"Idziemy w bardzo złym kierunku". W szkole dzieje się gorzej niż mówi Czarnek
- Żadnej zapaści nie ma! - wykrzykiwał minister Przemysław Czarnek przed rozpoczęciem roku szkolnego. Tymczasem realia są zupełnie inne. - Szkoły zaczynają pracować na oparach. Idziemy w bardzo złym kierunku - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.
04.09.2023 18:21
Ministerstwo Edukacji i Nauki zwiększa limit godzin ponadwymiarowych. Wszystko po to, by jakkolwiek próbować załatać dziury w planach lekcji. To problematyczne, ponieważ nauczyciele i tak są maksymalnie dociążeni nadgodzinami.
Minister edukacji Przemysław Czarnek nie widzi w tym problemu. Utrzymuje, że to "normalny ruch kadrowy". Brakuje ok. 6 tysięcy nauczycieli na pełnych etatach. - Ten rok szkolny będzie bardzo spokojny, wbrew temu, co głoszą pewne partie polityczne, które udają media - zapowiadał podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Polskiego uczyła pani od muzyki, geografii albo były zajęcia z WF"
- Jeśli znacie państwo jakiegokolwiek nauczyciela polskiego, to proszę go zapytać, czy zechce uczyć w naszej szkole - choć trudno w to uwierzyć, to dyrektorka szkoły w Warszawie, gdzie chodzą moje dzieci, zwróciła się do rodziców z apelem o pomoc w poszukiwaniach - mówi pan Tomasz, ojciec dwóch córek w wieku 10 i 12 lat. - Nikt nie podjął się uczenia za oferowane przez szkołę stawki wynagrodzenia - stwierdza.
I dodaje, że - ponieważ nauczyciel się nie znalazł - uczniowie piątej klasy przeczytali tylko dwie lektury - "Chłopcy z Placu Broni" oraz "Katarynkę". - Przez cały rok nie było nauczyciela. Polskiego uczyła pani od muzyki, geografii albo były zajęcia z WF. W innych klasach wakat częściowo obsługiwała inna nauczycielka, ale to tylko w drodze wyjątku dla klasy siódmej, żeby nie narobili sobie zaległości przed wejściem do klasy ósmej i egzaminem ósmoklasisty - podkreśla.
Teraz, kiedy zagląda do planu lekcji, hasło "wakat" pojawia się w lekcjach matematyki młodszej córki - uczennicy czwartej klasy podstawowej. - Czekam na zebranie, gdzie dyrektor powie, co się dzieje. Od kiedy wakaty uczą w szkole? Nasza szkoła należała do czołówki rankingu. Wakaty powodują, że uczniowie gorzej zdają egzaminy i nastąpił zjazd na 220. miejsce - dodaje pan Tomasz.
"Nauczyciele i nauczycielki są koszmarnie przepracowani"
Dr Iga Kazimierczyk, pedagożka z fundacji Przestrzeń dla edukacji, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "nauczyciele rozpoczynają rok szkolny z dużymi oczekiwaniami, że w edukacji wreszcie coś się zmieni".
- Ale także z poczuciem, że cały system jest bardzo zmęczony, najbardziej chyba nieustającymi zmianami prawa oświatowego - dodaje. I podkreśla, że dyrektorzy są zmęczeni tym, że muszą te zmiany wdrażać, pilnować ich, doszkalać się, a jednocześnie zatrudniać nauczycieli, których nie ma.
Jak dodaje, sami nauczyciele i nauczycielki są koszmarnie przepracowani, co kończy się obniżeniem jakości pracy, wypaleniem zawodowym, potrzebą myślenia o innych ścieżkach rozwoju.
Zobacz także
"Dyrektorzy nie są w łatwej sytuacji"
- Nauczyciele pracują w godzinach ponadwymiarowych. Jest to rzeczywistość polskiej szkoły. Nie ma komu tych godzin wypełnić - nie ma nowych nauczycieli, więc trzeba je przydzielić tym już pracującym w szkole. Tak się dzieje, bo tak się niestety musi dziać - wyjaśnia ekspertka.
I dodaje, że dyrektorzy prowadzący placówki są zobligowani do tego, by szkoła działała i realizowała przepisy prawa oświatowego, czyli przede wszystkim prowadziła zajęcia oraz realizowała podstawę programową.
- To dyrektorzy muszą zrobić wszystko, by brakujących nauczycieli zastąpić - wyjaśnia Kazimierczyk. I wylicza, że strategie ich zastępowania są różne - od przydzielania godzin dodatkowych nauczycielom już pracującym, poprzez szukanie nauczycieli przez rodzinę i znajomych, zapraszanie do pracy nauczycieli, którzy są emerytami. - Pojawiają się też w szkołach nauczyciele, którzy są w trakcie zmiany kwalifikacji - dodaje.
Dr Iga Kazimierczyk mówi wprost: dyrektorzy nie są w łatwej sytuacji. - W ostateczności przydzielane są albo doraźne zastępstwa, np. matematyk przychodzi prowadzić lekcję fizyki, albo w miejsce biologii, do której brakuje nauczyciela, realizowane są inne zajęcia, a potem - gdy nauczyciel się znajdzie - zajęcia są odrabiane. Jest to trudne zadanie, by - przy trwającym od lat braku kadr - tworzyć plany lekcji. I żeby uczniowie dostali właściwą ofertę edukacyjną - zaznacza ekspertka.
"Priorytetem powinna być edukacja"
Czy może być tak, że przedmiot w ogóle nie jest realizowany? Kazimierczyk mówi, że tak, ale wtedy musi być zrealizowany w następnych latach. - To ostateczność, bo to planowanie pracy placówki z nadzieją, że coś się zmieni w przyszłości. A może być tylko gorzej. Nauczyciele i dyrektorzy robią wszystko, by zajęcia były realizowane. Teraźniejszość jest dominującym czynnikiem - wyjaśnia.
- Liczylibyśmy na to, by rządzący przyjrzeli się prawdziwym problemom polskiej szkoły. Szkoła to nie jest warzywniak, do którego dowieziemy marchewkę gorszej jakości i wszyscy jakoś ją zjemy. W szkole jest prawdziwy kapitał - dzieci, młodzież, które mają tworzyć przyszłość tego państwa. Dziwię się, że partia, która tak mówi o patriotyzmie i rodzinie, tak mało inwestuje w ludzi, którzy mają ojczyznę tworzyć. Priorytetem powinna być edukacja - zaznacza Kazimierczyk.
"Są sytuacje, gdzie nie znalazłam nikogo"
- Początek roku szkolnego jest chwilą, kiedy widzimy efekt pracy całych wakacji. Przez całe wakacje szukałam nauczycieli. Udało mi się wielu z nich znaleźć, nie oznacza to jednak, że jestem w pełni zadowolona, bo wielu z moich pracowników w tej chwili to nauczyciele emerytowani, których prosiłam, by jeszcze nie odchodzili - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.
I dodaje, że część wakatów ma pokrytych godzinami nadliczbowymi. - Są sytuacje, gdzie nie znalazłam nikogo. Dotyczy to przede wszystkim nauczycieli wspomagających, czyli nauczycieli, którzy pomagają dzieciom o specjalnych potrzebach edukacyjnych - wyjaśnia.
- Tych nauczycieli na rynku nie ma. A jest to rzecz bardzo ważna. W momencie, kiedy w pierwszej klasie mamy troje uczniów, których problemem jest Zespół Aspergera, a nie mam nauczyciela wspomagającego, praca po prostu jest niemożliwa - zaznacza.
Na rynku pracy - jak zauważa - są ogromne problemy. - Przede wszystkim nie ma zmiany pokoleniowej. Prawie w ogóle nie przychodzą młodzi nauczyciele. Mamy wielu emerytów i braki w powtarzających się przedmiotach. To nadal nie jest łatwa sytuacja - dodaje.
"Oznacza to brak realizacji chemii w całej szkole"
W szkole, w której jest dyrektorką, jest wakat nauczyciela chemii - osiem godzin tygodniowo. - Oznacza to brak realizacji chemii w całej szkole. Tym samym jest to brak realizacji prawa do nauki - dziecko nie ma możliwości uczenia się jednego z przedmiotów obowiązkowych - wyjaśnia.
- Każda godzina, która nie ma dobrze przygotowanego przyznanego nauczyciela, oznacza brak realizacji przez którąś z klas jakiegoś fragmentu, który powinien być realizowany, jeśli chcemy spełniać prawo do nauki - dodaje Kozakiewicz. I wylicza, że - oprócz chemii - ma problem z nauczycielem wspomagającym od języka angielskiego.
"Szkoły zaczynają pracować na oparach"
I podkreśla, że o to, by wypełnić luki, walczyła całe wakacje. - Nawet będąc na urlopie spotykałam się z kandydatami do pracy - przyznaje.
- Problemem jest każdy wakat, który wynika z braku chętnych do pracy, jest ogromnym kłopotem. Nie widzę działań, które sprzyjałyby zmianie tej sytuacji. Nie widzę działań, które mogłyby spowodować, że młodzi ludzie będą chcieli pracować w tym zawodzie - dodaje dyrektor.
Jak dodaje, w tej chwili "szkoły zaczynają pracować na oparach". - Idziemy w bardzo złym kierunku. Te opary to emeryci i dużo godzin nadliczbowych. Kiedy i to się skończy, wszystko stanie - mówi.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski