nikt wcześniej nie zagroził władzy ajatollahów jak Ahmadineżad, jeden z studentów okupujących w czasie rewolucji gmach ambasady USA w Teheranie, a potem burmistrz irańskiej stolicy.
Osiem lat temu ajatollahowie nie docenili go i poparli w walce o prezydenturę, uznając, że będzie w ich rękach jedynie marionetką. Rola protegowanego szybko przestała odpowiadać Ahmadineżadowi, który z każdym miesiącem uwalniał się spod kurateli duchownych.
Jako prezydent Ahmadineżad nie ustępował, a wręcz prześcigał ajatollahów w niechęci do Zachodu, szczególnie do USA, i w pragnieniu, by Iran stał się politycznym przykładem dla całego świata islamu. Wyraźnie wyprzedzał duchownych w nienawiści do Izraela i w chęci odebraniu Zachodowi prawa do decydowania o tym, kto może, a komu nie wolno posiadać broń atomową. W porównaniu z jego fanatyzmem w polityce zagranicznej i ekscentrycznymi wypowiedziami głównie na temat Żydów, które ściągnęły na Iran międzynarodowy ostracyzm, ajatollahowie jawią się jako przedstawiciele umiarkowania i kompromisu.
Ahmadineżad nie różnił się z ajatollahami w poglądach na swobody obyczajowe, stosunek do politycznej opozycji, wolności słowa, a raczej jej braku. W przeciwieństwie do duchownych, prezydent i jego ekipa częściej odwoływała się do perskiego nacjonalizmu niż Koranu, ale nawet w tej sprawie różnice między nimi był niewielkie.
Różnili się zaś i to zasadniczo w kwestii kto ma rządzić Iranem - ajatollahowie czy ludzie świeccy. Nawet przeciwnicy Ahmadineżada, a narobił ich sobie bardzo dużo, przyznają, że nikt wcześniej nie zagroził tak jak on władzy ajatollahów. Zagrożony poczuł się nawet Ali Chamenei - polityczny i duchowy przywódca kraju, dziedzic ajatollaha Chomeiniego, ojca muzułmańskiej rewolucji.
Na wzór Putina?
Zmuszony złożyć prezydencki urząd Ahmadineżad wcale nie zamierza składać broni i ustępować pola ajatollahom. Na swojego następcę osobiście wskazał Rahima Esfandiara Maszaiego, jednego ze swoich najbardziej zaufanych współpracowników, w dodatku spowinowaconego, bo córka Maszaiego wyszła za mąż za syna Ahmadineżada.
Ajatollahowie podejrzewają, że wzorem rosyjskiego przywódcy Władimira Putina, zmuszony ustąpić z prezydenckiego fotela Ahmadineżad chce posadzić na nim swojego protegowanego, by pozostać szarą eminencją do czasu, gdy będzie mógł sam powrócić na urząd.
Ajatollahowie z Rady Strażników Rewolucji mogą zdyskwalifikować Maszaiego i nie dopuścić do wyborów, ale obawiając się tego Ahmadineżad od lutego co pewien czas daje publicznie do zrozumienia, że ma w rękach materiały, zebrane przez jego tajną policję, które ujawnione mogą skompromitować najważniejszych i nietykalnych dotąd ajatollahów.
Kontrkandydaci
Do walki z wybrańcem Ahmadineżada ajatollahowie zgłosili kilku wiernych sobie kandydatów, spośród których są były szef dyplomacji Ali Akbar Welajati, znany na świecie i cieszący się opinią pragmatyka, burmistrz Teheranu Mohammad Bagher Kaliban czy negocjator podczas rokowań nuklearnych z Zachodem Hasan Rowhani. Żaden z nich raczej nie zakwestionuje przewodniej roli ajatollahów.
Poprzednie wybory prezydenckie w Iranie zakończyły się ulicznych rozruchami, gdy pokonani kandydaci, uznani na Zachodzie za demokratów i liberałów, odmówili uznania zwycięstwa Ahmadineżada. Mir-Hosejn Musawi i Mehdi Karubi przebywają w areszcie domowym i za kandydata najbliższego im w poglądach uznawany jest Mohammad Reza Aref, wiceprezydent z czasów Mohammada Chatamiego, poprzednika Ahmadineżada, którego rządy z lat 1997-2005 uznawane są na Zachodzie za epokę oświecenia i reform w republice ajatollahów. Mimo namów zwolenników 70-letni Chatami wzbrania się przed ponownym ubieganiem się o prezydenturę.
Wojciech Jagielski, PAP