Irak: w polskiej strefie bezpieczniej, ale spokój jest względny
Sierżant Antonio Hernandez z batalionu hiszpańskiego wyruszył na pierwszy patrol w Diwanii, 400-tysięcznej stolicy prowincji Kadisija, uważanej za jedną z najbezpieczniejszych w Iraku, co jednak jest pojęciem względnym w kraju, znękanym wojnami, okupacją i dyktaturą - pisze korespondent AFP w reportażu z tego miasta, położonego 181 km na południe od Bagdadu.
29.08.2003 13:35
Żołnierze z Hiszpanii i innych krajów po raz pierwszy stają wobec realiów tamtejszego terenu. Do 3 września ma bowiem zakończyć się przekazywanie przez armię USA pięciu prowincji środkowo- południowego Iraku wielonarodowej dywizji pod polskim dowództwem.
W czwartek siły amerykańskie przekazały kontyngentowi hiszpańskiemu odpowiedzialność za prowincję Kadisija, a ukraińskiemu za położoną dalej na wschód Wasit.
W czasie wspólnego patrolu z Hiszpanami, porucznik amerykańskich marines Joshua Burgess pokazuje sierżantowi Hernandezowi miejsce, gdzie przed tygodniem doszło do buntu pracowników stacji irygacyjnej, ponieważ władza okupacyjna nie była w stanie wypłacić im poborów. Potem wskazuje na główny budynek urzędowy miasta, splądrowany klika dni przed tamtymi rozruchami.
Dla sierżanta Hernandeza, 35 lat, który przybył tu przed tygodniem, Irak jest wciąż ziemią nieznaną. Nie chce przyjmować do wiadomości niebezpieczeństw czyhających na nowych okupantów. "Pragnę dopomóc w ustanowieniu tu bezpieczeństwa i służyć narodowi irackiemu" - mówi.
Porucznik Burgess ostrzega go przed zamachami przy użyciu samochodów-pułapek i ręcznych granatników przeciwpancernych RPG, do jakich może dojść po wyjściu oddziałów amerykańskich.
Kapitan marines, 26-letni Brendon Sullivan, mówi AFP, że wiele jeszcze pozostało do zrobienia w rejonie, w którym oddziały amerykańskie zostały mimo wszystko oszczędzone przez codzienne ataki, jakich ich koledzy doznają w rejonach o szyickiej większości na północ i na zachód od Bagdadu. "Jeśli za rok będą jeszcze problemy w Bagdadzie, to będą i tutaj. To reakcja łańcuchowa" - twierdzi.
Wyczuwa się wyraźne napięcie, kiedy marines i żołnierze hiszpańscy wypłacają żołd weteranom rozwiązanej w Diwanii armii irackiej, przy wtórze poszturchiwań i okrzyków, prowokowanych przez zbyt spóźnione ruchy. "Jest duża szansa, że zostanie się zaatakowanym" - mówi holenderski pułkownik Yan Van Den Elsen, odpowiedzialny za sprawy cywilne w przyszłej strefie pod polskim dowództwem.
Od czerwca w regionie jest już obecna czołówka wielonarodowej dywizji, ale większość żołnierzy przybyła dopiero w ubiegłym tygodniu i musi na razie zadowolić się patrolami w towarzystwie i pod dowództwem marines.
Hiszpański pułkownik Javier Taberne Cubeza, odpowiedzialny za operacje militarne w dywizji wielonarodowej, twierdzi ze swej srony, że kluczem do stabilności jest regularne zaopatrzenie w paliwo, elektryczność i wodę. "To nasza główna misja" - mówi.
Żołnierze polscy, w liczbie 2350, oraz 500 żołnierzy bułgarskich, mają sprawować kontrolę nad prowincjami Karbala i Diwanija. Za bezpieczeństwo w prowincjach Kadisija i Nadżaf ponosi odpowiedzialność 1400 żołnierzy hiszpańskich, 160 z Hondurasu, 300 z Dominikany, 360 z Salwadoru i 100 z Nikaragui. W prowincji Wasit będzie stacjonować 1650 wojskowych ukraińskich i 25 z Kazachstanu.
W strefie pod polskim dowództwem. według oficjalnych statystyk dywizji wielonarodowej, działać też będzie jednostka wsparcia logistycznego, składająca się z 80 Słowaków, 140 Węgrów, 160 Rumunów, 80 Filipińczyków, 100 Łotyszów, 50 Litwinów i 160 Mongołów - opisuje korespondent AFP.