Ile bomb potrzeba do ataku na Iran? - wybuchowy raport
70 samolotów, 40 dwutonowych bomb i dużo szczęścia – tego potrzebuje Izrael, aby zniszczyć irańskie instalacje nuklearne. - Groźby zbombardowania irańskich instalacji nuklearnych przez lotnictwo Izraela są teraz bardziej rzeczywiste – twierdzi Piotr Krawczyk, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z Wirtualną Polską. Dotarliśmy do raportu, który analizuje w jaki sposób można powstrzymać irański program atomowy.
23.04.2009 | aktual.: 23.04.2009 14:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdaniem Krawczyka polityka otwarcia na Iran, jaką prowadzi administracja Obamy, niepokoi izraelski rząd. To sprawia, że informacje o możliwym zbombardowaniu irańskich instalacji nuklearnych są w tej chwili bardziej rzeczywiste niż kilka lat temu, kiedy zaczęły się pojawiać.
Izrael pamięta jeszcze, jak w 1981 udało się w ten sposób zatrzymać iracki program atomowy. Wywiad państwa żydowskiego ponownie sprawdza możliwości powstrzymania atomowych ambicji wrogiego sąsiada. Iran odrobił jednak iracką lekcję – jego program atomowy prowadzi kilkadziesiąt ośrodków rozsianych na terenie całego kraju.
Cele, czyli jak wyglądają instalacje atomowe
Amerykańscy eksperci z Center for Strategic and International Sutdies (CSIS) w Waszyngtonie sprawdzili jakie cele należy zniszczyć, aby powstrzymać Iran od zdobycia bomby jądrowej. Kluczowe ośrodki to instalacje w Isfahanie, Natanz oraz reaktor w Araku. W Isfahanie oraz w Natanz prowadzone są prace nad wzbogacaniem uranu. Tysiące wirówek-centryfug „oczyszczają” uran, tak aby zdobyć wystarczająco dużo materiału rozszczepialnego, który posłużyć może do zbudowania bomby.
W Araku Iran buduje 40 megawatowy reaktor na wodę ciężką. Ocenia się, że zacznie pracować w 2011 roku. Dzięki tej technologii można by wytwarzać pluton – pierwiastek znacznie wydajniejszy przy budowie potężnych i dużo bardziej skomplikowanych bomb atomowych.
Eksperci CSIS twierdzą, że uruchomienie tego reaktora pozwoli Iranowi wyprodukować wystarczającą ilość materiałów do stworzenia bomby atomowej do 2014 r. W Araku – w którym przy wykorzystaniu ciężkiej wody miano by produkować pluton. Według izraelskich analiz, Iran będzie zdolny zbudować bombę między 2009 a 2013 rokiem. USA sądzą, że nie nastąpi to przed 2013.
Aby zniszczyć te trzy cele Izrael musiałby użyć bomb penetrujących, zdolnych niszczyć podziemne bunkry. Centrum wzbogacania uranu w Natanz rozciąga się na terenie 6 hektarów. Zbudowano je początkowo w ośmiometrowym wykopie, obudowując wszystko murem grubości 2,5 metra. W 2004 roku zbudowano nową warstwę muru, zasypując wszystko warstwą ziemi grubą na niemal 30 metrów.
Budynki w Isfahanie i Araku, zbudowane całkowicie nad ziemią są znacznie mniejsze od zabudowań w Natanz. Do zniszczenia tych ostatnich wystarczą bomby ważące bagatela nieco ponad 900 kg. Wyzwaniem jest jednak Natanz. Aby go zniszczyć potrzeba by około 40 bomb o wadze 2 200 kg. Dwie takie samonaprowadzające bomby penetrujące, zrzucone w odpowiednim momencie jedna po drugiej, są w stanie przedrzeć się przez 30 metrów ziemi i sześciometrowy mur. Prawdopodobieństwo, że to się uda wynosi pół na pół. Izraelscy piloci będą potrzebowali szczęścia.
70 samolotów i 40 bomb - trasa lotu
Do transportu bomb mogłyby zostać użyte F-15 i F-16. Eksperci CSIS oceniają, że do operacji trzeba by użyć ok. 70 samolotów – 32 bombowców i 38 samolotów osłaniających. W najlepszym wypadku ich liczbę można by ograniczyć do trzydziestu kilku.
W porównaniu z atakiem na iracki reaktor Osirak,z 1981 r. obecna operacja byłaby atakiem prawdziwej powietrznej "armady", która miałaby lecieć koło wzdłuż granicy syryjskiej i tureckiej oraz przez przestrzeń powietrzną północnego Iraku. Zdaniem ekspertów Izrael mógłby zneutralizować syryjski system radarowy przy użyciu zaawansowanych technologii elektronicznych.
Turcy zaś mogą uznać izraelskie samoloty za przyjacielskie i nie wzniosą alarmu w związku z ich przelotem nad swymi południowymi rubieżami. To jednak oznaczałoby, że Turcy de facto pomogli Izraelowi w przeprowadzeniu ataku. Koszta międzynarodowe takiej operacji byłyby wysokie dla Ankary. Poza tym F-15 i F-16 musiałyby być tankowane w powietrzu, najlepiej „w konspiracji”, tak aby nie zostały zauważone przez systemy Syrii, Turcji i USA.
Inna możliwość... i konsekwencje
Jest jednak również druga opcja. Izrael może zbombardować irańskie instalacje przy użyciu rakiet balistycznych. W zależności od użytych głowic potrzebowałby wtedy od 20 do 40 pocisków. Choć Iran nie posiada raczej systemu przeciwrakietowego, który usilnie starał się nabyć od Rosjan – słynnego S300, to jeśli fakty są inne, izraelsko-irańskie rakiety starłyby się nad terytorium Jordanii. Taki bieg wydarzeń miałby poważne skutki polityczne dla wszystkich stron.
Jedno jest pewne – zbombardowanie irańskich instalacji nuklearnych przez Izrael doprowadzi do destabilizacji w całym regionie. A Iran to mocarstwo w tej części świata. Z 68 milionami mieszkańców i półmilionową armią może krwawo odpowiedzieć na zaczepki małego, choć wyposażonego w głowice nuklearne Izraela. W najpoważniejszym scenariuszu Teheran wystrzeli rakiety średniego i dalekiego zasięgu w kierunku Izraela. Terytorium tego małego państwa ma jednak potężną ochronę - amerykańskie systemy antyrakietowe, które z dużym prawdopodobieństwem zestrzelą pociski Teheranu.
W Zatoce Perskiej i we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego stacjonują ponadto okręty marynarki wojennej USA, które są częścią amerykańskiego systemu antyrakietowego. W razie ataku Iranu one również mogą przechwycić rakiety wrogów Izraela. Amerykańska flota może byś jednak wrażliwym celem, w który uderzyć może Iran – sugerują autorzy raportu z CSIS. To prawdopodobnie oznaczałoby wojnę.
Iran może jednak działać bardziej powściągliwie – szkoląc, dozbrajając rebeliantów w Iraku, Turcji i Afganistanie. Fala przemocy rozlałaby się po terenach, na których stacjonują wojska USA w bezpośrednim sąsiedztwie Iranu. Teheran może również zablokować strategiczną cieśninę Ormuza, która jest bramą do Zatoki Perskiej. Ucierpi na tym światowy rynek naftowy. Ceny „czarnego złota” znów pójdą w górę, co poprawi dodatkowo irański bilans handlowy.
Z pewnością taki nalot nie powstrzyma na zawsze Iranu od zdobycia bomby atomowej. - Ewentualne bombardowanie nie zastopuje irańskiego programu jądrowego, choć może spowolnić go nawet o kilka lat – twierdzi Piotr Krawczyk, iranolog z PISM-u.
Miarą sukcesu lub porażki izraelskiej operacji będzie czas na jaki Teheran zostanie powstrzymany od wyprodukowania wystarczającej ilości wzbogaconego uranu lub plutonu do wyprodukowania bomby jądrowej - wtórują mu eksperci CSIS.
Paweł Orłowski, Wirtualna Polska