ŚwiatIle bomb potrzeba do ataku na Iran? - wybuchowy raport

Ile bomb potrzeba do ataku na Iran? - wybuchowy raport

70 samolotów, 40 dwutonowych bomb i dużo szczęścia – tego potrzebuje Izrael, aby zniszczyć irańskie instalacje nuklearne. - Groźby zbombardowania irańskich instalacji nuklearnych przez lotnictwo Izraela są teraz bardziej rzeczywiste – twierdzi Piotr Krawczyk, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z Wirtualną Polską. Dotarliśmy do raportu, który analizuje w jaki sposób można powstrzymać irański program atomowy.

Ile bomb potrzeba do ataku na Iran? - wybuchowy raport
Źródło zdjęć: © AFP | Yoav Lemmer

Zdaniem Krawczyka polityka otwarcia na Iran, jaką prowadzi administracja Obamy, niepokoi izraelski rząd. To sprawia, że informacje o możliwym zbombardowaniu irańskich instalacji nuklearnych są w tej chwili bardziej rzeczywiste niż kilka lat temu, kiedy zaczęły się pojawiać.

Izrael pamięta jeszcze, jak w 1981 udało się w ten sposób zatrzymać iracki program atomowy. Wywiad państwa żydowskiego ponownie sprawdza możliwości powstrzymania atomowych ambicji wrogiego sąsiada. Iran odrobił jednak iracką lekcję – jego program atomowy prowadzi kilkadziesiąt ośrodków rozsianych na terenie całego kraju.

Cele, czyli jak wyglądają instalacje atomowe

Amerykańscy eksperci z Center for Strategic and International Sutdies (CSIS) w Waszyngtonie sprawdzili jakie cele należy zniszczyć, aby powstrzymać Iran od zdobycia bomby jądrowej. Kluczowe ośrodki to instalacje w Isfahanie, Natanz oraz reaktor w Araku. W Isfahanie oraz w Natanz prowadzone są prace nad wzbogacaniem uranu. Tysiące wirówek-centryfug „oczyszczają” uran, tak aby zdobyć wystarczająco dużo materiału rozszczepialnego, który posłużyć może do zbudowania bomby.

W Araku Iran buduje 40 megawatowy reaktor na wodę ciężką. Ocenia się, że zacznie pracować w 2011 roku. Dzięki tej technologii można by wytwarzać pluton – pierwiastek znacznie wydajniejszy przy budowie potężnych i dużo bardziej skomplikowanych bomb atomowych.

Eksperci CSIS twierdzą, że uruchomienie tego reaktora pozwoli Iranowi wyprodukować wystarczającą ilość materiałów do stworzenia bomby atomowej do 2014 r. W Araku – w którym przy wykorzystaniu ciężkiej wody miano by produkować pluton. Według izraelskich analiz, Iran będzie zdolny zbudować bombę między 2009 a 2013 rokiem. USA sądzą, że nie nastąpi to przed 2013.

Aby zniszczyć te trzy cele Izrael musiałby użyć bomb penetrujących, zdolnych niszczyć podziemne bunkry. Centrum wzbogacania uranu w Natanz rozciąga się na terenie 6 hektarów. Zbudowano je początkowo w ośmiometrowym wykopie, obudowując wszystko murem grubości 2,5 metra. W 2004 roku zbudowano nową warstwę muru, zasypując wszystko warstwą ziemi grubą na niemal 30 metrów.

Budynki w Isfahanie i Araku, zbudowane całkowicie nad ziemią są znacznie mniejsze od zabudowań w Natanz. Do zniszczenia tych ostatnich wystarczą bomby ważące bagatela nieco ponad 900 kg. Wyzwaniem jest jednak Natanz. Aby go zniszczyć potrzeba by około 40 bomb o wadze 2 200 kg. Dwie takie samonaprowadzające bomby penetrujące, zrzucone w odpowiednim momencie jedna po drugiej, są w stanie przedrzeć się przez 30 metrów ziemi i sześciometrowy mur. Prawdopodobieństwo, że to się uda wynosi pół na pół. Izraelscy piloci będą potrzebowali szczęścia.

70 samolotów i 40 bomb - trasa lotu

Do transportu bomb mogłyby zostać użyte F-15 i F-16. Eksperci CSIS oceniają, że do operacji trzeba by użyć ok. 70 samolotów – 32 bombowców i 38 samolotów osłaniających. W najlepszym wypadku ich liczbę można by ograniczyć do trzydziestu kilku.

W porównaniu z atakiem na iracki reaktor Osirak,z 1981 r. obecna operacja byłaby atakiem prawdziwej powietrznej "armady", która miałaby lecieć koło wzdłuż granicy syryjskiej i tureckiej oraz przez przestrzeń powietrzną północnego Iraku. Zdaniem ekspertów Izrael mógłby zneutralizować syryjski system radarowy przy użyciu zaawansowanych technologii elektronicznych.

Turcy zaś mogą uznać izraelskie samoloty za przyjacielskie i nie wzniosą alarmu w związku z ich przelotem nad swymi południowymi rubieżami. To jednak oznaczałoby, że Turcy de facto pomogli Izraelowi w przeprowadzeniu ataku. Koszta międzynarodowe takiej operacji byłyby wysokie dla Ankary. Poza tym F-15 i F-16 musiałyby być tankowane w powietrzu, najlepiej „w konspiracji”, tak aby nie zostały zauważone przez systemy Syrii, Turcji i USA.

Inna możliwość... i konsekwencje

Jest jednak również druga opcja. Izrael może zbombardować irańskie instalacje przy użyciu rakiet balistycznych. W zależności od użytych głowic potrzebowałby wtedy od 20 do 40 pocisków. Choć Iran nie posiada raczej systemu przeciwrakietowego, który usilnie starał się nabyć od Rosjan – słynnego S300, to jeśli fakty są inne, izraelsko-irańskie rakiety starłyby się nad terytorium Jordanii. Taki bieg wydarzeń miałby poważne skutki polityczne dla wszystkich stron.

Jedno jest pewne – zbombardowanie irańskich instalacji nuklearnych przez Izrael doprowadzi do destabilizacji w całym regionie. A Iran to mocarstwo w tej części świata. Z 68 milionami mieszkańców i półmilionową armią może krwawo odpowiedzieć na zaczepki małego, choć wyposażonego w głowice nuklearne Izraela. W najpoważniejszym scenariuszu Teheran wystrzeli rakiety średniego i dalekiego zasięgu w kierunku Izraela. Terytorium tego małego państwa ma jednak potężną ochronę - amerykańskie systemy antyrakietowe, które z dużym prawdopodobieństwem zestrzelą pociski Teheranu.

W Zatoce Perskiej i we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego stacjonują ponadto okręty marynarki wojennej USA, które są częścią amerykańskiego systemu antyrakietowego. W razie ataku Iranu one również mogą przechwycić rakiety wrogów Izraela. Amerykańska flota może byś jednak wrażliwym celem, w który uderzyć może Iran – sugerują autorzy raportu z CSIS. To prawdopodobnie oznaczałoby wojnę.

Iran może jednak działać bardziej powściągliwie – szkoląc, dozbrajając rebeliantów w Iraku, Turcji i Afganistanie. Fala przemocy rozlałaby się po terenach, na których stacjonują wojska USA w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu. Teheran może również zablokować strategiczną cieśninę Ormuza, która jest bramą do Zatoki Perskiej. Ucierpi na tym światowy rynek naftowy. Ceny „czarnego złota” znów pójdą w górę, co poprawi dodatkowo irański bilans handlowy.

Z pewnością taki nalot nie powstrzyma na zawsze Iranu od zdobycia bomby atomowej. - Ewentualne bombardowanie nie zastopuje irańskiego programu jądrowego, choć może spowolnić go nawet o kilka lat – twierdzi Piotr Krawczyk, iranolog z PISM-u.

Miarą sukcesu lub porażki izraelskiej operacji będzie czas na jaki Teheran zostanie powstrzymany od wyprodukowania wystarczającej ilości wzbogaconego uranu lub plutonu do wyprodukowania bomby jądrowej - wtórują mu eksperci CSIS.

Paweł Orłowski, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
piotr krawczykiranbombardowanie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)