Iran "odniósł" widowiskową porażkę w konfrontacji z Izraelem
Widok dziesiątek rakiet spadających na bazy lotnicze w państwie żydowskim wyglądał na spektakularny sukces. W praktyce jest klęską. Izrael siłą niszczy budowane od dekad proirańskie milicje, które były narzędziem w rękach Teheranu, a dodatkowo grozi teraz bezpośrednim atakiem na Republikę Islamską. Iran "odniósł" widowiskową porażkę w konfrontacji z Izraelem - pisze Jarosław Kociszewski dla Wirtualnej Polski.
Wojska rakietowe Iranu wystrzeliły ok. 181 pocisków w kierunku Izraela, które w ciągu niespełna 10 minut lotu widziane były w Iraku, Syrii, Jordanii, Libanie i nad terenami palestyńskimi. Spektakl bez wątpienia dodał otuchy zwolennikom Iranu i wrogom Izraela, pokazując "długie ramię" ajatollahów odpowiadających na śmierć lidera palestyńskiego Hamasu Ismaila Haniji zabitego przez Izrael w Teheranie 31 lipca, czy lidera libańskiego Hezbollahu Hassana Nasrallaha, miesiąc później zabitego w Bejrucie.
Atak usiłowała powstrzymać obrona powietrzna Izraela, sił USA na Bliskim Wschodzie i Jordanii. Izraelczycy twierdzą, że to trzecia - najwyższa warstwa ich obrony powietrznej, niekiedy mylnie brana za Żelazną Kopułę, zniszczyła większość rakiet. Była to jednak - co warto zaznaczyć - nie trzecia, a pierwsza warstwa systemu.
Z kolei Irańczycy uważają, że 80 proc. - a może wręcz i 90 proc. - rakiet doleciało do celu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Izrael uderzył nocą. Ruszyła ofensywa lądowa w Libanie
Do mediów trafiły nagrania pokazujące dziesiątki rakiet zmierzających, spadających i eksplodujących w Izraelu. Celami miały być bazy lotnicze i co najmniej dwie z nich - Newatim na Pustyni Negew i Tel Nof koło Tel Awiwu, zostały trafione.
Pomimo kilkudziesięciu eksplozji w ataku zginął tylko jeden człowiek i paradoksalnie był to Palestyńczyk - zabity w Jerychu na Zachodnim Brzegu Jordanu przez spadający fragment rakiety. Izraelczycy, nauczeni doświadczeniem, poważnie traktują alarmy lotnicze i chowają się w schronach.
W rezultacie kilka rakiet, które spadły w miastach, nikogo w Izraelu nie zabiły. Zdaniem proirańskich mediów, rakiety zniszczyły ok. 20 izraelskich samolotów F-35 zaparkowanych na terenie ostrzelanych baz, lecz nic nie wskazuje na to, żeby to była prawda. Rozumiejąc, że Izrael odpowie na tak spektakularny atak, Teheran poinformował, że choć ten atak odwetowy dobiegł końca, to Iran wznowi ostrzał, jeżeli państwo żydowskie posunie się za daleko w swojej odpowiedzi.
Czytaj również: Żelazna Kopuła w akcji. Zdjęcia i nagrania krążą w sieci
Jeszcze kilka miesięcy temu tego rodzaju atak mógł być odczytany pozytywnie. Tak było w maju, gdy Iran wystrzelił kilkaset rakiet i dronów różnego typu, z których większość została zestrzelona po drodze, lecz sam fakt uderzenia na Izrael był postrzegany za sukces. Obecny atak był znacznie skuteczniejszy i bardziej widowiskowy, a mimo to stanowi jedynie miarę porażki i strategicznego słabnięcia Iranu w regionie.
W odróżnieniu od sytuacji w pierwszej połowie roku, Izrael rozbił siły zbrojne Hamasu w Strefie Gazy, przejął inicjatywę strategiczną i z niezwykłą skutecznością rozbija libański Hezbollah, najważniejszego sojusznika Iranu w regionie. W maju wydawało się jeszcze, że w razie bezpośredniej konfrontacji, Hezbollah utopi Izrael w ogniu i krwi - wystrzeliwując tysiące rakiet dziennie.
Liban stracił całe dowództwo wysokiego szczebla
Tymczasem bezprecedensowe współdziałanie wywiadu i sił powietrznych Izraela spowodowało, że libańska organizacja utraciła całe dowództwo wysokiego szczebla, a funkcjonowanie tej potężnej milicji zostało dalece zakłócone. Z Libanu nadlatują w ostatnich dniach jedynie pojedyncze rakiety - zamiast tysięcy zapowiadanych już wcześniej.
Co więcej, dobę przed atakiem irańskim, armia izraelska przekroczyła koleją granicę eskalacji i wkroczyła na terytorium Libanu. Żołnierze 98. dywizji spadochronowej, wspierani przez 7. brygadę pancerną rozpoczęli, "operację sanitarną", polegającą na zniszczeniu sił Hezbollahu w południowym Libanie na tyle, aby Izraelczycy mogli bezpiecznie wrócić do swoich domów na północy kraju.
Czytaj więcej: Wojsko Jordanii "w gotowości". Oświadczenie po ataku Iranu
W rozkazie rozpoczynającym ofensywę gen. Elad Tzuri, dowódca 7. brygady pancernej, powiedział swoim żołnierzom, że ich zadaniem jest po prostu wejście w kontakt i zabicie wroga. To świetnie obrazuje determinację Izraelczyków, którzy są przekonani, że tylko własną siłą i determinacją zapewnią sobie bezpieczeństwo we własnym kraju. Ta sama zasada dotyczy szerszego spojrzenia na region.
Po roku wojny Izraelczycy dyktują tempo i kierunek zdarzeń oraz są przekonani, że mają obecnie niepowtarzalną okazję, aby zniszczyć nie tylko Hamas i Hezbollah, ale także zmienić stosunek sił w regionie, osłabiając zagrożenie irańskie.
Izrael zmienia reguły gry
Atak rakietowy na Izrael pokazuje, że Irańczycy wydają się nie doceniać determinacji Izraelczyków, którzy zmienili reguły gry. Miejsce blefów i pokerowych zagrywek zajęła brutalna siła sprawdzająca karty blefujących. Dziesiątki rakiet, które nie wyrządziły nikomu krzywdy ani nie spowodowały znaczących szkód, nie odbiorą inicjatywy Izraelczykom, a jedynie zwiększą ich determinację, by zadać ciosy samemu reżimowi ajatollahów.
Czas jedynie pokaże, czy przygotowali równie niezwykłe "niespodzianki", jak atak z użyciem pagerów, który wytrącił z równowagi Hezbollah, umożliwiając dalsze ciosy systematycznie rozbijające tę do niedawna potężną organizację.
Póki co Iran "odniósł" widowiskową porażkę w konfrontacji z Izraelem.
Jarosław Kociszewski dla Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski