Alarmy i incydenty nad Polską. Mamy stanowisko MON
Pomimo alarmów z naruszeniami polskiej przestrzeni powietrznej przy granicy z Ukrainą nie będą rozmieszczane dodatkowe siły mogące zwalczać obce drony i rakiety - wynika z odpowiedzi Ministerstwa Obrony Narodowej dla Wirtualnej Polski. Urzędnicy uważają, że obecny system reagowania na zagrożenia jest optymalny.
06.09.2024 | aktual.: 06.09.2024 22:52
"Nie należy rozpatrywać każdego incydentu w polskiej przestrzeni powietrznej jako przyczynku do angażowania kolejnych dodatkowych sił. (...) Stała analiza zagrożeń gwarantuje optymalne dla danej chwili i sytuacji nasycenie i rozmieszczenie elementów systemu obrony powietrznej na wschodniej granicy państwa. Właśnie takie działania są w sposób ciągły prowadzone" - tak Ministerstwo Obrony Narodowej odpowiada Wirtualnej Polsce.
Po incydencie z 26 sierpnia, kiedy do Polski miał wlecieć rosyjski dron bojowy, zapytaliśmy, czy na granicy z Ukrainą zostaną rozmieszczone dodatkowe patrole lub siły, które mogą podejmować akcje zwalczania rosyjskich rakiet manewrujących i dronów, np. z użyciem systemów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu. O podjęciu takich właśnie kroków zdecydowali wojskowi w Rumunii. Mało tego, rumuńscy żołnierze w strzelaniu do potencjalnych rosyjskich dronów ćwiczyli na poligonie w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak Rumunia reaguje na rosyjskie drony
Kraj ten należy do NATO, graniczy z Ukrainą i jego przestrzeń powietrzną regularnie naruszały rosyjskie drony atakujące Odessę oraz porty nad rzeką Dunaj. Na rumuńskie terytorium spadały też szczątki rosyjskiego uzbrojenia. 25 lipca pojawiły się doniesienia, że Rumunia miała zestrzelić rosyjskie drony, lecz premier kraju oraz ministerstwo obrony temu zaprzeczyli.
"Sytuacja Rumunii oraz Polski w aspekcie ochrony granic w przestrzeni powietrznej, mimo pewnych podobieństw, znacząco się różni" - uważają polscy urzędnicy.
MON, pytane przez WP o przygotowanie naszej granicy do monitorowania zagrożeń związanych z rosyjskimi atakami nad Ukrainą, odpowiada:
"System Obrony Powietrznej w sposób ciągły monitoruje zagrożenia dla polskiej przestrzeni powietrznej i ich charakter. Analiza zagrożeń determinuje konfigurację całego systemu, a więc rozmieszczenie i sposób działania jego poszczególnych elementów. Od chwili wybuchu wojny w Ukrainie system podlegał i ciągle podlega modyfikacjom i dostosowaniu do bieżących warunków i potrzeb, aby był maksymalnie responsywny i adekwatny do skali i rodzaju zagrożeń" - czytamy w stanowisku resortu obrony.
- Jeżeli Rumunia wysłała środki ogniowe (czyli uzbrojenie - red.), słynne i bardzo dobre systemy Gepard na granicę z Ukrainą, oznacza to, że zakładają otwarcie ognia. Pomimo zaprzeczenia sądzę, że już zastrzelili drony, tylko nie komunikują tego otwarcie - komentuje tymczasem gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych w Polsce. Naszym dowódcom oraz ministrowi obrony zarzuca "brak decyzyjności" w odpowiedzi na rosyjskie prowokacje.
Incydenty nad Polską. Trzy alarmy, coś było, ale poleciało
W czwartek gen. Maciej Klisz, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, po analizie danych poinformował, że 26 sierpnia jednak "nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej RP". Początkowo generał informował, że obiektem, który wleciał do Polski na głębokość 25 km, mógł być być dron, np. typu Shahed/Geran.
- Obiekt miałem w pełnej kontroli, byłem gotowy do jego zestrzelenia - mówił wówczas gen. Klisz. Wojska Obrony Terytorialnej rozpoczęły przeszukiwania prawdopodobnego rejonu upadku śledzonego obiektu. Akcją objęto teren 3200 km kwadratowych, ale nie przyniosło to skutku.
Był to już trzeci podobny incydent. 24 marca rosyjska rakieta wleciała na 2 km w głąb polskiego terytorium (Oserdów w woj. lubelskim), miała opuścić je po 39 sekundach. 29 grudnia 2023 roku rosyjska rakieta wleciała do nas na odległość 40 km, poszukiwano jej szczątków, jednak uznano, że spadła lub że zniszczono ją po ukraińskiej stronie granicy. Trasy rosyjskich pocisków są tak programowane, aby kluczyć i mylić ukraińską obronę oraz testować reakcję członków NATO.
"Jak się rozpoczęła, tak kabaretowo zakończyła się historia z rosyjskim dronem" - krytykuje finał ostatniego incydentu gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego. W serwisie X porównał rosyjskie środki napadu do "ruskich gołąbków pokoju" i dodał, że pora rozstawić "gołębniki" w "strefie zestrzeliwania". Kilku byłych wojskowych zarzuca ministrowi i dowódcom brak zdecydowania wobec intencjonalnych rosyjskich prowokacji.
Były szef GROM, gen. Roman Polko, uważa, że tłumaczenie dowódcy operacyjnego "nie brzmi wiarygodnie". - Jestem przekonany, że coś wleciało na terytorium Polski. Wiemy przecież, ile minut było to obserwowane. Co to w takim razie było, ufo? Zapewne później radary straciły kontrolę nad obiektem albo ten gdzieś spadł. Tego nie wiemy, a żeby zamknąć temat - bo pewno takie polityczne wytyczne przyszły - to ogłaszamy, że radary były zepsute - podsumował gen. Polko.
Prawie 59 proc. Polaków uważa, że Polska powinna niszczyć obiekty wlatujące nad nasze terytorium podczas ataków Rosji na Ukrainę, i to nawet jeśli nie ma pewności, co to za obiekty - wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie "Rzeczpospolitej" Przeciwnego zdania jest 22 proc. osób.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski