Trwa ładowanie...
d2ha639
Incydent z Andrzejem Dudą. Ekspert od katastrofy w Smoleńsku zadał pytanie

Incydent z Andrzejem Dudą. Ekspert od katastrofy w Smoleńsku zadał pytanie

Wtorkowa publikacja dziennikarza WP Szymona Jadczaka dotycząca niebezpiecznego incydentu, do którego doszło podczas lotu Andrzeja Dudy, odbiła się szerokim echem nie tylko w mediach społecznościowych, ale też wśród komentatorów i polityków. O tym, co było największym błędem w sytuacji, która miała miejsce latem 2020 r., powiedział w programie "Newsroom WP" dr Maciej Lasek, były szef Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych (KO). - Największym grzechem było podjęcie decyzji o starcie. Wprowadziło to duże zagrożenie bezpieczeństwa dla lotu, ponieważ w przestrzeni powietrznej (…) nie był zapewniony nadzór kontrolera. Doprowadziło to do tego, że załoga samolotu wznoszącego się z dużą prędkością nie wiedziała, czy w przestrzeni obok nie znajduje się inny samolot, czy inny ruch - powiedział. Dr Lasek przypomniał także o porozumieniu, które zostało zawarte w związku z obsługą tego typu lotów specjalnych. - Porozumienie to wymaga, aby Służba Ochrony Państwa powiadamiała odpowiednio wcześniej o opóźnieniach, które mogą pojawić się w delegacji. W tej sytuacji delegacja przyjechała tuż przed zamknięciem lotniska, w sytuacji, kiedy kontroler kończył pracę. Interesująca byłaby odpowiedź na pytanie, czy Służba Ochrony Państwa powiadomiła odpowiednio wcześniej zarówno zarządzającego lotniskiem, jak i służby lotniczej kontroli ruchu. (…) Gdyby zrobili to odpowiednio wcześniej, można byłoby zastosować procedury, które pozwoliłyby, żeby ten lot odbył się zgodnie z przepisami. Najwyraźniej tak się nie stało. Nie wierzę, żeby doświadczona pani kapitan podjęła decyzję o starcie z tego lotniska bez żadnej presji - dodał ekspert.

Publikacja Szymona Jadczaka odbiłaRozwiń

Transkrypcja:

Publikacja Szymona Jadczaka odbiła się naprawdę szerokim echem nie tylko w mediach społecznościowych, ale także wśród komentatorów i polityków. Pan jest nie tylko politykiem, ale także przede wszystkim specjalistą do spraw lotniczych. Proszę wytłumaczyć jak najprościej naszym widzom, naszym internautom, którzy nie znają się na lotnictwie, co było największym grzechem podczas tego lotu opisanego przez Szymona Jadczaka? Największym błędem albo, tak jak pani powiedziała, największym grzechem było podjęcie decyzji o starcie. To wprowadzało duże zagrożenie bezpieczeństwa dla lotu, ponieważ w przestrzeni powietrznej, w której przez krótki czas, ale mimo wszystko, leciał ten samolot, nie była zapewniona, nie był zapewniony nadzór kontrolera. Do czego to prowadziło? Że samolot, który leci z dużą prędkością, szybko się wznosi, nie wiedząc o tym, czy w tej przestrzeni obok nie znajduje się przypadkiem jakiś inny samolot, inny ruch, ten jego lot może być może być bardzo zagrożony. Ja już nie wchodzę w to, że na pokładzie tego samolotu była najważniejsza osoba w państwie, był pan prezydent. Ale z punktu widzenia bezpieczeństwa kapitan tego samolotu nie miał prawa podjąć decyzji o starcie. W sytuacji, w której kontroler lotu dał wyraźnie do zrozumienia, że kończy pracę o 22:00, w związku z tym nie jest w stanie nadzorować tego lotu po starcie z Zielonej Góry. Wiemy, że kolumna prezydencka dojechała dosyć późno na lotnisko, wszystko było już w popłochu, pośpiechu. Wiemy, że prezent walczył wtedy o głosy przed wyborami prezydenckimi w województwie lubuskim. To był dla niego bardzo ważny teren. Wszystko działo się na chybcika. Dlaczego więc kapitan, w tym wypadku pani kapitan, zdecydowała się na start? Czy to rzeczywiście były naciski ze strony polityków, osób towarzyszących prezydentowi, czy też może sama pani kapitan mogła wpaść na taki pomysł i zdecydować się na taką samowolkę? Ja chciałbym się cofnąć jeszcze do jednego momentu - porozumienie, które zostało zawarte w związku z obsługą takich lotów specjalnych, wymaga, żeby służba ochrony państwa powiadamiała odpowiednio wcześniej o opóźnieniach, które mogą być, opóźnienia delegacji. Tutaj delegacja przyjechała praktycznie przed zamknięciem lotniska, przed sytuacją, kiedy kontroler kończył pracę. Interesujące byłoby to, odpowiedź na pytanie, czy służba ochrony państwa powiadomiła odpowiednio wcześniej zarówno lotnisko, zarządzającego lotniskiem, jak i służby ruchu lotniczego, kontroli ruchu lotniczego o tym, że delegacja z panem prezydentem przyjedzie tak późno. Gdyby zrobili to odpowiednio wcześniej, były metody na to, były procedury, które pozwoliłby, żeby ten lot został wykonany zgodnie z przepisami. Najwyraźniej tak się nie stało, no i ja nie wierzę, żeby doświadczony kapitan, doświadczona pani kapitan - tu absolutnie uważam, że to nie ma znaczenia, czy mówimy pani kapitan czy pan kapitan, mówimy o kapitanie lotu - że doświadczony kapitan, mający tyle godzin na koncie jako pilot, podjąłby bez żadnej presji taką decyzję, żeby wystartować z tego lotniska. To nie było niewiedza. Załoga wiedziała, że kontroler kończy pracę, że fragment tego lotu będzie się odbywał bez nadzoru kontrolera, czyli niezgodnie z instrukcją operacyjną, która wymaga stosowania się do pewnych standardów w czasie lotu. Po co ta instrukcja operacyjna powstała? Właśnie po to, żeby każdy, kto wsiada na pokład samolotu, czuł się bezpieczniej. No i mamy sytuację, że jednak ten zapis tej instrukcji, ten standard, ta procedura jest łamana. Naprawdę ja przez 14 lat badałem incydenty, wypadki lotnicze i spotkałem się z wieloma różnymi przypadkami błędów. Niekiedy błędy były również związane z odstępstwem od zasad - świadomym, nieświadomym. Ale w tym nie wierzę, żeby stało się to bez jakiejkolwiek presji. Zresztą o tej presji nawet świadczą stenogramy rozmów załogi z wieżą kontroli lotów. Że pasażerowie naciskają, tam z tyłu naciskają na to, żeby ten lot się odbył, dlaczego jeszcze nie lecimy. To jest ewidentnie przynajmniej presja pośrednia na to, żeby ten lot wykonać. Ten lot nie powinien się odbyć.
d2ha639
d2ha639
Więcej tematów