"Idziemy w bardzo złym kierunku". W szkole dzieje się gorzej niż mówi Czarnek

- Żadnej zapaści nie ma! - wykrzykiwał minister Przemysław Czarnek przed rozpoczęciem roku szkolnego. Tymczasem realia są zupełnie inne. - Szkoły zaczynają pracować na oparach. Idziemy w bardzo złym kierunku - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.

Przemysław Czarnek na inauguracji roku szkolnego Przemysław Czarnek na inauguracji roku szkolnego
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Wojciech Olkusnik
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Ministerstwo Edukacji i Nauki zwiększa limit godzin ponadwymiarowych. Wszystko po to, by jakkolwiek próbować załatać dziury w planach lekcji. To problematyczne, ponieważ nauczyciele i tak są maksymalnie dociążeni nadgodzinami.

Minister edukacji Przemysław Czarnek nie widzi w tym problemu. Utrzymuje, że to "normalny ruch kadrowy". Brakuje ok. 6 tysięcy nauczycieli na pełnych etatach. - Ten rok szkolny będzie bardzo spokojny, wbrew temu, co głoszą pewne partie polityczne, które udają media - zapowiadał podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nauczyciele mają dosyć. "Sytuacja jest dramatyczna. Żenujące pensje i warunki pracy, które są nie do zniesienia"

"Polskiego uczyła pani od muzyki, geografii albo były zajęcia z WF"

- Jeśli znacie państwo jakiegokolwiek nauczyciela polskiego, to proszę go zapytać, czy zechce uczyć w naszej szkole - choć trudno w to uwierzyć, to dyrektorka szkoły w Warszawie, gdzie chodzą moje dzieci, zwróciła się do rodziców z apelem o pomoc w poszukiwaniach - mówi pan Tomasz, ojciec dwóch córek w wieku 10 i 12 lat. - Nikt nie podjął się uczenia za oferowane przez szkołę stawki wynagrodzenia - stwierdza.

I dodaje, że - ponieważ nauczyciel się nie znalazł - uczniowie piątej klasy przeczytali tylko dwie lektury - "Chłopcy z Placu Broni" oraz "Katarynkę". - Przez cały rok nie było nauczyciela. Polskiego uczyła pani od muzyki, geografii albo były zajęcia z WF. W innych klasach wakat częściowo obsługiwała inna nauczycielka, ale to tylko w drodze wyjątku dla klasy siódmej, żeby nie narobili sobie zaległości przed wejściem do klasy ósmej i egzaminem ósmoklasisty - podkreśla.

Teraz, kiedy zagląda do planu lekcji, hasło "wakat" pojawia się w lekcjach matematyki młodszej córki - uczennicy czwartej klasy podstawowej. - Czekam na zebranie, gdzie dyrektor powie, co się dzieje. Od kiedy wakaty uczą w szkole? Nasza szkoła należała do czołówki rankingu. Wakaty powodują, że uczniowie gorzej zdają egzaminy i nastąpił zjazd na 220. miejsce - dodaje pan Tomasz.

"Nauczyciele i nauczycielki są koszmarnie przepracowani"

Dr Iga Kazimierczyk, pedagożka z fundacji Przestrzeń dla edukacji, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "nauczyciele rozpoczynają rok szkolny z dużymi oczekiwaniami, że w edukacji wreszcie coś się zmieni".

- Ale także z poczuciem, że cały system jest bardzo zmęczony, najbardziej chyba nieustającymi zmianami prawa oświatowego - dodaje. I podkreśla, że dyrektorzy są zmęczeni tym, że muszą te zmiany wdrażać, pilnować ich, doszkalać się, a jednocześnie zatrudniać nauczycieli, których nie ma.

Jak dodaje, sami nauczyciele i nauczycielki są koszmarnie przepracowani, co kończy się obniżeniem jakości pracy, wypaleniem zawodowym, potrzebą myślenia o innych ścieżkach rozwoju.

"Dyrektorzy nie są w łatwej sytuacji"

- Nauczyciele pracują w godzinach ponadwymiarowych. Jest to rzeczywistość polskiej szkoły. Nie ma komu tych godzin wypełnić - nie ma nowych nauczycieli, więc trzeba je przydzielić tym już pracującym w szkole. Tak się dzieje, bo tak się niestety musi dziać - wyjaśnia ekspertka.

I dodaje, że dyrektorzy prowadzący placówki są zobligowani do tego, by szkoła działała i realizowała przepisy prawa oświatowego, czyli przede wszystkim prowadziła zajęcia oraz realizowała podstawę programową.

- To dyrektorzy muszą zrobić wszystko, by brakujących nauczycieli zastąpić - wyjaśnia Kazimierczyk. I wylicza, że strategie ich zastępowania są różne - od przydzielania godzin dodatkowych nauczycielom już pracującym, poprzez szukanie nauczycieli przez rodzinę i znajomych, zapraszanie do pracy nauczycieli, którzy są emerytami. - Pojawiają się też w szkołach nauczyciele, którzy są w trakcie zmiany kwalifikacji - dodaje.

Dr Iga Kazimierczyk mówi wprost: dyrektorzy nie są w łatwej sytuacji. - W ostateczności przydzielane są albo doraźne zastępstwa, np. matematyk przychodzi prowadzić lekcję fizyki, albo w miejsce biologii, do której brakuje nauczyciela, realizowane są inne zajęcia, a potem - gdy nauczyciel się znajdzie - zajęcia są odrabiane. Jest to trudne zadanie, by - przy trwającym od lat braku kadr - tworzyć plany lekcji. I żeby uczniowie dostali właściwą ofertę edukacyjną - zaznacza ekspertka.

"Priorytetem powinna być edukacja"

Czy może być tak, że przedmiot w ogóle nie jest realizowany? Kazimierczyk mówi, że tak, ale wtedy musi być zrealizowany w następnych latach. - To ostateczność, bo to planowanie pracy placówki z nadzieją, że coś się zmieni w przyszłości. A może być tylko gorzej. Nauczyciele i dyrektorzy robią wszystko, by zajęcia były realizowane. Teraźniejszość jest dominującym czynnikiem - wyjaśnia.

- Liczylibyśmy na to, by rządzący przyjrzeli się prawdziwym problemom polskiej szkoły. Szkoła to nie jest warzywniak, do którego dowieziemy marchewkę gorszej jakości i wszyscy jakoś ją zjemy. W szkole jest prawdziwy kapitał - dzieci, młodzież, które mają tworzyć przyszłość tego państwa. Dziwię się, że partia, która tak mówi o patriotyzmie i rodzinie, tak mało inwestuje w ludzi, którzy mają ojczyznę tworzyć. Priorytetem powinna być edukacja - zaznacza Kazimierczyk.

"Są sytuacje, gdzie nie znalazłam nikogo"

- Początek roku szkolnego jest chwilą, kiedy widzimy efekt pracy całych wakacji. Przez całe wakacje szukałam nauczycieli. Udało mi się wielu z nich znaleźć, nie oznacza to jednak, że jestem w pełni zadowolona, bo wielu z moich pracowników w tej chwili to nauczyciele emerytowani, których prosiłam, by jeszcze nie odchodzili - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.

I dodaje, że część wakatów ma pokrytych godzinami nadliczbowymi. - Są sytuacje, gdzie nie znalazłam nikogo. Dotyczy to przede wszystkim nauczycieli wspomagających, czyli nauczycieli, którzy pomagają dzieciom o specjalnych potrzebach edukacyjnych - wyjaśnia.

- Tych nauczycieli na rynku nie ma. A jest to rzecz bardzo ważna. W momencie, kiedy w pierwszej klasie mamy troje uczniów, których problemem jest Zespół Aspergera, a nie mam nauczyciela wspomagającego, praca po prostu jest niemożliwa - zaznacza.

Na rynku pracy - jak zauważa - są ogromne problemy. - Przede wszystkim nie ma zmiany pokoleniowej. Prawie w ogóle nie przychodzą młodzi nauczyciele. Mamy wielu emerytów i braki w powtarzających się przedmiotach. To nadal nie jest łatwa sytuacja - dodaje.

"Oznacza to brak realizacji chemii w całej szkole"

W szkole, w której jest dyrektorką, jest wakat nauczyciela chemii - osiem godzin tygodniowo. - Oznacza to brak realizacji chemii w całej szkole. Tym samym jest to brak realizacji prawa do nauki - dziecko nie ma możliwości uczenia się jednego z przedmiotów obowiązkowych - wyjaśnia.

- Każda godzina, która nie ma dobrze przygotowanego przyznanego nauczyciela, oznacza brak realizacji przez którąś z klas jakiegoś fragmentu, który powinien być realizowany, jeśli chcemy spełniać prawo do nauki - dodaje Kozakiewicz. I wylicza, że - oprócz chemii - ma problem z nauczycielem wspomagającym od języka angielskiego.

"Szkoły zaczynają pracować na oparach"

I podkreśla, że o to, by wypełnić luki, walczyła całe wakacje. - Nawet będąc na urlopie spotykałam się z kandydatami do pracy - przyznaje.

- Problemem jest każdy wakat, który wynika z braku chętnych do pracy, jest ogromnym kłopotem. Nie widzę działań, które sprzyjałyby zmianie tej sytuacji. Nie widzę działań, które mogłyby spowodować, że młodzi ludzie będą chcieli pracować w tym zawodzie - dodaje dyrektor.

Jak dodaje, w tej chwili "szkoły zaczynają pracować na oparach". - Idziemy w bardzo złym kierunku. Te opary to emeryci i dużo godzin nadliczbowych. Kiedy i to się skończy, wszystko stanie - mówi.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Kolumbia. Indianie strzelali z łuków w budynek ambasady USA
Kolumbia. Indianie strzelali z łuków w budynek ambasady USA
Polacy o Nawrockiej. Ocenili, jak sobie radzi w roli pierwszej damy
Polacy o Nawrockiej. Ocenili, jak sobie radzi w roli pierwszej damy
Ciało młodej kobiety w windzie. Prokuratura postawiła zarzuty
Ciało młodej kobiety w windzie. Prokuratura postawiła zarzuty
Noblistka wychwala Trumpa. "Wenezuelczycy są mu wdzięczni"
Noblistka wychwala Trumpa. "Wenezuelczycy są mu wdzięczni"
Hamas przekazał trumnę z ciałem kolejnego zakładnika. Co z resztą?
Hamas przekazał trumnę z ciałem kolejnego zakładnika. Co z resztą?
33-latek z Luizjany aresztowany. Miał brać udział w ataku Hamasu
33-latek z Luizjany aresztowany. Miał brać udział w ataku Hamasu
Axios o spotkaniu Trump-Zełenski. "Nikt nie krzyczał, ale było ciężko"
Axios o spotkaniu Trump-Zełenski. "Nikt nie krzyczał, ale było ciężko"
Prognoza IMGW na zimę. Czeka nas "zima stulecia"?
Prognoza IMGW na zimę. Czeka nas "zima stulecia"?
Alkohol na stacjach benzynowych? "Kupuje go tam 70 proc. uzależnionych"
Alkohol na stacjach benzynowych? "Kupuje go tam 70 proc. uzależnionych"
Zniknął obraz Picassa. Zaginął podczas transportu
Zniknął obraz Picassa. Zaginął podczas transportu
Rostów nad Donem: 15 ukraińskich jeńców skazanych na kolonię karną
Rostów nad Donem: 15 ukraińskich jeńców skazanych na kolonię karną
Tylko Zełenski wyszedł do dziennikarzy. Oto co napisał Trump
Tylko Zełenski wyszedł do dziennikarzy. Oto co napisał Trump